Nowy Jork bez smaku. "Sweetbitter" – recenzja premiery nowego serialu Starz
Kamila Czaja
8 maja 2018, 22:01
"Sweetbitter" (Fot. Starz)
Kolejna historia o młodej dziewczynie w wielkim mieście. Tym razem w otoczeniu restauracyjnym, ale bez powiewu świeżości. Recenzujemy "Sweetbitter" od Starz.
Kolejna historia o młodej dziewczynie w wielkim mieście. Tym razem w otoczeniu restauracyjnym, ale bez powiewu świeżości. Recenzujemy "Sweetbitter" od Starz.
Fabuła pilotowego odcinka "Sweetbitter", serialu Stephanie Danler napisanego na podstawie jej powieści, oryginalnością nie grzeszy. Oto Tess (Ella Purnell, "Ordeal by Innocence") porzuca nudne życie i przybywa do Nowego Jorku jak tylu młodych ludzi przed nią. Wynajmuje niewielkie mieszkanie, sprzedaje samochód, chodzi po mieście i rozdaje CV. Aż jakimś cudem dostaje pracę w wysokiej klasy restauracji, chociaż nie ma dużego doświadczenia i zupełnie nie orientuje się w branży.
To tak w skrócie, chociaż, prawdę mówiąc, niewiele więcej można wydobyć z pierwszego odcinka, zatytułowanego "Salt". Poznajemy bohaterów, ale na razie wiemy o nich niewiele. Najwięcej czasu spędzamy z Tess, ale niestety główną cechą tej postaci jest niewyrazistość. Dziewczyna sama nie wie, czego szuka w Nowym Jorku, a wbrew schematom takich opowieści nie marzy o byciu pisarką czy aktorką.
Gdy Simone (Caitlin FitzGerald, "Masters of Sex", "UnReal") stwierdza, że Tess tak długo polegała w życiu na swoim uroku, że nie wyrobiła sobie żadnego charakteru, to trudno się z taką diagnozą nie zgodzić. Równocześnie wskazuje ona wprawdzie na zamysł twórców, by główna bohaterka celowo zaczynała jako postać nieukształtowana, której będziemy dopiero towarzyszyć w rozwoju, ale póki co ta nijakość odbiera serialowi ważny punkt zaczepienia, nie skłania do zaangażowania w losy Tess, skoro ona sama nie ma na siebie pomysłu.
Lepiej wygląda drugi plan, chociaż po samym pilocie trudno jeszcze uznać Howarda (Paul Sparks, "House of Cards"), szefa Tess, Willa (Evan Jonigkeit, "Frontier"), który ma ją oceniać podczas pracy, przystojniaka Jake'a (Tom Sturridge, "The Hollow Crown") czy Rosjanina Sashę (Daniyar) za pełnowymiarowe postacie. Zwłaszcza Jake póki co sprowadzony jest do roli niegrzecznego chłopca, za którym od razu szaleją kobiety, w tym główna bohaterka "Sweetbitter". Najjaśniej błyszczy zdecydowania Simone jako znawczyni restauracyjnego życia, przed którą Tess zostaje ostrzeżona, ale do której charyzmy ją ciągnie. Trudno jednak przypisać tu zasługę scenariuszowi – po prostu FitzGerald nawet z mało zniuansowanym materiałem potrafi zrobić cuda.
Jakiś potencjał tkwi w postaciach, ich relacjach i restauracyjnym życiu. Dynamiczne sceny, kiedy wszyscy mówią równocześnie, kuchnia tętni życiem, a tempo prawie można poczuć, siedząc przed ekranem, ożywiają całość. To jednak na razie nie wystarcza, by "Sweetbitter" się wyróżniało. Nawet sugerowana zmysłowość związana z jedzeniem i piciem jest tu raczej zaledwie deklaratywna, co bardzo mocno widać w scenie, kiedy wrażenia Tess po zjedzeniu ostrygi zostają zwizualizowane niezamierzenie zabawnym montażem.
W "Sweetbitter" docenić można, poza rolą FitzGerald, detale. Przekonująco nakręcono samotność Tess w nowym miejscu. Intrygujące wydaje mi się też to, jak bardzo rok 2006 pokazany w serialu ma posmak retro. Trochę trudno pogodzić się z tym, że czasy tak niedawne i świetnie pamiętane wypadają jak zamierzchła przeszłość, ale jednak internetowe kafejki i automaty telefoniczne każą się zastanowić nad tempem ostatniej dekady.
Pilot serialu ogląda się bez większego bólu, ale i bez szczególnego zainteresowania. Wszystko to już gdzieś było. Owszem, kadry są ładne, aktorzy w porządku, a pół godziny to nie wieczność. Równocześnie jednak niewiele tu zachęt, żeby oglądać dalej. Wprawdzie 1. seria liczy zaledwie 6 odcinków, więc wiele czasu nie zajmie, ale czy na pewno warto towarzyszyć Tess w odkrywaniu niuansów restauracyjnego i nowojorskiego życia? Za dużo jest dziś dobrych seriali o młodych ludziach, żeby emocjonować się takim najwyżej średnim.