Czy znasz swojego sąsiada? "Safe" – recenzja nowego serialu z Michaelem C. Hallem
Mateusz Piesowicz
9 maja 2018, 22:02
"Safe" (Fot. Netflix)
Na pozór spokojne osiedle, którego mieszkańcy skrywają całe mnóstwo tajemnic, a pośrodku tego ojciec szukający zaginionej córki. Widzieliśmy już dwa odcinki "Safe" i oceniamy bez spoilerów.
Na pozór spokojne osiedle, którego mieszkańcy skrywają całe mnóstwo tajemnic, a pośrodku tego ojciec szukający zaginionej córki. Widzieliśmy już dwa odcinki "Safe" i oceniamy bez spoilerów.
"Safe" to serial stworzony przez Harlana Cobena (scenariusz napisał Danny Brocklehurst – panowie współpracowali już przy okazji "The Five"), autora bestsellerowych kryminałów lubującego się w skomplikowanych i pełnych zwrotów akcji intrygach. Z dokładnie taką mamy do czynienia w przypadku wspólnej produkcji Canal+ i Netfliksa – thrillera, który stara się pokazać, że jest zarazem poważną historią obyczajową, ale okazuje się raczej kryminalną operą mydlaną.
Akcja rozgrywa się na zamkniętym osiedlu domów jednorodzinnych, co jest o tyle istotne, że tytuł serialu odnosi się właśnie do poczucia pozornego bezpieczeństwa, jakie zapewniają tego typu siedliska wyższej klasy średniej. Jak to jednak bywa, zwłaszcza na ekranie, płoty, kamery i strażnicy na nic się zdadzą, gdy na jaw zaczną wychodzić mroczne sekrety skrywane przez mieszkańców bajkowego gniazdka. Wiadomo przecież, że mają je wszyscy, a w szczególności ci, którzy z zewnątrz wyglądają na idealne rodziny.
Tom Delaney (Michael C. Hall) posiada taką tylko w pewnym stopniu, bo choć sam jest szanowanym chirurgiem, piętno na jego życiu odcisnęła śmierć żony, która pozostawiła go samego z dwiema córkami – nastoletnią Jenny (Amy James-Kelly) i młodszą Carrie (Isabelle Allen). Choć nasz bohater stara się jak może, pierwsza z nich stopniowo się od niego oddala, przechodząc fazę młodzieńczego buntu. Gdy pewnego wieczora wychodzi na imprezę i ślad po niej ginie, Tom rozpoczyna własne śledztwo, szybko odkrywając, że podejrzani są praktycznie wszyscy dookoła – także ludzie, których wydawało mu się, że całkiem dobrze zna.
To jednak tylko pozory, za którymi skrywa się tutaj praktycznie każdy, na zewnątrz pielęgnując ładny obrazek, by w domowym zaciszu ukrywać przed ciekawskimi oczami wstydliwe tajemnice. Poczynając od tych drobnych, jak małżeńskie nieporozumienia, a kończąc na całkiem dosłownych trupach w szafie, które rzecz jasna zaczną po kolei wyglądać na światło dzienne. Choć już w pierwszych dwóch odcinkach pojawiło się tyle sekretów, że można by nimi obdzielić kilka różnych historii, mam wrażenie, że twórcy wciąż tylko lekko uchylili zagadkową kurtynę.
Ma to swoje plusy, jak choćby to, że na nudę w "Safe" raczej nie powinniście narzekać (choć pierwszy odcinek jest dość niemrawy), ale z drugiej strony istnieje całkiem spore prawdopodobieństwo, że serial tak zaplącze się w intrygach, że znalezienie sensownego rozwiązania będzie graniczyło z cudem. To jednak kwestia, której póki co nie sposób rozstrzygnąć, więc nie będę się bawił w przewidywanie przyszłości – na razie mogę Wam powiedzieć tyle, że fabuła poprowadzona jest w klarowny sposób, mimo że niektóre wątki już teraz wydają się mocno przesadzone.
Tak to już jednak bywa, gdy mamy do czynienia z historią znacznie bliższą pulpowym kryminałom, niż ambitnym dramatom ze społecznym zacięciem. "Safe" stara się wprawdzie ten fakt maskować, ale efekty tych zabiegów nie są zbyt przekonujące. Twórcy wprowadzają na przykład wątek seksskandalu w szkole, a stale obecne są też motywy problemów między rodzicami i dziećmi, jednak ostatecznie wszystko ginie w efekciarskim scenariuszu przeskakującym od jednej sensacji do drugiej. Myślenie zostawcie raczej na inne okazje, bo "Safe" po poważniejszych tematach się prześlizguje, sygnalizując je, ale kompletnie nie mając ochoty ich zgłębiać.
Może i dobrze, bo trudno powiedzieć, czy przyniosłoby to pozytywny efekt, a tak przynajmniej mamy przyzwoitą rozrywkę, nieroszczącą sobie większych pretensji do czegoś więcej. "Safe" porusza się znanymi ścieżkami, nie eksperymentując ani z formą, ani z treścią, dopasowując się w ten sposób do netfliksowego krajobrazu – ot, jeszcze jeden nieco lepszy przeciętniak, któremu trudno coś konkretnego zarzucić i da się go obejrzeć od obiadu, ale nieposiadający przy tym żadnych charakterystycznych cech.
Jeśli sądziliście, że taki wyróżnik będzie stanowić rola Michaela C. Halla, to muszę Was rozczarować. Z jego kreacji zapamiętałem właściwie tylko chwilami nierówne starcie z brytyjskim akcentem, bo cała reszta utonęła w monotonii. Nad jego bohaterem wisi wprawdzie jakaś tajemnica związana z nocą śmierci żony, ale to zbyt mało, by naprawdę przejąć się losami tego faceta. Jak dotąd jest mi on doskonale obojętny, a przede wszystkim kompletnie bezbarwny. "Safe" nie może się wprawdzie pochwalić gromadą wyjątkowo charakterystycznych postaci, ale nawet na ich tle Tom wypada mdło.
Lepiej prezentują się chociażby Amanda Abbington w roli miejscowej pani detektyw i dziewczyny Toma; Hanna Artenton jako nowa śledcza z ukrytymi motywami i Marc Warren jako przyjaciel głównego bohatera, od którego na kilometr zalatuje czymś podejrzanym. Postaci jest rzecz jasna znacznie więcej, ale ta trójka ma największy potencjał, by nie skończyć tylko jako pionki posuwające fabułę do przodu. Na cuda jednak nie liczę, to po prostu nie jest ten rodzaj serialu, w którym powinniśmy się kimś mocniej interesować.
Tutaj do ekranu przykuwać ma intryga, wykonująca kolejną z dziesiątek fabularnych wolt dokładnie w tym momencie, gdy zaczyna się nam nieco dłużyć. "Safe" robi to umiejętnie, więc jestem przekonany, że przypadnie do gustu miłośnikom rozbudowanych, ale nie za trudnych historii kryminalnych. Nieskomplikowani bohaterowie, proste motywacje, dość szybkie tempo i prowadzenie widza za rękę nie są cechami seriali wybitnych, lecz do solidnych mogą pasować jak ulał. O ile dzieło Harlana Cobena nie zacznie w pewnym momencie przeskakiwać rekina, powinno bez problemu trafić do tego grona.
Cały sezon "Safe" pojawi się na Netfliksie 10 maja.