Gdzie się podziały tamte prywatki. "All Night" – recenzja nowego serialu Hulu
Kamila Czaja
12 maja 2018, 20:02
"All Night" (Fot. Hulu)
Długa impreza na koniec liceum daje bohaterom "All Night" – nowej komedii Hulu, którą u nas znajdziecie na HBO GO – wiele możliwości, ale widz bawi się na tej balandze nieszczególnie.
Długa impreza na koniec liceum daje bohaterom "All Night" – nowej komedii Hulu, którą u nas znajdziecie na HBO GO – wiele możliwości, ale widz bawi się na tej balandze nieszczególnie.
Jeśli nie ma się już nastu lat, każde podejście do młodzieżowej produkcji łączy się z ryzykiem. Oglądając "All Night", nowy serial Hulu, co jakiś czas przypomniałam sobie, żeby nie oceniać produkcji z pozycji kogoś, kto liceum skończył parę ładnych lat temu. Mimo ostrożnego nastawienia i próby cieszenia się klimatem imprezy, po obejrzeniu 4 z 10 odcinków nie mogę "All Night" entuzjastycznie polecić.
Punkt wyjścia jest prosty. Świeżo po uzyskaniu dyplomów szkoły średniej rocznik absolwentów zamknięty zostaje na 12-godzinnej imprezie, podczas której nie wolno używać telefonów. Dostajemy całą masę historii o ostatniej szansie na realizację odkładanych na później licealnych marzeń. Jak dobitnie zostaje to przedstawione w monologu w pilotowym odcinku, każdy ma swój cel – czy to zemsty, czy to nadrobienia straconego czasu.
Powodzenie produkcji rozgrywanej na zamkniętej przestrzeni zależy od poziomu wciągnięcia widza przez zaproponowane wątki i od tego, na ile warto kibicować bohaterom w ich walce o niezapomnianą ostatnią noc szkolnego życia. A z tym w serialu Hulu, z nielicznymi wyjątkami, raczej słabo.
Trudno zbudować wyraziste postacie, jeśli w ciągu 10 krótkich odcinków chce się pokazać z bliska kilkanaście osób, ale można było się bardziej postarać. Jason Ubaldi stworzył serial w dużej mierze bazujących na znanych schematach, więc emocjonować mamy się kwestiami "czy nerd zdobędzie piękną dziewczynę?" i "czy przyjaciele z dzieciństwa zostaną parą?". "All Night" w kilku miejscach proponuje nowe podejście, ale większość pomysłowych trików ginie wobec poczucia ogólnej wtórności.
Ten młodzieżowy serial nie udaje na szczęście, że jest czymś więcej niż historią, w której chodzi o zdobycie dziewczyny/faceta i wypicie ukrywanego przed gronem pedagogicznym alkoholu. Twórcy nie wierzą albo w możliwości poznawcze potencjalnych odbiorców, albo w ich chęć oglądania serialu ciągiem – jak inaczej bowiem uzasadnić, że przy tak krótkich odcinkach składających się na niedługi sezon za każdym razem dostajemy streszczenie "poprzednio w…"?
Nie oszukujmy się: oglądamy produkcję, w którym jeden z pomniejszych wątków streścić można jako "dziewczyna z zemsty na byłym podaje mu potajemnie viagrę, bo wie, że to szkodzi przy złamanym penisie". W innych scenach obserwujemy też poszukiwania ukrywającej tożsamość na Instagramie cosplayerki – a poszukiwania te obejmują próby podglądania przebierających się nastolatek.
"All Night" kilkakrotnie zdradza świadomość, że pewne zachowanie bohaterów są beznadziejne. Oni sami to chwilami przyznają, ale od tego nie robi się mniej żenująco. Na szczęście da się znaleźć pojedyncze historie, które jakoś intrygują, mimo że ich zakończenie z góry da się przewidzieć. W zależności od upodobań widzów będą to pewnie różne perypetie. Ja wciągnęłam się w znajomość Melindy (Allie Grant, "Suburgatory") i Christiana (Tequan Richmond, "Everybody Hates Chris"). Może dlatego, że są najmniej przerysowani. Zupełnie nie potrafiłam się za to przejąć losami trudnej do polubienia Deanny (Jenn McAllister), a najwyraźniej to na nią mocno stawiali twórcy "All Night".
Serial miał potencjał. Pokazuje problem selekcji na popularne i niepopularne grupy. Udowadnia, że często młodzież niepotrzebnie ukrywa przed przyjaciółmi prawdziwe emocje i zainteresowania, myśląc, że inni nie robią nic, tylko ich obserwują. Jest tu też normalne, otwarte podejście do związku dwóch dziewczyn. A równocześnie w kolejnej scenie "All Night" potrafi zaserwować utrwalanie różnych stereotypów, bo najwyraźniej według twórców nic tak nie bawi jak stereotyp nerda czy geja.
Szkoda, bo są tu przebłyski opowieści o tym, że za progiem czeka prawdziwe życie. Serial wyśmiewa złudzenia, w których wszyscy licealiści widzą się jako przyszłych prezydentów, artystów czy prezesów, ale to niestety trzeci plan. Ważniejsze, kto się z kim prześpi i ile kosztuje przemycona na imprezę wódka.
Braki fabularne dałoby się przełknąć przy lepszy aktorstwie. O ile jednak wspomniani Grant i Richmond wypadają naturalnie, tak większość aktorów jest albo dość nijaka, albo wręcz słaba. Najwyraźniej nie wystarczy być youtuberem (tym zajmuje się spora część obsady), żeby być aktorem.
"All Night" chyba nie może się też do końca zdecydować, czy wyśmiać stereotypowe oczekiwania licealistów, czy podporządkować się wszelkim banałom związanymi z gatunkiem młodzieżowej komedii o imprezie. Chwilami to serial, który nadmiernie podkreśla swoją świadomość konwencji, a chwilami po prostu czysta i nudna konwencja. Za dużo tu wszystkiego i wszystkich, a za mało prawdziwych emocji czy dialogów naprawdę błyskotliwych. To, że bohaterowie dużo i szybko mówią, nie znaczy, że mamy do czynienia z "Gilmore Girls".
Jeśli szukacie lekkiej, niezapadającej w pamięć rozrywki, to można spróbować – i pewnie szybko zapomnieć. Ale jeżeli wolicie coś ciekawszego o trudach dorastania, to lepiej zobaczcie film "Spectacular Now" czy mniej ambitne, ale przyjemne "Easy A" (z Emmą Stone) albo "The First Time" (z Britt Robertson i Dylanem O'Brienem). A w poszukiwaniu historii o nastoletnich zmaganiach z licealnym życiem lepiej wrócić do pierwszych sezonów "Awkward.". Albo do "Glee". Tam przynajmniej dobrze śpiewają.
Cały sezon "All Night" dostępny jest na HBO GO.