Dwa światy. "Cloak & Dagger" – recenzja nowego serialu młodzieżowego Marvela
Mateusz Piesowicz
8 czerwca 2018, 22:01
"Cloak & Dagger" (Fot. Freeform)
Nie supermoce, lecz nastoletnie problemy są w centrum uwagi w nowym serialu na podstawie komiksów Marvela. Jak wypadły pierwsze odcinki "Cloak & Dagger"? Drobne spoilery.
Nie supermoce, lecz nastoletnie problemy są w centrum uwagi w nowym serialu na podstawie komiksów Marvela. Jak wypadły pierwsze odcinki "Cloak & Dagger"? Drobne spoilery.
"Cloak & Dagger" to serial o obdarzonych niezwykłymi mocami postaciach o komiksowym rodowodzie, w którym zamiast misji ratowania świata, miasta albo chociaż dzielnicy, bohaterowie muszą zmagać się ze znacznie bardziej przyziemnymi sprawami. Co więcej, choć bez wątpienia jest w nich coś "super", nazywanie ich superbohaterami wydaje się mocno naciągane. Bo po pierwsze trudno dokładnie określić, na czym polegają ich moce, a po drugie nie dorobili się nawet porządnego przeciwnika. A co to za superbohaterowie bez czarnego charakteru do kompletu?
Zapomnijmy zatem o marvelowskim bagażu, porzucając wszystkie słowa z "super" na początku i skupmy się po prostu na bohaterach. Tych jest dwójka i na razie, czyli w pierwszych dwóch odcinkach, nie dorobili się jeszcze tytułowych pseudonimów. Są więc po prostu Tyrone'em Johnsonem (Aubrey Joseph) i Tandy Bowen (Olivia Holt) – parą pochodzących z zupełnie różnych środowisk nastolatków, których łączy fakt, że życie porządnie dało im w kość. I jeszcze kilka innych rzeczy, ale o tym za moment.
Na razie zostańmy przy ich pochodzeniu, bo przy tej okazji serial od razu pozwolił sobie na małą zabawę z widzami. W końcu zaczynając od retrospekcji, w których poznajemy włamującego się do samochodu czarnego chłopca i ćwiczącą balet białą dziewczynkę, łatwo przypisać im stereotypowe łatki. A tu psikus. To on okaże się pochodzącym z dobrej rodziny prymusem sprawiającym drobne problemy wychowawcze, a ona nastoletnią złodziejką uciekającą od matki alkoholiczki. Ten sprytny zabieg z odwróceniem fabularnych klisz dobrze pokazuje, że choć twórca (Joe Pokaski, scenarzysta m.in. "Heroes", "Daredevila" czy "Underground") bynajmniej ich nie unika, potrafi nimi całkiem zręcznie żonglować.
I właśnie dzięki temu udało mu się niemal od razu przykuć moją uwagę, choć przed premierą na zapowiedzi teen dramy w marvelowskim wydaniu reagowałem alergicznie. Jak dotąd jednak "Cloak & Dagger" miło zaskakuje, będąc historią nie tylko wciągającą i intrygującą, ale też naprawdę dobrze przemyślaną. Mogli wszak twórcy zaserwować nam zwięzłe origin story i od razu przejść do większej intrygi, ale woleli obrać bardziej wymagającą ścieżkę. Szczegóły na temat tego, co połączyło Tandy i Tyrone'a, poznajemy więc stopniowo, błądząc wraz z nimi we mgle i nie rozumiejąc, na czym dokładnie polega ich związek.
Ten zresztą póki co jest tylko zarysowany, bo wątki obojga bohaterów przecięły się jak dotąd zaledwie kilka razy, skupiając się na każdym z osobna. Jest na czym, bo nastolatki i bez towarzyszących im niezwykłych zjawisk mają mnóstwo problemów na głowie. Jego dręczą wspomnienia z przeszłości, wymagający rodzice i frustrująca szkolna rzeczywistość, ona mogłaby wyśmiać jego kłopoty, próbując przetrwać na własną rękę i okradając naiwne bogate dzieciaki. Gdy przez przypadkowe spotkanie uaktywniają się ich moce, sprawy nabierają oczywiście rozpędu, by już po chwili prosta historia zamieniła się w znacznie bardziej skomplikowaną opowieść.
Ciągle jednak jej absolutny fundament stanowi para bohaterów i choć w gdzieś w tle widać kontury czegoś większego (znana fanom Marvel korporacja Roxxon z pewnością nie jest tu dla ozdoby), na razie nie poświęcamy temu specjalnie dużo czasu. W zamian możemy się wgryźć w złożone charaktery Tandy i Tyrone'a, poznając ich lęki, marzenia i całkiem słuszne pretensje wobec niesprawiedliwego świata. Brzmi jak w każdym serialu dla i o nastolatkach, jednak twórcy zdołali na tyle zręcznie wymieszać znane motywy z nadzwyczajnymi umiejętnościami bohaterów, że całość wygląda zaskakująco świeżo. Dodając jeszcze do tego historię zahaczającą o narkotyki, policyjną brutalność, kwestie rasowe czy nawet wiarę, zaczynam się dziwić, że całość nie pękła jeszcze w szwach. Jasne, jest to wszystko odpowiednio wygładzone i uproszczone tam, gdzie trzeba, ale przy okazji po prostu wciąga.
A to bez wątpienia decydująca o powodzeniu zaleta, zwłaszcza że twórcy są oszczędni w parowaniu głównych bohaterów, przez co trudno tak naprawdę powiedzieć, czy pomiędzy Olivią Holt i Aubrey Josephem jest naturalna ekranowa chemia. Póki co ona wypada nieco lepiej, przekonująco balansując między delikatną a drapieżną naturą swojej bohaterki. On został mimowolną ofiarą scenariusza, bo wydaje mi się, że twórcy zbyt szybko zrzucili na jego barki za duży ciężar, w dwa odcinki przerabiając wątek, który można by ciągnąć przez cały sezon i doprawiając go jeszcze serią poważnych rozmów. Mimo to z werdyktem poczekam, aż dostaną więcej wspólnego czasu.
A to, mam nadzieję, nastąpi wkrótce, bo dwuodcinkowa introdukcja to już i tak sporo. Tandy i Tyrone z osobna to ciekawe postaci, co jednak nie zmienia faktu, że serial wypada zdecydowanie najlepiej, gdy bezpośrednio zestawia ich historie. Tam jest tajemnica i obietnica czegoś naprawdę niezwykłego – cała reszta, pomimo swojej istotności, jest tylko dodatkiem służącym jak najlepszemu wprowadzeniu w serialowy świat. A przeciąganie tego rzadko kiedy wychodzi na dobre i choć na razie na nudę nie narzekam, liczę, że już z nim skończyliśmy.
Tym bardziej, że "Cloak & Dagger" już teraz zaprezentowało naprawdę spory potencjał zarówno w sposobie prowadzenia narracji, jak i z czysto realizatorskiego punktu widzenia. Inaczej mówiąc, nie dość, że serial niegłupi, to jeszcze jest na czym oko zawiesić. O zmyślnej zabawie schematami już pisałem, a można do niej dodać jeszcze urozmaicające zabawę wizje i retrospekcje czy nawet bardzo fajny cliffhanger na koniec 2. odcinka. Wystarczyło trochę pokombinować, a już banalne historie odbiera się zupełnie inaczej – nawet gdy towarzyszą im niekiedy siermiężne dialogi albo jednowymiarowy drugi plan (brudny gliniarz, nadopiekuńcza matka, itp.).
Wzrok przyciąga z kolei udana zabawa motywami czerni i bieli, które są tu wpisane w fabułę i związane z mocami bohaterów. Nie nadużywa się przy tym CGI i dobrze, bo pozwala to twórcom na użycie wyobraźni i opracowanie wyrazistego wizualnego stylu. Jaśniejsze kadry towarzyszące Tandy i otaczające Tyrese'a ciemności ładnie ze sobą kontrastują, podkreślając jeszcze dwoistość całej historii. Nie ma tu ani taniego efekciarstwa, ani nudnej bezbarwności, które w komiksowych ekranizacjach były do tej pory rzadko przełamywaną regułą. Umieszczenie akcji w Nowym Orleanie też swoje zrobiło, choć w tej kwestii liczę na jeszcze więcej.
Podobnie jest w przypadku całego serialu, który tak pozytywny odbiór nie jest wcale związany tylko z tym, że nie miałem wobec niego żadnych oczekiwań. "Cloak & Dagger" nie unika błędów, ale stanowi kolejny przykład tego, że komiksowe historie nie muszą być tworzone na zasadzie kopiuj-wklej, a w marvelowskim uniwersum rzeczywiście jest miejsce na po prostu dobre historie. Ciągle może się to oczywiście zamienić w trudną do zniesienia nastoletnią dramę, lecz po tym wstępie mam w miarę dobrze przeczucia. Obym nie musiał tego odszczekiwać.
Pierwsze dwa odcinki "Cloak & Dagger" można już oglądać w serwisie ShowMax. Kolejne będą się pojawiać co tydzień.