Serialowa alternatywa: "A Very English Scandal", czyli bardzo brytyjski serial
Mateusz Piesowicz
13 czerwca 2018, 21:02
"A Very English Scandal" (Fot. BBC)
Miniserial BBC opowiada historię tak niestworzoną, że trudno uwierzyć w jej autentyczność. A jednak, "A Very English Scandal" przedstawia prawdziwe wydarzenia i robi to w świetnym stylu.
Miniserial BBC opowiada historię tak niestworzoną, że trudno uwierzyć w jej autentyczność. A jednak, "A Very English Scandal" przedstawia prawdziwe wydarzenia i robi to w świetnym stylu.
"Gratuluję, to najwspanialsze zarzuty przeciwko członkowi parlamentu w historii" – oznajmia na wstępie swojemu klientowi adwokat Jeremy'ego Thorpe'a (Hugh Grant), bohatera 3-odcinkowego miniserialu "A Very English Scandal". I trudno mu się dziwić, bo choć jak sam przyznaje, przez Izbę Gmin przewinęło się mnóstwo podejrzanych typów, parlamentarzysty oskarżonego o spiskowanie w celu zabójstwa swojego homoseksualnego kochanka jeszcze nie było.
Aż do 1979 roku, gdy popularny polityk i były lider Partii Liberalnej stanął przed sądem właśnie z takimi zarzutami. Wszystkiemu zaś przyglądała się dokładnie brytyjska opinia publiczna, mając z tego rozrywkę, jakiej w tamtych czasach próżno było szukać na pierwszych stronach gazet. W sumie i dzisiaj byłby z tym problem, bo naszym lokalnym seksaferom zdecydowanie brakuje rozmachu, fantazji, a przede wszystkim bohaterów równie barwnych, co ci tutaj. Im można by ewentualnie zarzucić tylko zbytnie przerysowanie, gdyby nie fakt, że nie są tworami wyobraźni twórców.
Wręcz przeciwnie, "A Very English Scandal" to oparta na faktach ekranizacja książki Johna Prestona, w której przedstawiono fabularyzowaną wersję historycznych wydarzeń. Miniserial przebiega po nich w tempie błyskawicy, fundując nam rozciągniętą na blisko 20 lat opowieść, w której afera rodem z plotkarskich kolumn miesza się z nieprawdopodobną sensacyjną historią, a poważne sprawy z czystą farsą. A wszystko to w najlepszym brytyjskim wydaniu, poczynając od znakomitej obsady, poprzez scenariusz autorstwa Russela T Daviesa ("Doktor Who"), a kończąc na reżyserii Stephena Frearsa ("Królowa", "Boska Florence").
Historia zaczyna się od wspomnianego Thorpe'a, ambitnego polityka, którego szybki marsz po szczeblach kariery mógł się w jednej chwili skończyć, gdyby na jaw wyszły jego upodobania seksualne (homoseksualizm został zalegalizowany w Anglii w 1967 roku). Nic więc dziwnego, że swoją orientację skrzętnie ukrywał przed światem i pewnie nic by mu w tym nie przeszkodziło, gdyby na jego drodze nie stanął niejaki Norman Scott (Ben Whishaw). Prosty chłopak, którego polityk poznał przypadkowo na początku lat 60., przez jakiś czas był jego sekretnym kochankiem, by potem stać się utrapieniem. Na tyle dużym, że zagrożony ujawnieniem Thorpe zlecił jego zabójstwo, co skończyło się dziwacznym spiskiem i gigantycznym skandalem.
Pomimo pewnej groteskowości, brzmi to wszystko raczej ponuro i wygląda wręcz na materiał pod mroczną historię w stylu true crime. Dziwić może więc fakt, że "A Very English Scandal" jest dalekie od takich klimatów. To pełna absurdalnych zwrotów akcji, energiczna i prześmiewcza historia, która zapewni Wam sporo lekkiej rozrywki, gdy będziecie śledzić losy prawdziwych ludzi wyglądających, jakby urwali się z jakiejś komedii. To jednak nie wszystko, bo za fasadą niedorzecznej opowiastki o angielskich dżentelmenach, których przyłapano w niedyskretnej sytuacji, kryje się jak najbardziej poważna opowieść. O tragedii ludzi zmuszonych do życia w kłamstwie oraz hipokryzji i niesprawiedliwości jaka spotykała ich ze strony społeczeństwa, które wolało zamieść pewne sprawy pod dywan, niż spojrzeć na swoje odbicie w lustrze.
Wbrew komediowemu charakterowi, wydźwięk "A Very English Scandal" jest więc gorzki i nie brakuje tu momentów, gdy śmiech więźnie w gardle. Przerysowane postaci pokazują wówczas swoje ludzkie oblicza, pojawiają się prawdziwe emocje, a wyrobione zdanie na temat bohaterów trzeba aktualizować o kolejne fakty, nieraz kompletnie zmieniające ich obraz w naszych oczach. Trudno tu kogoś w stu procentach polubić, ale równie niełatwe jest znalezienie jednoznacznych czarnych charakterów. I Thorpe, i Scott mają swoje za uszami, obydwaj też posiadają w sobie coś, co sprawia, że trudno oderwać od nich wzrok. Na przemian fascynują i odrzucają, napędzając tę absolutnie zwariowaną historię zarówno w jej kompletnie absurdalnych (ach, ci angielscy parlamentarzyści spiskujący o morderstwie!), jak i dramatycznych momentach.
Nic by z tego oczywiście nie wyszło, gdyby nie odtwórcy głównych ról – tych jednak "A Very English Scandal" ma pierwszorzędnych. Bryluje zwłaszcza Hugh Grant, który chyba z wiekiem osiągnął szczyt aktorskich umiejętności. Jego Jeremy Thorpe to wzór skutecznego polityka. Jest czarujący i przebiegły jednocześnie, w mistrzowski sposób manipuluje rzeczywistością, ale potrafi też być bezpośredni. Cała ta postawa to oczywiście gra, w której niekiedy da się jednak dostrzec przebłyski człowieka pełnego obaw, nerwowego i gotowego na wszystko, a czasem nawet nękanego przez wyrzuty sumienia. Hugh Grant odnajduje się w tym wszystkim znakomicie, tworząc absolutnie niezapomnianą kreację.
Ben Whishaw nie wypada bynajmniej gorzej, ale on do swoich znakomitych ról zdążył już przyzwyczaić, a tutaj dostał postać skrojoną pod siebie. Neurotyczny i zdecydowanie nie do końca zrównoważony Norman raz wzbudza litość, raz irytację, dając aktorowi ogromne pole do popisu. Ten korzysta z niego w błyskotliwy sposób przede wszystkim w finałowym odcinku, dając prawdziwy popis w świetle reflektorów, wśród których Norman czuje się jak ryba w wodzie. Ma też jednak bohater drugie, emocjonalne oblicze, o którym Whishaw absolutnie nie zapomina, wynosząc swoją kreację i cały serial ponad farsę.
A jest przecież jeszcze drugi plan ze znakomitym Alexem Jenningsem czy Adrianem Scarboroughem, a także Monicą Dolan i Patricią Hodge, które fantastycznie zaznaczyły swoją obecność w tym męskim świecie. Twórcy z kolei bez zarzutów zapanowali nad ściśniętą w wyjątkowo krótką formę fabułą, nie zarzucając nas nadmiarem informacji, lecz zręcznie tworząc wciągającą od samego początku historię.
Historię zabawną, inteligentną i opowiedzianą z pewnością siebie godną samego Jeremy'ego Thorpe'a, a przy tym poruszającą i udowadniającą, że o poważnych sprawach nie trzeba koniecznie dyskutować, trzymając się sztywnych ram. Bzdura – uczciwy i dogłębny portret społeczeństwa można przedstawić, kierując przeciwko niemu ostrze satyry i nie zamieniając się przy tym w parodię. Brytyjczycy opanowali tę sztukę do perfekcji, czego "A Very English Scandal" jest tylko kolejnym potwierdzeniem. Tym lepszym, że zawiera seks, politykę, spiski, szczyptę emocji i tonę angielskiego humoru.