12 sitcomowych ojców, których kochamy jak własnych
Redakcja
23 czerwca 2018, 12:12
Modern Family/Świat według Bundych/Teoria wielkiego podrywu/Brooklyn 9-9
Życiowi nieudacznicy, zwolennicy szalonej dyscypliny, panowie, którzy do roli ojca zwyczajnie nie dorośli i tacy, którzy spełniają się w niej świetnie. Sitcomy są pełne postaci barwnych tatusiów, których kochamy takimi, jakimi są.
Życiowi nieudacznicy, zwolennicy szalonej dyscypliny, panowie, którzy do roli ojca zwyczajnie nie dorośli i tacy, którzy spełniają się w niej świetnie. Sitcomy są pełne postaci barwnych tatusiów, których kochamy takimi, jakimi są.
Jack Geller ("Przyjaciele")
Przyznajcie, kto z Was nie chciałby dostać od ojca porsche? Fakt, że prezent byłby motywowany wyrzutami sumienia z powodu zniszczenia pamiątek dziecka, no ale porsche to porsche, lepiej płakać nad zniszczonymi pamiątkami, będąc w jego posiadaniu niż nie. Patrząc na Jacka Gellera, łatwo zrozumieć, dlaczego Monica i Ross są dość… hmmm… specyficzni. Nie można jednak mieć do niego żadnych zarzutów, no może poza tym, że zbyt często żył we własnym świecie i nie do końca wiedział, co dzieje się w życiu jego dzieci.
Jack, którego możecie oglądać w "Przyjaciołach" na Comedy Central (od poniedziałku do piątku od godz. 19:00), to prawdziwa ostoja spokoju. I choć nie był pozbawiony wad i zbyt często dawał zdominować się żonie, był ojcem niemal wymarzonym – wyrozumiały wobec dzieci i ich życiowych decyzji, tolerujący ich pokręconych przyjaciół, szczodry, gdy trzeba, nie wchodzący nikomu za bardzo w drogę.
Każde jego pojawienie się na ekranie gwarantowało co najmniej kilka dowcipów, bo jego głównym problemem były zbyt częste nieodpowiednie komentarze. Bądźmy szczerzy, ten facet nigdy nie wiedział, kiedy milczeć, ale ostatecznie tylko dodawało mu to uroku i pozwalało rozładować nawet najbardziej napiętą atmosferę. [Nikodem Pankowiak]
Hal Wilkerson ("Zwariowany świat Malcolma")
Bryan Cranston, zanim stał się Walterem White'em, wcielał się w tatę Malcolma i jego czterech braci w kultowym sitcomie, który był emitowany w latach 2000-2006. Daty są o tyle ważne, że przemiana w pana White'a nastąpiła niemal natychmiast i była dużym zaskoczeniem dla każdego, kto znał Cranstona z roli Hala Wilkersona.
Bo co tu dużo mówić, Hal – choć niewątpliwie miał sporo cech wspólnych z Waltem, zwłaszcza z początków "Breaking Bad" – kandydata na narkotykowego bossa nie przypominał. To był jeden z tych na pierwszy rzut oka sympatycznych, ciamajdowatych, trochę dziecinnych i niespecjalnie odpowiedzialnych tatusiów, którzy nigdy w życiu by nie przetrwali, gdyby nie mieli silnych, zdecydowanych żon.
Całą gromadkę rozbrykanych Wilkersonów w ryzach trzymała fantastyczna Lois (Jane Kaczmarek), a jej mąż był "dobrym gliną" właściwie w każdej sytuacji. I niekoniecznie dobrym rodzicem. Jego strach przed podejmowaniem trudnych decyzji i jakąkolwiek odpowiedzialnością był wręcz patologiczny, podobnie zresztą jak skłonność do mniejszych i większych kłamstewek, dla których zawsze znajdował usprawiedliwienie.
Choć Hal na pozór wydawał się najsympatyczniejszym gościem pod słońcem, z każdym odcinkiem stawało się coraz bardziej oczywiste, że to jeden z tych facetów, którym coś w życiu nie wyszło. Czyli dorobili się dzieciaków, utknęli na przedmieściu, chodzą codziennie do pracy, której nie znoszą (a przy tym ledwie są w stanie zarobić na rodzinę) i generalnie żyją życiem, jakiego nie chcieli, a jednocześnie naprawdę kochają swoje żony i dzieci. Zgadnijcie, z kim go to łączy. [Marta Wawrzyn]
Terry Jeffords ("Brooklyn 9-9")
Wrażliwy twardziel – tak w największym skrócie można by opisać sierżanta Terry'ego Jeffordsa ze znanego z anteny Comedy Central "Brooklyn 9-9". Potężny facet, który wygląda, jakby składał się z samych mięśni, skrywa bowiem pod nimi gołębie serce, pełne miłości dla swoich trzech córek – bliźniaczek Cagney i Lacey oraz najmłodszej Avy.
Groźny wygląd Terry'ego to zatem tylko pozory, bo wystarczy go bliżej poznać, by się przekonać, że to troskliwy, czuły i odpowiedzialny mężczyzna. Nieważne, czy chodzi o rodzinę, czy partnerów z pracy, Jeffords jest zawsze gotowy do poświęceń dla ludzi, na których mu zależy. Uroku dodaje mu przy okazji fakt, że często mówi o sobie w trzeciej osobie, uwielbia jogurty i potrafi całkiem nieźle tańczyć.
Choć miewał swoje problemy, Terry jest prawdziwą skałą dla bliskich i wzorowym ojcem. Świetnym policjantem, który samą swoją postawą wzbudza respekt, ale też bardzo emocjonalnym facetem, który stara się jak najlepiej godzić życie zawodowe z prywatnym. Posiadanie ojca wyglądającego jak gladiator i silnego jak tur to już coś, ale zdecydowanie najlepszą stroną Terry'ego jest jego pełne czułości wnętrze – ideał po prostu. [Mateusz Piesowicz]
Red Foreman ("Różowe lata 70.")
Choć w normalnym życiu wolelibyśmy ojca, który jest… mniej surowy, to trzeba przyznać, że Red (Kurtwood Smith) nieskończoną ilość razy poprawiał nam humor jako ojciec Erica. Stalowe spojrzenie, brak uśmiechu, no i oczywiście kultowe już my foot in your ass – to przede wszystkim z tym kojarzy nam się senior rodu Foremanów, ale za tą fasadą kryje się mężczyzna, który dla swojej rodziny zrobiłby wszystko.
Wiadomo, w latach 70. dzieci wychowywano w zupełnie inny sposób, więc Red rządził raczej twardą ręką, chcąc w ten sposób przygotować swojego jedynego syna na pułapki zastawiane przez życie. Co ciekawe, zupełnie inaczej zachowywał się w stosunku do Lorrie, starszej siostry Erica, której pobłażał zdecydowanie zbyt często. Jak widać, każdy rodzic ma dwie twarze, więc z jednej strony Red wprowadzał kolejne zakazy i nakazy wobec Erica i pozwalał na wszystko Lorrie, która okręcała go wokół palca i wyciągała kolejne banknoty z jego portfela.
Choć Red jest zdecydowanie najtwardszym i najsurowszym ojcem w naszym zestawieniu, nie mógł się w nim nie pojawić. Gdy myślisz o charakterystycznych serialowych ojcach, on przyjdzie ci do głowy zwykle prędzej niż później. Choć preferował on tzw. zimny chów i często zachowywał się bardziej jak wojskowy generał niż ojciec, to nie ma wątpliwości, że w trudnych chwilach można byłoby liczyć właśnie na niego. [Nikodem Pankowiak]
Howard Wolowitz ("Teoria wielkiego podrywu")
"A mój tata był w kosmosie!" – ten argument prawdopodobnie zakończyłby wszelkie podwórkowe dyskusje na temat wyższości jednego rodzica nad drugim. Nie da się więc ukryć, że Howard z "Teorii wielkiego podrywu" (którą można oglądać codziennie w Comedy Central) ma sporą przewagę nad resztą tatusiów z naszej listy – i to mimo tego, że jest byle inżynierem bez doktoratu.
Przygoda w roli astronauty to jednak nie wszystko, za co można by pokochać Howarda, choć z pewnością momentami byłaby to trudna miłość. Ojciec, który sam ciągle jest wielkim dzieciakiem, byłby wszak doskonałym kumplem nerdowskich zabaw, dzieląc ze swoimi pociechami mnóstwo zainteresowań. Gorzej gdyby trzeba się wcielić w poważniejszego rodzica – z tym Wolowitz mógłby mieć pewien problem. No i zdecydowanie nie nadawałby się do udzielania miłosnych porad, bo choć pewności siebie mu nigdy nie brakowało, jego kawalerskie czasy to pasmo klęsk i dziesiątki fatalnych sposobów na podryw.
To już jednak za nim, bo choć kiedyś wydawało się to absolutnie niemożliwe, Howard nie tylko znalazł idealną partnerkę w osobie Bernadette, ale również dorobił się już dwójki dzieci. I wygląda na to, że pomimo wszystkich swoich wad z roli ojca wywiązuje się nienagannie. Nawet jeśli do końca nigdy nie wydorośleje. [Mateusz Piesowicz]
Phil Dunphy ("Modern Family")
Phil (Ty Burell), jak sam przedstawił siebie w pierwszym odcinku, jest jednym z tych cool tatusiów. Zna na pamięć piosenki i układy taneczne z "High School Musical" czy też rozumie młodzieżowe zwroty, np. WTF – why the face. Niespełniony magik i akrobata, entuzjastycznie podchodzący do wszystkiego – z takim ojcem nie sposób się nudzić. Nie raz, nie dwa zdarzało mu się zawstydzać swoje dzieci, ale chyba można to przeboleć, jeśli ma się ojca, na którego zawsze można liczyć w trudnych chwilach.
Choć stara się wspierać swoje dzieci we wszystkim, także jemu zdarzało się walnąć mocniej pięścią w stół, jak na przykład wtedy, gdy Haley została wyrzucona ze studiów. Jako że Phil sam ma ojca, z którym wciąż żyje w doskonałych relacjach, dobrze wie, jak ważny dla dzieci jest tata żywo interesujący się swoimi dziećmi, ale też potrafiący odpuścić w odpowiednim momencie.
Właściwie trudno znaleźć jakąkolwiek jego wadę – facet jest niezwykle oddany swojej rodzinie i widać, że zrobiłby dla niej wszystko. A że sam mam problemy z uzyskaniem akceptacji teścia, to tym bardziej wie, jak ważne dla dzieci jest, aby rodzice akceptowali ich wybory i styl życia. [Nikodem Pankowiak]
Danny Tanner ("Pełna chata")
Netfliksowego "Fuller House" nie da się oglądać, ale z "Pełną chatą" w latach 90. było inaczej. Ciepły sitcom o rodzinie, która straciła żonę i mamę, w latach 90. oglądała cała Polska, nawet jeśli dziełem wybitnym nie był. Bardzo możliwe, że to właśnie "Pełna chata" nas wtedy uświadomiła, jak bardzo Amerykanie lubią przytulać ludzi.
Bo Danny to taki tata, który co chwila przytula swoje dzieci, nie szczędzi im życiowych lekcji i ma obsesję na punkcie czystości w domu. Facet budzący z miejsca sympatię już choćby z jednego powodu: poznajemy go niedługo po tragicznej śmierci żony, która wywraca jego życie do góry nogami. Zostaje sam z trzema córkami, w tym malutką Michelle. I gdyby nie pomoc przyjaciół – wujka Joeya i wujka Jesse'ego – prawdopodobnie by tego nie przetrwał.
Ale Danny'emu pewnie sami rzucilibyśmy się pomagać, bo to człowiek ciepły, sympatyczny, bardzo daleki od tych wszystkich skomplikowanych postaci ojców, którymi wypełniona jest nasza lista. Tata tak tradycyjny, staroświecki i zwyczajny, że dziewczynki czasem się tego wręcz wstydzą. Ale dla przeciwwagi mają jeszcze wujka Jesse'ego, który jest naprawdę cool. W domu Tannerów naprawdę chciało się zamieszkać, nawet jeśli nigdy w życiu nie przyznalibyśmy tego przed kolegami w szkole. [Marta Wawrzyn]
Alan Harper ("Dwóch i pół")
Chodząca porażka, wieczny pechowiec i człowiek, którego z całą pewnością chcielibyście się pozbyć z własnego życia, gdybyście tylko mieli nieszczęście go poznać. Nie byłoby to jednak takie proste, bo co jak co, ale przyssanie się do innych jak pijawka bohater "Dwóch i pół" (serial można oglądać w niedziele od godz. 21:00 w Comedy Central) ma opanowane do perfekcji. Nie brzmi to jak pożądana cecha idealnego ojca i rzeczywiście, jego synowi – Jake'owi – czasem można było tylko współczuć.
Co nie znaczy, że nie mógł się od Alana niczego nauczyć. Wręcz przeciwnie, lepszych lekcji z wielu lat życia na cudzy koszt nie gwarantuje nikt inny – czy Jake z nich skorzystał, to już inna sprawa. Nie można jednak Alanowi odmówić tego, że na swój sposób starał się dbać o syna i zapewniać mu godne życie, samemu znosząc przy tym szereg upokorzeń, czy to ze strony brata, matki lub byłej żony, czy właściwie kogokolwiek, kto był w pobliżu. Czasem rzeczywiście robiło się tego faceta żal, choć trzeba przyznać, że nie ułatwiał sprawy, będąc mocno irytującą postacią.
Wzór do naśladowania jest więc z niego raczej kiepski, chyba że mówimy o uczeniu się na jego błędach. W tej kwestii Alan mógłby służyć dziesiątkami przykładów, począwszy od fatalnych związków, aż do nieustannych kłopotów z pieniędzmi (a najczęściej ich brakiem). Utrzymać się na powierzchni pomimo tych wszystkich porażek? W sumie to też trzeba umieć. [Mateusz Piesowicz]
Mitch i Cameron ("Modern Family")
Ogień i woda. Nie możemy traktować ich osobno, Cam (Eric Stonestreet) i Mitch (Jesse Tyler Ferguson) są jak jeden, niezwykle żywy organizm i doskonale się uzupełniają. Panowie są najlepszym możliwym argumentem za umożliwieniem adopcji dla par homoseksualnych – kochają swoją córkę do szaleństwa, są opiekuńczy, czasem aż do przesady, ale trzeba przyznać, że czego by nie robili, robią to z myślą o niej.
I jasne, czasem ta nadopiekuńczość wychodziła im bokiem, ale widać, że na przestrzeni 9 sezonów udało im się wychować inteligentne, trzeźwo myślące dziecko.
Jedyny problem z oboma panami jest taki, że zbyt często swoje niespełnione marzenia i oczekiwania przekładają na małą Lily, ale któremu rodzicowi nie zdarzało się tego robić? Wybaczyć im takie zachowanie tym łatwiej, że w ciągu tych 10 lat, podczas których obserwujemy ich zmagania z rodzicielstwem, obaj bardzo dojrzali i wiedzą już, że nie wszystko, co wydaje się im najlepsze, jest najlepsze dla ich córki.
Oczywiście, zanim udało im się dojść do takich wniosków, potrzebowali trochę czasu i kilku wpadek, jak zatrzaśnięcie dziecka w samochodzie, ale dzięki temu dziś można uznać ich za wzór rodzicielstwa. [Nikodem Pankowiak]
Ted Mosby ("Jak poznałem waszą matkę")
Umówmy się, ojciec, który przez 9 sezonów trzyma swoje dzieci na kanapie, opowiadając im historię o tym, jak poznał ich matkę, wygląda na prawdziwego okrutnika. Rany, człowieku, przejdź wreszcie do sedna! Tendencję do nadmiernego gawędziarstwa da się jednak Tedowi wybaczyć, bo to w gruncie rzeczy bohater posiadający sporo cech, czyniących go świetnym rodzicem.
Przede wszystkim, jak wielokrotnie potwierdzał, jest człowiekiem, na którego zawsze można liczyć i który stawia bliskie sobie osoby ponad wszystko inne. Romantykiem, który od zawsze wydawał się wprost stworzony do roli kochającego męża i ojca, choć na sprawdzenie się w niej musiał bardzo długo czekać. Optymistą, któremu zdarzało się miewać gorsze momenty, ale zawsze będącym w stanie się podnieść i dalej uparcie szukać "tej jedynej". Jeśli to nie jest dobry materiał na ojca, to kto miałby nim być?
Ted na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie koszmarnie naiwnego faceta, który sam jest swoim największym problemem, ale tak powierzchowna ocena nie jest w jego przypadku sprawiedliwa. Wystarczy spojrzeć uważniej, a zobaczymy człowieka wytrwałego, wiernego i ciepłego, dla którego przyjaciele i rodzina są najważniejsi w życiu, a prawdziwa miłość warta każdej chwili poświęconej na jej szukanie. Przy tym wszystkie jego wady wydają się mało znaczące. No i w sumie opowiadanie historii swojego życia też nie wychodzi mu najgorzej. [Mateusz Piesowicz]
Al Bundy ("Świat według Bundych")
Ojciec stulecia. Człowiek, który nie znosi swojego życia, nieszczególnie przepada za swoją rodziną, ale z jakiegoś powodu wciąż spełnia finansowe zachcianki leniwej żony i rozwydrzonych, a przy tym niezwykle głupich dzieci.
Jasne, Al absolutnie nie nadaje się na wzór ojca, bo przecież nie może nim być facet, który po przyjściu z pracy siada na kanapie i nie schodzi z niej do końca dnia. No ale jak tu go nie kochać, jeśli prawdopodobnie autorem największej liczby ciętych ripost na odcinek w historii seriali komediowych. Poza tym, od Ala dzieci mogą nauczyć się jednej, bardzo cennej rzeczy – jak być chronicznie nieszczęśliwym, a mimo to nie odebrać sobie życia.
Z perspektywy lat Ala można uznać jednym z najgorszych ojców w historii telewizji – swoim dzieciom nie przekazał żadnych wartości, niczego ich nie nauczył. Ale to, co czyni go fatalnym tatą, czyni go także jednym z najzabawniejszych serialowych bohaterów. [Nikodem Pankowiak]
Dan Conner ("Roseanne")
Bohater grany przez Johna Goodmana przeżył bardzo dużo w ciągu 10 sezonów (włącznie z tegorocznym), w tym także własną śmierć. A zdaje się, że przed nim jeszcze śmierć żony, granej przez Roseanne Barr. I naprawdę na takie traktowanie nie zasługuje, bo zawsze był prawdziwą podporą – serialu i rodziny Connerów.
Dan to definicja Ameryki środka – ciężko pracujący facet z Midwestu, który ma przeciętną żonę, dom, kilkoro dzieciaków i zupełnie zwyczajne życie. Lubi sport, piwo, hamburgera z frytkami. Ma też fantastyczne poczucie humoru i dość mądrości życiowej, by "Roseanne" była czymś więcej niż banalnym sitcomem. W tym serialu zawsze chodziło o coś więcej – to miało być lustro, w którym przejrzeć się mogła amerykańska klasa pracująca. I w przypadku Dana to działało nawet bardziej niż w przypadku Roseanne, która zawsze była tą trudniejszą osobą, pod każdym względem.
Dan Conner to amerykański everyman i zarazem everydad – miła przeciwwaga dla przesadnie wręcz charakternej żony, ale też facet, który nigdy nie był ciamajdą jako ojciec. Dan jest w stanie zatroszczyć się o rodzinę, potrafi być surowy dla dzieci i budzić nie tylko posłuch, ale wręcz strach. Wystarczy spojrzeć na biednego Davida, męża Darlene, który nawet po tylu latach nie jest w stanie stawić teściowi czoła. [Marta Wawrzyn]