Emmy 2018: Nasze nominacje dla aktorek z seriali komediowych
Redakcja
6 lipca 2018, 22:02
"The Marvelous Mrs. Maisel" (Fot. Amazon)
Akademia Telewizyjna w przyszłym tygodniu ogłosi nominacje do nagród Emmy, a my podajemy kolejne nasze typy. Spośród pierwszoplanowych aktorek z seriali komediowych doceniamy m.in. Alison Brie, Rachel Brosnahan i Kristen Bell. Przypominamy, że wybieramy wyłącznie spośród aktorek i aktorów, którzy zostali zgłoszeni do Emmy, w takich kategoriach, w jakich zostali zgłoszeni. Wszystkie nasze nominacje znajdziecie tutaj.
Akademia Telewizyjna w przyszłym tygodniu ogłosi nominacje do nagród Emmy, a my podajemy kolejne nasze typy. Spośród pierwszoplanowych aktorek z seriali komediowych doceniamy m.in. Alison Brie, Rachel Brosnahan i Kristen Bell. Przypominamy, że wybieramy wyłącznie spośród aktorek i aktorów, którzy zostali zgłoszeni do Emmy, w takich kategoriach, w jakich zostali zgłoszeni. Wszystkie nasze nominacje znajdziecie tutaj.
Alison Brie, "GLOW"
W gruncie rzeczy do tego zestawienia powinny trafić dwie panie z "GLOW", bo obok Alison Brie na wyróżnienie bez dwóch zdań zasłużyła również Betty Gilpin – Netflix zgłosił ją jednak w kategorii drugoplanowej, odbierając nam możliwość nominowania. Pozostajemy zatem przy tej pierwszej, która udowodniła dobitnie, co znaczy tutejsze girl power.
I zrobiła to na różne sposoby, bo wcielając się w Ruth i jej wrestlingowe alter ego – Zoyę the Destroyę – pokazała kompletnie inne oblicza. Z jednej strony zobaczyliśmy kobietę, której życie zawodowe i prywatne stanowiło obraz nędzy i rozpaczy, z drugiej kogoś pewnego swoich możliwości, pełnego ognia i temperamentu – po prostu gwiazdę, nawet jeśli chodzi tylko o tandetny program podrzędnej telewizji.
Alison Brie przełączała się pomiędzy dwoma obliczami swojej kreacji, jakby była to najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Raz urzekała naturalnością, wrażliwością i szczerym poczuciem winy, a zaraz potem lśniła w ringu, perfekcyjnie oddając przerysowany charakter swojej postaci (ach, ten rosyjski akcent!). W sumie dało to zaś obraz bohaterki idealnie pasującej do "GLOW" – niepozbawionej wad, ale starającej się stawić im czoła, przełamującej własne ograniczenia i burzącej stereotypy. [Mateusz Piesowicz]
Pamela Adlon, "Better Things"
Komediodramaty o życiu takim jak nasze to trend, który naprawdę lubimy. Zwłaszcza te tytuły, które faktycznie mają coś do powiedzenia, jak "Better Things". Nie ma teraz drugiego serialu, który tak dobrze pokazywałby, jak skomplikowane jest życie samotnej matki, która ma trójkę dzieci, dom na utrzymaniu, problemy z własną matką i na dokładkę jeszcze marzy jej się związek z mężczyzną. Zupełnie zwyczajne, codzienne sprawy, które w jakimś stopniu dotyczą prawie każdej kobiety – tyle że nie da się robić tego wszystkiego naraz i nie zwariować.
A jednak Sam – postać Pameli Adlon i zarazem jej alter ego – jakoś tym wszystkim żongluje, pozostając rozsądną, mądrą, stąpającą twardo po ziemi osobą, która tylko czasem chce od całego swojego życia uciec. W 2. sezonie "Better Things" postać została rozwinięta i nabrała kolejnych barw i wymiarów, a to wiążąc się na jakiś czas z facetem, a to podejmując trudną decyzję w obliczu choroby swojej nieznośnej matki, a to wyjeżdżając i zostawiając na chwilę to wszystko.
Widzieliśmy ją, jak staje na głowie, żeby wszystkie córki były szczęśliwe (finał z Max jest absolutnie cudowny), a z drugiej strony próbuje mieć jakieś życie osobiste i jeszcze wystarcza jej czasu na normalną pracę. Do najlepszych momentów w tym sezonie należała pokazana bez żadnych złudzeń lekcja aktorstwa z Pamelą Adlon, a także "pogrzeb" Sam i finałowy taniec z dziewczynami. Ale prawda jest taka, że charyzmę Adlon widać w każdej, nawet mało znaczącej scenie. I nie mielibyśmy nic przeciwko temu, żeby ją za to nagrodzono. [Marta Wawrzyn]
Kristen Bell, "The Good Place"
Rola Kristen Bell (jak i całe "The Good Place") została przez Akademię Telewizyjną kompletnie zlekceważona w zeszłym roku i nie mamy wielkich nadziei na to, że tym razem będzie inaczej. Na pocieszenie zostaje aktorce uznanie krytyków i nasze, bo doceniamy ją po raz kolejny, znów zachwycając się tym, jak świetna jest w roli Eleanor Shellstrop.
Roli, która z odcinka na odcinek stawała się coraz bardziej skomplikowana, gdy Mike Schur dopisywał swojej głównej bohaterce kolejne warstwy, zmieniając ją praktycznie nie do poznania w zestawieniu z początkami serialu. Oczywiście Kristen Bell ciągle ma niezaprzeczalny urok "złej dziewczynki", ale postrzeganie jej tylko przez jego pryzmat nie ma już najmniejszego sensu. Nie w sytuacji, gdy Eleanor jest już nie tylko sercem i duszą serialu, ale nieraz także jego etycznym i moralnym centrum.
A Kristen Bell sprawia, że jest w tej roli przekonująca, uwiarygodniając zmianę, jaka zaszła w bohaterce i wynosząc ją ponad scenariuszowy koncept. Zadanie to niełatwe już w "zwykłym" serialu, a co dopiero w tak abstrakcyjnej produkcji jak "The Good Place", gdzie twórca co chwilę funduje wszystkim restarty i innego rodzaju cuda. Bell sprostała mu jednak wzorowo, czego najlepszym dowodem był finał 2. sezonu, w którym zatoczyła swoiste koło, łącząc w jedno różne oblicza Eleanor. A coś nam mówi, że to wcale nie jest koniec jej możliwości. [Mateusz Piesowicz]
Rachel Bloom, "Crazy Ex-Girlfriend"
Autorka jednej z najdziwniejszych obecnie komedii, która pisze scenariusze, reżyseruje oraz gra główną rolę w swoim serialu, często przy tym tańcząc i śpiewając. Rachel Bloom to człowiek-orkiestra, a za 3. sezon "Crazy Ex-Girlfriend" należą jej się wszystkie nagrody tego świata. I miejmy nadzieję, że Akademia Telewizyjna też to – wreszcie! – zauważy.
To, co się działo w tym sezonie z postacią graną przez Bloom – czyli Rebeccą – było tak nietypowe, szalone, poplątane, że po prostu nie da się jej nie docenić. Parodia komedii romantycznej weszła na bardzo mroczne tory – Rebecca wreszcie sięgnęła po pomoc, została zdiagnozowana i przestała uciekać przed rzeczywistością. A na końcu i tak śpiewająco wylądowała na samym dnie, a dokładniej za kratkami.
Czekamy z niecierpliwością na ciąg dalszy jej pokręconych przygód, nie mogąc wyjść z podziwu, jak zniuansowaną postać udało się stworzyć Bloom i jak dobrze serial pokazał, czym w praktyce jest osobowość borderline. "Crazy Ex-Girlfriend" od początku miała drugie dno, a Bloom od początku wyprawiała cuda na każdym możliwym froncie. Ale pełnię jej możliwości zobaczyliśmy dopiero w 3. sezonie – i oby zostało to docenione. [Marta Wawrzyn]
Rachel Brosnahan, "The Marvelous Mrs. Maisel"
Rola Miriam 'Midge' Maisel przyniosła już Rachel Brosnahan w pełni zasłużony Złoty Glob i nie bylibyśmy ani trochę zdziwieni, gdyby aktorka powtórzyła ten sukces podczas gali wręczenia Emmy. Powód jest prosty – tak żywiołowej, a jednocześnie złożonej i bardzo wymagającej kreacji nie stworzyła po prostu żadna z jej konkurentek.
Sposób, w jaki Rachel Brosnahan połączyła w jedno pewność siebie, urok i niesamowitą energię swojej bohaterki jest wprost oszałamiający. To dzięki niej mogliśmy bez najmniejszego problemu uwierzyć w panią Maisel – kobietę przyciągającą wzrok, pełną charyzmy i stworzoną do występów na scenie, choć żadna z tych cech nie pasowała do świata, w którym żyła. Jeśli jednak ktoś miał tam przełamywać wszystkie krzywdzące stereotypy, to właśnie ona.
Ale sceniczna torpeda to przecież nie jedyne oblicze Midge, jakie zobaczyliśmy. W końcu talent eksplodował u niej zaraz po tym, jak posypało się jej życie prywatne. Z zagraniem kobiety, której cały świat właśnie roztrzaskał się w drobny mak, Rachel Brosnhan też nie miała jednak żadnych problemów. Wręcz przeciwnie, to jak na samym początku perfekcyjnie potrafiła zamienić rozpacz w złość, a tą wyrzucić z siebie podczas stand-upu, zasługuje na najwyższe uznanie. A potem takich, niezapomnianych momentów w jej wykonaniu było jeszcze więcej. [Mateusz Piesowicz]
Ellie Kemper, "Unbreakable Kimmy Schmidt"
Komediowa petarda – tak w skrócie można określić pierwszą część 4. sezonu "Unbreakable Kimmy Schmidt", która wylądowała na Netfliksie pod koniec maja. Akurat tak, żeby zdążyć się załapać do Emmy. I mamy nadzieję, że się uda, jeśli nie serialowi, to Ellie Kemper, która w tym sezonie błyszczała, z wdziękiem wyrzucając z siebie po tysiąc żartów na minutę.
Choć z punktu widzenia rozwoju postaci Kimmy ten sezon nie był aż tak znaczący jak dwa poprzednie, postanowiliśmy ją tutaj nagrodzić właśnie za ten urok, energię i komediowy szósty zmysł, który sprawia, że najdziwniejsze żarty ożywają na ekranie. A także za to, że w całym tym kolorowym rozgardiaszu jak zwykle nie zabrakło drugiego dna – Kimmy w tym sezonie postanowiła udowodnić coś światu, nabrała pewności siebie i bardzo jej z tym było do twarzy.
Jej walka o to, żeby ludzie poznali prawdę o pastorze z Indiany, to nie żart, nawet jeśli jest wypełniona absurdalnymi potyczkami z ludźmi takimi jak Fran Dodd (Bobby Moynihan), obrońca praw mężczyzn. A Kemper świetnie oddaje wszystkie emocje, jakie przeżywa jej bohaterka, która została walczącą feministką, choć wcale nie miała tego w planach. [Marta Wawrzyn]
Justina Machado, "One Day at a Time"
Rzut oka na nominowane w tej kategorii pozwala stwierdzić, że czysto komediowa rola to już za mało, by zasłużyć na uznanie. Największe zyskują bowiem aktorki, które potrafią skutecznie wpleść dramatyczne aspekty w teoretycznie lekkie kreacje. Tym większe uznanie należy się więc Justinie Machado, która swoją stworzyła w serialu najbliższym klasycznemu sitcomowi.
Doskonale jednak wiecie, że tak jak "One Day at a Time" nie jest tylko zwykłą komedią, tak Penelope Alvarez daleko do jej stereotypowej bohaterki. Wychowująca samotnie dwójkę dzieci matka, weteranka wojenna, ambitna i szukająca możliwości rozwoju oraz odrobiny prywatnego szczęścia kobieta – nic dziwnego, że w pewnym momencie ją to wszystko przytłoczyło. Justina Machado potrafiła się natomiast bezbłędnie odnaleźć w każdych okolicznościach, co zaowocowało złożoną i bardzo przekonującą kreacją.
Raz zachwycała dziką energią, raz emanowała matczynym ciepłem. Potrafiła na naszych oczach rozsypać się na drobne kawałeczki, gdy nie radziła sobie z postępującą depresją, by potem stopniowo się pozbierać. Wzruszała i bawiła, nie odrywając się przy tym od rzeczywistości i nigdy nie dając nam powodów, by wątpić w autentyczność jej bohaterki. Komediowa postać? Skądże, w wykonaniu Justiny Machado to kobieta z krwi i kości. [Mateusz Piesowicz]