Spojrzenia warte tysiąc słów. "Ostre przedmioty" – recenzja 5. odcinka
Mateusz Piesowicz
6 sierpnia 2018, 22:29
"Ostre przedmioty" (Fot. HBO)
W tym tygodniu "Ostre przedmioty" zdominowało lokalne święto bardzo w stylu Wind Gap i kolejna odsłona relacji matki z córką. Nietrudno się domyślić, że było daleko od normalności. Spoilery.
W tym tygodniu "Ostre przedmioty" zdominowało lokalne święto bardzo w stylu Wind Gap i kolejna odsłona relacji matki z córką. Nietrudno się domyślić, że było daleko od normalności. Spoilery.
Święto upamiętniające założyciela-pedofila i jego zgwałconą przez unionistów żonę-dziecko – oczywiście, że w Wind Gap to najważniejsze towarzyskie wydarzenie roku. Dodajmy jeszcze wszędobylskie konfederackie barwy wyjątkowo marnie ukrywające panujący tu cichy rasizm i fakt, że wszystko rozgrywa się w ogródku Adory (Patricia Clarkson) w cieniu nierozwiązanej zagadki morderstwa dwóch nastolatek, a otrzymamy Dzień Calhouna w pełnej okazałości. Zdecydowanie trudno było spodziewać się tutaj sympatycznej imprezy w gronie rodziny i znajomych.
Czas mijał nam raczej na oczekiwaniu na wybuch, czy też kolejny wybuch, biorąc pod uwagę, że odcinek zaczęliśmy od wieści o artykule Camille (Amy Adams) i jej rodzinnej wyprawy po sukienkę. Niby "Ostre przedmioty" zdążyły już przyzwyczaić do mało komfortowych sytuacji, ale w "Closer" od początku zanosiło się na coś spektakularnego. Ostatecznie obyło się bez nowej ofiary, choć rzecz jasna Camille może mieć na ten temat inne zdanie, usłyszawszy z ust swojej matki coś, co pierwotnie zanosiło się na przeprosiny.
Zanim jednak do nich doszło, mieliśmy wspomniane święto, podczas którego (prawie) całe Wind Gap mogło zająć się tym, co lubi najbardziej – obmawianiem wszystkich dookoła, rzucaniem jadowitych spojrzeń i jeszcze gorszych oskarżeń oraz promieniowaniem południową dumą. Czysta radość. A dla niewtajemniczonych, jak detektyw Willis (Chris Messina), kolejna okazja do zapoznania się z prawami rządzącymi tym pięknym z zewnątrz i kompletnie zgniłym w środku miejscem. W gruncie rzeczy reakcja Ammy (Eliza Scanlen) na ten pokaz była zupełnie naturalna, pominąwszy tylko fakt, że wywołała ją pewna tabletka.
Patrząc jednak na to wszystko z boku, trudno się jej zachowaniu dziwić. Wychowanie się w domu Adory i utrzymanie zdrowego rozsądku wydaje się absolutnie wykluczać. Wie coś na ten temat Camille, tym razem będąca już naprawdę blisko skraju własnej wytrzymałości. Zaskakiwać w jej przypadku może właściwie to, że jeszcze nie pękła i nie uciekła najdalej jak to możliwe od tego piekielnego miejsca. Tylko w tej godzinie miała ku temu pełne prawo kilka razy, w końcu jednak ograniczyła się do kolejnych zagłuszaczy kotłujących się w niej emocji. Tym razem w postaci bezsilnego krzyku (to już widzieliśmy) i pozbawionego uczuć seksu na jej własnych zasadach.
Rozwiązania to z pewnością zdrowsze od zatapiania smutków w alkoholu, o samookaleczaniu się nawet nie wspominając, ale bynajmniej nie świadczą o tym, że z psychiką naszej bohaterki jest lepiej. Gruby mur, jakim Camille otoczyła się, wracając do rodzinnego domu, kruszy się coraz bardziej, ustępując pod kolejnymi ciosami własnej matki. Ciosami tak okrutnymi i zadawanymi z takim wyrachowaniem i chłodną precyzją, że dopóki nie padnie kolejny, każdy wcześniejszy wydaje się nie do przebicia. Możliwości Adory w tym względzie nie mają jednak żadnych granic.
Niesamowity ich pokaz dostaliśmy w dwóch najlepszych scenach tego odcinka. Najpierw podczas zakupów, gdy Camille odsłoniła przed matką i siostrą swoje okaleczone ciało, a kamera podążała za ich wzrokiem, szybko przesuwając się po bliznach i przerywając to ujęciami twarzy Adory i Ammy, na których malowała się mieszanka zawstydzenia, szoku i obrzydzenia. Nam mogło towarzyszyć przede wszystkim uczucie przekraczania granic prywatności, do jakich nawet nie powinniśmy się zbliżać i ten dyskomfort pewnie by się utrzymał, gdyby nie rzucony na koniec komentarz Adory. Po nim mogliśmy czuć już głównie wstręt wobec niej.
Wstręt, który z kolei nakazywał podchodzić z dużym dystansem do jej przeprosin wobec Camille. I słusznie, bo choć Camille znów naiwnie uwierzyła w matkę (co tylko pokazuje, jak bardzo potrzeba jej jakichkolwiek przejawów zwykłej troski), jej słowa okazały się ni mniej, ni więcej tylko oświadczeniem córce prosto w oczy, że nigdy się jej nie kochało. Czego jak czego, ale szczerości Adorze odmówić nie można. Całej reszty, na czele z odrobiną ludzkich uczuć, już tak. Nic więc dziwnego, że jest tak istotną postacią w Wind Gap, wszak ucieleśnia cechy, które miasteczko ceni sobie najbardziej – ignorowanie bólu, milczenie i zachowywanie pozorów za wszelką cenę. Czyż nie to celebruje się podczas Dnia Calhouna, wspominając maltretowaną przed laty dziewczynę?
Groteskowe święto, którego kulminację stanowi odgrywanie sceny brutalnego gwałtu przez lokalną młodzież, i które kończy odśpiewanie patriotycznej pieśni, pokazało nie tylko jak bardzo osadzone w stereotypowej południowej mentalności jest Wind Gap, ale również jak bardzo nie potrafi się uczyć na własnych błędach. Miasto zrodzone z tragicznej, związanej z przemocą wobec kobiet przeszłości, widzi w niej swój mit założycielski i powód do świętowania, ignorując teraźniejszość. Nie dostrzegając absolutnie żadnych podobieństw między przemocą sprzed ponad stu lat, a tą sprzed ledwie chwili, lecz mówiąc, że "odwołanie imprezy to proszenie się o kłopoty".
W tym momencie jest już całkiem oczywiste, że proszeniem się o kłopoty jest po prostu mieszkanie w Wind Gap i odstawanie w jakikolwiek sposób od panujących tam reguł. A jeśli do tego masz pecha być kobietą, to praktycznie rzecz biorąc, nie ma już dla ciebie ratunku. Dostrzegają to oczywiście wszyscy poza tutejszymi mieszkańcami, uparcie odwracającymi wzrok i od lat pielęgnującymi swoje obrzydliwe tradycje. Konfederackie mundury wyprasowane, suknie i kapelusze przyciągają wzrok, posadzka z kości słoniowej lśni – wszystko jest idealnie. Nie ma tu miejsca na morderstwa. O nich można mówić tylko szeptem, rzucając oskarżeniami na lewo i prawo.
Nietrzymająca się tej zasady, a w dodatku ubrana cała w czerń Camille, stanowi tu bez wątpienia skazę. Plamę, którą Adora próbowała zatuszować, najpierw strojąc ją wedle własnego upodobania (ach, ten komentarz na temat kapelusza!), a potem próbując nawet odsunąć od niej detektywa Willisa i przeciągnąć go na własną stronę, jak pozostałych w Wind Gap. Obrzydzenie, jakie odczuwa matka wobec własnej córki, przysłania w tym odcinku całą resztę, znów udowadniając, że kryminał jest w "Ostrych przedmiotach" tylko pretekstem do wnikliwej analizy psychiki bohaterek.
Dotyczy to zaś zarówno Camille, która za wszelką cenę stara się udowodnić samej sobie, że jest zdolna do bliskości, jak i Adory. Ta bowiem również kryje za swoją okrutną postawą jakiegoś rodzaju niezaleczone rany, o czym mogą świadczyć pierwsze bezpośrednie napomknięcia o ojcu Camille. Inna sprawa, że to postać, która w stu procentach skutecznie opiera się współczuciu z naszej strony, nawet w histerii z powodu Ammy emanując paskudną sztucznością (w czym wielka zasługa fenomenalnej Patricii Clarkson).
Po "Closer" mógłbym zatem w jeszcze większym stopniu, niż wcześniej narzekać na brak tradycyjnego kryminału w fabule, ale twórcy nie zostawiają nas przecież z pustymi rękami. Ba, zamiast mamić fałszywymi tropami i ślepymi uliczkami, wolą skupić się na innych aspektach historii, przedstawiając Wind Gap i jego mieszkańców w pełnej okazałości. Dzień Calhouna był do tego znakomitą okazją, z której serial skorzystał w stu procentach, choć niewiele z tych rewelacji padło na głos. Wystarczyło jednak zwrócić uwagę na sposób, w jaki kamera śledziła spojrzenia kolejnych postaci na przyjęciu – ten mówił praktycznie wszystko, tłumacząc emocje, od jakich wręcz tam buzowało.
Były więc krótkie spojrzenia w stronę Johna Keene'a (Taylor John Smith) i Boba Nasha (Will Chase), które czyniły z nich głównych podejrzanych. Było spojrzenie i niepokojący uśmiech Kirka Laceya (Jacskon Hurst), jednego z nastolatków, którzy przed laty zgwałcili Camille, a teraz nauczyciela Ammy. Były znaczące zerknięcia Vickery'ego (Matt Craven) na Adorę oraz jego żony na nich razem. Był wbijany w Adorę wzrok Jackie (Elizabeth Perkins), niemal równie ostry jak jej sarkastyczne komentarze za jej plecami. Był wreszcie wzrok Ammy, szukający ciągle Camille i Willisa. Nic konkretnego nam nie mówiąc, udało się twórcom rzucić kilka podejrzeń, ale przede wszystkim pokazać, jak wielkie napięcie towarzyszyło tym na pozór spokojnym scenom.
Liczę na to, że serial utrzyma je na takim poziomie i w takim stylu do końca, nie skręcając w ostatnich chwilach w stronę bardziej konwencjonalnych rozwiązań. Te do "Ostrych przedmiotów" mi już nijak nie pasują i uważam to za naprawdę sporych rozmiarów komplement wobec serialu.
Kolejne odcinki "Ostrych przedmiotów" można oglądać w poniedziałki na HBO i HBO GO.