Nastoletni romans w pięknych okolicznościach przyrody. "The Innocents" – recenzja serialu Netfliksa
Marta Wawrzyn
23 sierpnia 2018, 22:02
"The Innocents" (Fot. Netflix)
Guy Pearce, cudne norweskie widoki i dziewczyna o najbardziej niezwykłych oczach na świecie to tylko niektóre z atrakcji, jakie oferuje "The Innocents", brytyjski serial młodzieżowy Netfliksa.
Guy Pearce, cudne norweskie widoki i dziewczyna o najbardziej niezwykłych oczach na świecie to tylko niektóre z atrakcji, jakie oferuje "The Innocents", brytyjski serial młodzieżowy Netfliksa.
Jeśli po spędzeniu dekady z "Pamiętnikami wampirów", "Pretty Little Liars" i innymi młodzieżowymi produkcjami z USA macie ochotę uciekać jak najdalej na widok takich haseł jak teen drama albo young adult fantasy, to wiedzcie, że nie jesteście sami. Ja też do "The Innocents" podeszłam jak do jeża – w końcu to już któryś z kolei serial o tym samym – i zostałam całkiem miło zaskoczona. Nie tylko dlatego, że nie miałam żadnych oczekiwań.
Nowy serial młodzieżowy Netfliksa, którego cztery odcinki (z ośmiu) miałam okazję obejrzeć, to w skrócie on, ona i mroczne przygody wynikające z tego, że jedno z tego pięknego duetu ma dar zmiennokształtności. Bardziej w sumie przekleństwo niż dar, bo błękitnooka June (Sorcha Groundsell, "Klika") nie zamienia się w wilki ani inne groźne zwierzątka, tylko w innych ludzi – co prowadzi do perypetii czasem dziwnych, czasem śmiesznych, a praktycznie zawsze niebezpiecznych i przerażających, zwłaszcza dla niej samej.
Do 16. roku życia dziewczyna mieszkała na angielskiej prowincji i chronił ją ojciec, zarazem trzymając ją w nieświadomości co do przyczyny, dla której musi codziennie łykać tabletki. W swoje urodziny postanowiła jednak uciec z domu, bez grosza przy duszy i pomysłu, dokąd właściwie się udać, za to ze swoim chłopakiem Harrym (Percelle Ascott, "Czarodzieje kontra Obcy"). I tak oto otworzyła się prawdziwa puszka Pandory, zawierająca nagłą przemianę w ogromnego, brodatego faceta, grupkę Skandynawów, matkę June, która ją zostawiła kilka lat wcześniej, i masę innych rzeczy i ludzi, powiązanych ze sobą w sieć mocno nietypowych zdarzeń.
Najkrótszy opis "The Innocents" jest taki, że to opowieść o dwójce nastolatków, którzy uciekają od rodziców i zmuszeni są bardzo szybko dorosnąć, skonfrontowani z rzeczywistością, pełną niezwykłych zjawisk i poplątanych tajemnic. Kończy się okres niewinności i związanego z tym braku świadomości, czym jest dorosłość i odpowiedzialność, zaczyna się prawdziwe życie. Nasi bohaterowie, niczym młodsze wersje Bonnie i Clyde'a, wsiadają do auta i jadą przed siebie, ale klasyczny road trip bardzo szybko zamienia się w coś innego i jeszcze innego, i jeszcze. Bywa słodko i wdzięcznie, bywa dziwnie, bywa mrocznie, bywa też zaskakująco.
"The Innocents" w udany sposób miksuje ze sobą, w ramach młodzieżowego dramatu, różne gatunki i stylistyki – od kina drogi, przez fantastykę, po operę mydlaną i czarną komedię – sprawiając, że widz często nie jest pewien, co właściwie ogląda i jakie twisty czekają go za rogiem. Brytyjscy twórcy, Hania Elkington i Simon Duric, nie idą po linii najmniejszego oporu, tworząc własny świat i budując własny klimat, na który składa się brytyjskość i skandynawskość, wspaniała przyroda, spora dawka romantyzmu, niewielka ilość słońca i pewne ogromne, błękitne oczęta.
Choć sama tematyka to nic nowego, świeże podejście, ciągłe poszukiwanie trochę mniej typowych rozwiązań i stawianie raczej na proste, ludzkie emocje niż ciągłe trzymanie widza na krawędzi fotela popłaca. Serial nie odkrywa niczego nowego ani w temacie zmiennokształtności, ani tym bardziej nastoletnich dramatów, ale robi to po swojemu, z dużym urokiem, bez obaw w stylu "tego nie możemy pokazać, bo publika nie zrozumie".
Zostajemy więc bardzo szybko wrzuceni do świata, który oprócz naszej słodkiej dwójki – mającej fantastyczną, naturalną chemię od pierwszego odcinka – zawiera także tajemniczych ludzi mówiących po norwesku, przeprowadzającego jakieś nieoczywiste testy profesora (Guy Pearce, proszę państwa!), pewnego młodego człowieka zamkniętego w szopie i mnóstwo innych elementów, wcale nie tak prostych do poukładania na pierwszy rzut oka. A do tego dochodzą przecudne widoki (serial kręcono m.in. w Norwegii, Londynie i angielskim Yorkshire, które jest definicją sielskiej prowincji), rewelacyjna ścieżka dźwiękowa, którą docenią zwłaszcza nieco starsi widzowie, i międzynarodowa obsada.
Pochodzący z Islandii Jóhannes Haukur Jóhannesson ("Gra o tron") wciela się w tajemniczego – jak wszyscy tutaj – brodacza zwanego Steinarem, który narobi dużo zamieszania w życiu naszej June. Poza tym w ekipie "The Innocents" znajdują się m.in. fińska aktorka Laura Birn oraz Norwegowie Ingunn Beate Øyen, Lise Risom Olsen i Trond Fausa.
Do mówienia po norwesku został także zmuszony Pearce, wcielający się w prawdziwą postać-enigmę, doktora, który zdaje się pomagać zmiennokształtnym, a jednak trudno go sklasyfikować w prostych kategoriach: dobry/zły facet. Jeśli zastanawialiście się, co aktor takiego kalibru – znany z kultowych ról w "Memento", "Tajemnicach Los Angeles" i nie tylko – robi w młodzieżowej produkcji Netfliksa, wiedzcie, że miał tu co zagrać. Oczywiście, rolę Bena Halvorsona mógł dostać ktokolwiek inny, ale fakt, iż tym kimś jest Pearce, sprawia, że ten gość z miejsca przyciąga uwagę.
Czy to wszystko oznacza, że "The Innocents" jest serialem absolutnie doskonałym i wszyscy powinniście go obejrzeć? Niekoniecznie. Jak większość produkcji Netfliksa, ta też nie jest pozbawiona wad. Pomimo świeżego podejścia, polegającego na skupianiu się raczej na bohaterach i ich emocjach, niż na bezsensownym "dzianiu się", w scenariuszu nie brak banałów i rozwiązań, które przerabiano już w wielu innych produkcjach, niekoniecznie skierowanych do nastolatków. To nie jest temat, z którego da się wycisnąć cuda, nawet jeśli mamy do dyspozycji fajnych młodych aktorów, hollywoodzką gwiazdę i fotogeniczną Norwegię. Metafory dotyczące zmiennokształtności i połączonej z nią transformacji bywają więc przyciężkawe, a przygody, które spotykają dzieciaki, nie tak oryginalne, jak wydaje się twórcom.
Trudno też powiedzieć, do kogo właściwie serial jest skierowany. Dorośli widzowie momentami będą czuć się "za starzy", żeby oglądać perypetie zakochanych dzieciaków, pomimo całego ich uroku, a młodzież może poczuć się zniechęcona nagromadzeniem dorosłych wątków z dziwnymi Norwegami i nie tylko. Zwłaszcza pierwszy odcinek trzeba oglądać dość uważnie, tylko po to, żeby poznać odpowiedź na podstawowe pytania, jak "Kim są ci ludzie?" i "Co się tutaj dzieje?". Czy osoby w wieku June i Harry'ego rzeczywiście się na to skuszą? I czy starsi widzowie zaakceptują to wszystko, co jest tutaj typowo młodzieżowe?
Ostatecznie polecam więc "The Innocents" bardziej jako serialowe guilty pleasure z fajnymi dzieciakami, przepięknymi widokami i jak zawsze charyzmatycznym Guyem Pearce'em, niż historię, która odmieni Wasze życie. Jeśli się wkręcicie, to świetnie. Jeśli nie, na samym Netfliksie znajdziecie kilka tuzinów innych seriali i dla wielbicieli skandynawskich klimatów, i dla tych, którzy kochają młodzieżowe melodramaty.
Premiera "The Innocents" w serwisie Netflix 24 sierpnia. Zapraszamy także w najbliższych dniach do przeczytania naszych wywiadów z Guyem Pearce'em i resztą ekipy.