Bonnie i Clyde czasów Netfliksa. Rozmawiamy z Sorchą Groundsell i Percelle'em Ascottem z "The Innocents"
Marta Wawrzyn
2 września 2018, 20:01
"The Innocents" (Fot. Netflix)
Jak to jest obudzić się zimą w parku w krótkiej spódniczce, skąd się bierze ekranowa chemia i co się dzieje, kiedy trzeba całować się z nieznajomym – o tych i innych sprawach opowiada duet z "The Innocents".
Jak to jest obudzić się zimą w parku w krótkiej spódniczce, skąd się bierze ekranowa chemia i co się dzieje, kiedy trzeba całować się z nieznajomym – o tych i innych sprawach opowiada duet z "The Innocents".
To już ostatnia z naszych londyńskich rozmów z ekipą "The Innocents", serialu Netfliksa, który łączy nastoletni romans z wątkami nadprzyrodzonymi. Główni bohaterowie, June (Sorcha Groundsell) i Harry (Percelle Ascott), to para brytyjskich dzieciaków, którzy postanawiają wspólnie uciec z domu. Wkrótce po ucieczce na jaw zaczynają wychodzić niezwykłe moce dziewczyny, które stawiają ich przyszłość pod znakiem zapytania. June jest zmiennokształtna – potrafi przemieniać się w innych ludzi i kompletnie tego nie kontroluje.
Akcja serialu częściowo dzieje się w Wielkiej Brytanii, gdzie mieszkają nastolatkowie, a częściowo w Norwegii, gdzie znajduje się specyficzny ośrodek terapeutyczny dla zmiennokształtnych kobiet, prowadzony przez enigmatycznego doktora Bena Halvorsona. Jego postać jest jednym z magnesów przyciągających do serialu, także dlatego, że gra go Guy Pearce, znany m.in. z głównej roli w "Memento".
Naszą rozmowę z Guyem Pearce'em znajdziecie tutaj, przepytaliśmy także twórców "The Innocents", a na koniec zostawiliśmy piękny duet, który gra June i Harry'ego.
20-letnia Sorcha Groundsell, którą możecie znać z "Kliki" BBC, i 25-letni Percelle Ascott, który wcześniej występował w serialu "Czarodzieje kontra Obcy", odpowiadali na nasze pytania razem, a chemię między nimi było widać nawet podczas wywiadu. Rozmowa została przeprowadzona w Londynie na kilka dni przed światową premierą serialu i zawiera drobne spoilery z całego sezonu.
"The Innocents" to Wasz pierwszy duży projekt, w którym gracie główne role. Czy ekscytujecie się na myśl o tym, że za chwilę zobaczy Was cały świat?
Sorcha Groundsell: W pewnym sensie to dość surrealistyczne doświadczenie. Spędziliśmy bardzo dużo czasu, tworząc to wszystko w bardzo prywatnych warunkach, i teraz ta rzecz, którą robiliśmy przez siedem miesięcy, jest gotowa do publicznej konsumpcji. To bardzo dziwna sprawa, obserwować, jak nasze prywatne doświadczenie przemienia się w ten finałowy produkt. To dość nietypowy proces.
Jak wyglądały początki Waszej współpracy, w momencie kiedy już zostaliście Harrym i June?
Sorcha Groundsell: To było tak dawno temu! Spotkaliśmy się na tzw. chemistry read, czyli przesłuchaniu, gdzie sprawdzali, jak będziemy razem wypadać. Ty chyba już wtedy zrobiłeś mnóstwo scen z innymi aktorkami [Sorcha zwraca się do Percelle'a, a on potwierdza – red.], a ja w sumie nie. Zagraliśmy razem ze trzy czy cztery sceny i była to jedna z tych dziwnych, niezręcznych sytuacji, kiedy spotykasz kogoś i chwilę później masz być w nim zakochany do szaleństwa i całować się z nim, choć w ogóle go nie znasz.
Percelle Ascott: (śmiech) Pamiętam naszą pierwszą próbę, kiedy czytaliśmy razem scenariusz. Spotkaliśmy się chwilę przed, zaczęliśmy rozmawiać o tym wszystkim i chyba też trochę się zwierzać, bo przechodziliśmy przez te same emocje. Dla nas obojga to pierwszy duży projekt, w którym gramy główne role. Czuliśmy się o tyle komfortowo, że każde z nas ruszało w tę drogę z kimś, kto był dokładnie w tej samej sytuacji, także jeśli chodzi o doświadczenia aktorskie. Dzięki temu presja była trochę mniejsza, bo wiedziałem, że oboje przechodzimy przez to samo i w pewnym sensie razem dorastamy.
A pamiętacie, co myśleliście o sobie nawzajem po tym pierwszym wspólnym przesłuchaniu?
Sorcha Groundsell: (śmiech) Szczerze mówiąc, pamiętam to trochę jak przez mgłę…
Percelle Ascott: Tak, dokładnie tak. (jeszcze więcej śmiechu)
Sorcha Groundsell: Na takim przesłuchaniu jesteś tak zestresowany i spanikowany, że jedyne, o czym myślisz, to żeby dobrze zagrać. Ja wtedy dosłownie przyjechałam prosto z planu filmowego w Brighton, siedziałam tam jeszcze w całym tym makijażu i byłam kompletnie spanikowana. Wydaje mi się, że powiedziałam coś w stylu "O, cześć, miło cię poznać" i to było na tyle.
Percelle Ascott: Ja dobrze pamiętam z przesłuchania naszego reżysera, Farrena [Blackburna – red.]. Byliśmy szczęściarzami, bo on pracuje w taki sposób, że zmniejsza presję, zachęca, żebyśmy trochę się zrelaksowali, także podczas przesłuchań. Co jest ważne, bo natura naszego serialu jest taka, że trzeba znaleźć chemię między dwójką ludzi.
Sorcha Groundsell: Tak, i on to ułatwia.
Percelle Ascott: On to bardzo ułatwia. Dzięki niemu łatwiej nam było znaleźć się w głowach Harry'ego i June i poczuć emocjonalną więź z nimi i z tym, co się z nimi dzieje. To wszystko, co pamiętam. Pamiętam, jak przerabialiśmy razem różne sceny. I potem było dziwnie je kręcić, po tym jak je prezentowaliśmy na przesłuchaniu. (śmiech)
Sorcha Groundsell: Znaczenie w tym przypadku ma też to, że mija sporo czasu, a ty ciągle o tych scenach myślisz i wydają ci się bardzo ważne. A potem do nich wracasz pośród miliona innych scen, które też są naprawdę ważne. I one wydają się dziwnie znajome, a jednocześnie zupełnie inne.
Percelle Ascott: I to świetna zabawa! Poza tym już kiedy po raz pierwszy czytaliśmy scenariusz, dało się zauważyć, że to dobrze napisany projekt, do którego można mieć zaufanie.
Sorcha Groundsell: Tak, to dało się zauważyć już podczas przesłuchań. Dla aktora to znak, że ma do czynienia z porządnym scenariuszem, jeśli może tam wejść po przeczytaniu tylko tych scen, które dostał, i czuć, że ma informacje, jakich potrzebuje, żeby wykonać dobrą robotę. Są takie scenariusze, gdzie po prostu tego nie masz. A Simon [Duric – red.] i Hania [Elkington] napisali scenariusz, który ułatwił nam przesłuchania.
Percelle Ascott: Tak, a poza tym Harry i June razem wyruszają w drogę. I to było też dla nas ekscytujące, zobaczyć, jak ta ich wspólna podróż ewoluowała, i doświadczyć różnych jej etapów, a razem z nimi różnych emocji.
Które sceny w serialu były dla Was naprawdę trudne, a które to była czysta radocha?
Sorcha Groundsell: Hmm, ale pewnie nie możemy za dużo spoilerować? Muszę pomyśleć.
Percelle Ascott: Pamiętasz, jak się budziłaś rano w parku? To było coś. (śmiech)
Sorcha Groundsell: Nienawidzę tej sceny! Było tak zimno. Naprawdę zimno! To był chyba początek stycznia albo późny grudzień. A my musieliśmy udawać, że to lato. Ten gość tutaj jest facetem, więc mógł nosić spodnie i inne cieplejsze ubrania. A ja tam siedzę w tej króciutkiej spódniczce, starając się nie zamarznąć na śmierć i martwiąc się, żeby wiatr mi nie porwał tej spódniczki…
Percelle Ascott: Zrobiłaś dobrą robotę. (śmiech) Myślę też, że sceny, kiedy jechaliśmy autem, ze śpiewaniem, były całkiem fajne. Graliśmy je też zresztą na przesłuchaniach. Poza tym wszystko, co nasze postacie robiły i w czym było dużo emocji – to też była radocha.
Sorcha Groundsell: Ja się bardzo cieszyłam scenami w Sanctum, z kolacją przy stole i nie tylko. Było w nich mnóstwo niesamowitych aktorów naraz i bardzo dużo się działo. Ja tam wiele nie musiałam mówić, mogłam tylko siedzieć i patrzeć, jak oni to robią, jedząc mnóstwo rekwizytowego jedzenia.
A najtrudniejsze Wasze sceny to…
Sorcha Groundsell: Cały odcinek 8.
Percelle Ascott: Dla mnie nie było tam nic szczególnie trudnego, były co najwyżej rzeczy, które stanowiły wyzwanie i jednocześnie były bardzo istotne dla całej historii. To dobrze, kiedy serial wykracza poza pewne granice, także granice sci-fi. Miałem wrażenie, że wszystko tam jest wyzwaniem i że stawaliśmy przed różnymi rodzajami wyzwań.
Sorcha Groundsell: Na pewno dużo tych dramatycznych wydarzeń z końcówki to były rzeczy trudne, wymagające, emocjonalne i męczące do kręcenia. Ale to jest dokładnie to, czego chcesz jako aktor – dostać sceny, dzięki którym możesz spróbować czegoś, czego wcześniej nie robiłeś i sprawdzić, ile możesz.
Percelle Ascott: Na pewno trudne był sceny z przemianami. Bo to nie było tak, że mieliśmy green screena i mogliśmy polegać na efektach specjalnych. W tym chodziło o nasze występy, w których musieliśmy być w stanie dodać emocje do tych szalonych wydarzeń. Czasem pojawiali się inni aktorzy, którzy wcielali się w June, poza tym używaliśmy odbić w lustrach. Także było dużo technikaliów, a jednocześnie trzonem cały czas były emocje, nasza współpraca jako zespołu i wspólne szukanie odpowiedzi na pytanie, jak to zakomunikować w najbardziej realistyczny sposób. Bo przemiany to przecież też zmiany tożsamości i cały czas musieliśmy to być w stanie pokazać.
Sorcha, a jak to wyglądało z Twojego punktu widzenia, kiedy Twoja bohaterka zamieniała się w tego ogromnego faceta?
Sorcha Groundsell: Ja na szczęście nie musiałam w tych scenach za wiele robić, myślę, że to było większe wyzwanie dla innych aktorów, którzy musieli przyjść, zamienić się we mnie i przekonująco grać 16-letnią dziewczynę. (śmiech) To nie takie proste, kiedy jesteś wielkim, brodatym Islandczykiem. Także dla mnie to było interesujące do podglądania, cały ten proces, który oni przechodzili.
I w tym zawsze była współpraca, nigdy nie było wrażenia, że ktoś próbuje przejąć mój występ i ściągnąć uwagę na siebie. Teoretycznie była na to przestrzeń, ale wszyscy podchodzili z szacunkiem do tego, co moim zdaniem było właściwe dla mojej postaci. Zawsze rozmawialiśmy, żaden z aktorów nie przychodził i nie mówił: "Moim zdaniem June zrobiłaby to, to i tamto, i ja tak to zagram". Także czułam się częścią tych scen, nawet jeśli niekoniecznie byłam w nich widoczna.
Było też w tym trochę kopiowania ruchów i gestów innych osób, prawda?
Sorcha Groundsell: Tak, ale to działało w dwie strony. To zależało choćby od tego, jak to kręciliśmy. Czasem ich część była kręcona najpierw. Zawsze robiliśmy próby z tą osobą, która grała scenę tak jakby w oryginale. W ten sposób ten drugi aktor mógł zobaczyć, czego chcieliśmy w tej scenie, przestudiować to, a następnie przetworzyć po swojemu. Wszystko opierało się na współpracy pomiędzy aktorami.
Czy są jakieś tematy i motywy w serialu, które do Was szczególnie trafiają w tym momencie?
Percelle Ascott: Myślę, że serial ma przesłanie, nawet więcej niż jedno. Stwierdzenie, że "The Innocents" to młodzieżowy romans albo że to sci-fi, nie oddaje w pełni tego, czym to naprawdę jest. W serialu jest mnóstwo różnych motywów i warstw. Jest tu miłość, jest element thrillera psychologicznego, jest wreszcie aspekt tożsamości, który prawdopodobnie jest najważniejszym komponentem.
Zmiennokształtność jest u nas narzędziem do dyskusji o tożsamości, a przemiany to dla June droga do samoakceptacji, akceptacji tego daru. Harry też musi to zaakceptować, nauczyć się z tym radzić, poczuć się swobodnie w swojej skórze i po prostu być sobą. Poza tym jest pytanie: jakie ma znaczenie miłość, biorąc pod uwagę to wszystko? Myślę, że wszystkie postacie w serialu dokonują wyborów z miłości, a czasem kiedy dokonujemy jakiegoś wyboru z miłości, ma to wpływ na kogoś innego. Ale tym generalnie jest miłość – tą bardzo skomplikowaną rzeczą, która ma wiele odcieni… Dobra, nie będę może mówić wszystkiego. (śmiech)
Sorcha Groundsell: Wydaje mi się, że już przerobiłeś, co się tylko dało.
Percelle Ascott: Przepraszam! (śmiech)
Skoro jesteśmy przy miłości, powiedzcie, co zrobiliście, żeby mieć taką chemię na ekranie?
Sorcha Groundsell: Gdybyśmy znali odpowiedź na to pytanie, to byśmy ją wydrukowali i sprzedali! (śmiech) To taki dziwny rodzaj alchemii. Myślę, że jako aktorzy często w ogóle nie wiemy, kiedy to się dzieje, ale widzą to reżyserzy czy osoby zajmujące się castingiem.
Czyli nie spędzaliście ze sobą czasu poza planem, żeby wzmocnić tę ekranową chemię?
Sorcha Groundsell: Na pewno na początku sporo rozmawialiśmy o Harrym i June, starając się rozpracować ich wspólną przeszłość i całą historię ich związku. Chcieliśmy poznać tyle szczegółów na ich temat, ile tylko się dało, zanim weszliśmy na plan, bo to było dziwne, wskoczyć od razu w taki bliską relację, kiedy my dopiero co się spotkaliśmy.
Percelle Ascott: Poza tym, jak już mówiłem wcześniej, połączyło nas w organiczny sposób to nasze wspólne doświadczenie. Dla nas obojga to pierwsze główne role i z tym związane były pewne emocje, które oboje czuliśmy. Samo takie wspólne dorastanie na planie buduje chemię. Współpraca i dobra komunikacja to też kręgosłup każdej dobrej relacji w pracy.
Sorcha Groundsell: Tak, a poza tym jeśli spędzasz z kimś siedem miesięcy, każdego dnia, od rana do nocy, to poznajesz go w każdej wersji, tej najlepszej i tej najgorszej. I wydaje mi się, że to sporo zmienia.
Percelle Ascott: O tak, dużo wspólnego słuchania klasyków z lat 80. w aucie! (śmiech)
Czy były jakieś filmowe młode pary, na których mieliście się wzorować? Na przykład te z filmów "Badlands" albo "Bonnie i Clyde"?
Sorcha Groundsell: Nie, nie zadali nam żadnych filmów do oglądania. Ja osobiście przyglądałam się różnym filmom, ale bardziej zwracałam uwagę na ton niż występy aktorskie. Zawsze mi się wydawało, że najlepiej to działa, kiedy podchodzisz do tego indywidualnie i budujesz własny świat. Każdy aktor ma inny proces przygotowywania się do roli – to, co działa w przypadku jednego aktora, może się nie sprawdzić u innego.
Percelle Ascott: "The Innocents" to serial niepodobny do niczego, co widzieliście wcześniej, także dlatego, że związek Harry'ego i June jest inny od tych, które widzieliście wcześniej. W naszym procesie jego tworzenia chodziło o to, by pojawiły się w tym jakieś nowe pomysły i żebyśmy nie replikowali czegoś, co już było. I było to z naszej strony dość instynktowne.
Myślicie, że Wasze postacie mogą stać się jakąś inspiracją dla nastolatków, którzy też doświadczają różnego rodzaju przemian?
Sorcha Groundsell: Wydaje mi się, że bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie, zanim jeszcze serial w ogóle miał premierę. Bo teraz to my jesteśmy tylko grupką ludzi z plakatów. Poza tym myślę, że jako aktorzy nie powinniśmy się nad tym aż tak bardzo zastanawiać, bo byśmy zwariowali od całej tej odpowiedzialności. To, co możemy zrobić, to wykonać swoją pracę najlepiej, jak potrafimy, stworzyć coś, z czego będziemy dumni, i mieć nadzieję, że to będzie miało jakiś oddźwięk.
Percelle Ascott: Cieszymy się, że możemy grać młode postacie, które są też skomplikowane. Ważne jest dla nas samo to, że możemy wcielać się w tych młodych bohaterów w prawdziwy, autentyczny sposób i pokazywać ich dorastanie z całym tym skomplikowaniem.
A pamiętacie, kto był Waszą inspiracją, kiedy mieliście 16 lat?
Percelle Ascott: O, to jest dobre pytanie!
Sorcha Groundsell: Moje były naprawdę dziwne. Kiedy miałam 14, 15 lat, zaczęłam zwracać uwagę na aktorstwo, więc wszyscy moi ludzie byli aktorami. Mniej więcej w tym wieku zaczęłam oglądać francuskie filmy i dostałam obsesji na punkcie Isabelle Huppert. Patrzę na nią z podziwem jako artystkę. Z jej ostatnich filmów uwielbiam na przykład "Miłość", choć akurat w tym nie było jej za dużo, a poza tym "Pianistkę" i Co przynosi przyszłość".
Serial "The Innocents" jest dostępny w serwisie Netflix.