Strzeżcie się chłopcy, nadchodzi nowa Becky Sharp! "Targowisko próżności" — recenzja serialu z Olivią Cooke
Marta Wawrzyn
4 września 2018, 22:02
Olivia Cooke w serialu "Targowisko próżności" (Fot. ITV)
Czy potrzebujemy nowego "Targowiska próżności", kiedy jeszcze świetnie pamiętamy film z Reese Witherspoon? Pewnie nie. Ale i tak je obejrzymy, bo adaptacja od ITV to czysta rozkosz.
Czy potrzebujemy nowego "Targowiska próżności", kiedy jeszcze świetnie pamiętamy film z Reese Witherspoon? Pewnie nie. Ale i tak je obejrzymy, bo adaptacja od ITV to czysta rozkosz.
"Jak daleko ona może zajść w tydzień?" – pyta matka serialowej Amelii Sedley, po tym jak Becky Sharp tymczasowo zamieszkuje w ich domu w Londynie, przygarnięta przez naiwną córkę. Jeśli czytaliście XIX-wieczną powieść Williama Makepeace'a Thackeraya albo oglądaliście którąś z ekranizacji, wiecie, że odpowiedź może zaskoczyć najstarszych górali. A jeżeli jakimś cudem kompletnie tej historii nie znacie, będziecie zachwyceni umiejętnościami głównej bohaterki.
Urocza i tylko trochę socjopatyczna dziewczyna, która po opuszczeniu pensji panien Pinkerton postanawia zawojować świat i zdobyć wszystko, co jest do zdobycia, na czele z majątkiem, powraca w nowej wersji "Targowiska próżności" i tym razem ma twarz Olivii Cooke, brytyjskiej aktorki najbardziej znanej z roli w "Bates Motel". Za 7-odcinkową adaptację (widziałam już trzy odcinki, z których dwa są dostępne na HBO GO) odpowiada telewizja ITV, specjalizująca się w dramatach kostiumowych, jak "Downton Abbey" czy "Wiktoria". I to widać.
Nowe "Targowisko próżności" nie jest może aż tak wystawne, jak film Miry Nair z Reese Witherspoon w roli głównej, ale, jak na brytyjski serial kostiumowy przystało, to bardzo porządnie zrealizowana adaptacja. Londyn z początków XIX-wieku wygląda autentycznie, angielska prowincja jak zawsze jest bardzo fotogeniczna, zaś suknie panien i angielskie mundury z czasów wojen napoleońskich nie mogłyby być wspanialsze. Serial ITV to hedonistyczny spektakl, który jednak nie zaczyna się ani nie kończy na sprawnej realizacji.
Największym jego skarbem jest sama Becky Sharp, córka malarza-alkoholika i francuskiej tancerki, która postanawia zaszaleć na karuzeli życia, kierując się niełatwym do wypełnienia w praktyce mottem: "Chcę mieć pewność, że jutro będzie lepsze niż dziś. Każdego dnia". Rzuca się w wir manipulacji, romansów i intryg, wkupując się z dziecinną łatwością w łaski kolejnych przedstawicieli wyższych sfer i każdemu mówiąc dokładnie to, co ten chce usłyszeć. W jednym tylko celu: żeby zdobyć dobrą pozycję społeczną i pieniądze, a następnie zacząć wreszcie naprawdę żyć.
I przy całym jej wyrachowaniu nie da się jej nie lubić, nie tylko dlatego, że Thackeray niemal 200 lat temu napisał antybohaterkę doskonałą. Ma z tym coś wspólnego także świetny casting – Becky Sharp w wersji Olivii Cooke to cudowna kulka energii, z wdziękiem i błyskiem w oku pokonująca kolejne przeszkody. Dziewczę czarujące, superinteligentne i pełne życia, którego tak brakuje otaczającym ją bogaczom. Bohaterka wystarczająco uwspółcześniona i zniuansowana, by była w stanie znaleźć sobie miejsce w nowoczesnej telewizji.
Serial idzie torem wyznaczonym przez oryginał, oglądamy więc, jak panna Sharp owija sobie wokół palca najpierw Amelię (Claudia Jessie) i jej brata Josa (David Fynn), a potem sir Pitta Crawleya, żyjącego na odludziu lorda (Martin Clunes), w którego domu ląduje jako guwernantka, i jego syna Rawdona (Tom Bateman), kapitana brytyjskiej armii, jak niemal wszyscy tutejsi kawalerowie. Wszędzie, gdzie się pojawia, sieje słodkie zniszczenie, a przejrzeć ją potrafią tylko nieliczni. Bo przedstawiciele angielskich wyższych sfer, których Thackeray bezlitośnie potraktował ostrzem satyry, najczęściej nie dorastają tej dziewczynie inteligencją do pięt (w przeciwieństwie do czarnoskórego służącego Sedleyów, obecnego także w książce).
Ponieważ serial, napisany przez Gwyneth Hughes, ma przemawiać przede wszystkim do współczesnego pokolenia – Brytyjczycy twierdzą, że każde pokolenie ma swoją Becky Sharp, i coś w tym jest – da się zauważyć pewną zmianę akcentów. Skomplikowana pod względem moralnym bohaterka to w mniejszym stopniu zepsuta dziewucha, która obrała drogę na skróty, sięgając po rzeczy niewarte takich starań, a w większym ambitna młoda osóbka, wyprzedzająca swoje czasy i buntująca się przeciwko narzucanym ograniczeniom. W kreacji Olivii Cooke, co jakiś czas rzucającej porozumiewawcze spojrzenie prosto do kamery, zdecydowanie można ją polubić, choć im dalej w las, tym trudniejszych do usprawiedliwienia wyborów będzie dokonywała.
To właśnie jej serial telewizji ITV zawdzięcza połowę swojego uroku. I to właśnie dla niej warto go zobaczyć, nawet jeśli sam w sobie nie jest ekranizacją, która wywróci Wasz świat do góry nogami. "Targowisko próżności" częściej bowiem bywa poprawne niż rewolucyjne – mniej więcej na tej zasadzie co najnowsza wersja "Wojny i pokoju" od BBC – ale ma w sobie życie i energię, jakich często serialom kostiumowym brakuje. O klimacie też nie zapomniano.
Przepiękne kostiumy, barwny Londyn skontrastowany z ponurą rezydencją sir Pitta, dobrze dobrana współczesna muzyka (na czele z nietypową wersją "All Along the Watchtower" w sekwencji otwierającej serial) i charakterystyczne wprowadzenia od narratora (Michael Palin) tworzą udany miks, w którym nowoczesność spotyka się z klasyką. Nowe "Targowisko próżności" to czysta przyjemność – i nieważne, że naszego życia ta adaptacja raczej nie odmieni.
"Targowisko próżności" jest dostępne na HBO GO, kolejne odcinki co poniedziałek.