Miało być tradycyjnie, wyszło archaicznie. "The Cool Kids" — recenzja nowej komedii FOX-a
Michał Paszkowski
30 września 2018, 16:29
"The Cool Kids" (Fot. FOX)
Jeśli hasło "nowy sitcom ze śmiechem publiczności" nie kojarzy wam się dobrze, to nie mam dla was dobrych wiadomości. "The Cool Kids" nie tylko mało śmieszy, ale i marnuje utalentowaną obsadę.
Jeśli hasło "nowy sitcom ze śmiechem publiczności" nie kojarzy wam się dobrze, to nie mam dla was dobrych wiadomości. "The Cool Kids" nie tylko mało śmieszy, ale i marnuje utalentowaną obsadę.
Przy tak silnym zwracaniu uwagi na kwestię różnorodności przed i za kamerą oraz przedwczesnym poklepywaniu się po plecach za postępy w tych kwestiach, Hollywood zdaje się jednocześnie kompletnie ignorować wielomilionową widownię seniorów, którzy rzadko mogą znaleźć godną reprezentację na srebrnym ekranie. Seriale, w których główne role grają starsi aktorzy i aktorki, stanowią jedynie maleńki ułamek wszystkich produkcji. Wręcz może wydawać się, że bezpowrotnie minęły czasy, w których serial taki jak "The Golden Girls", opowiadający o przygodach czterech emerytek, potrafił odnieść sukces także wśród młodszych odbiorców.
Naprzeciw tej ewidentnie niezagospodarowanej niszy na komediowym rynku wychodzi więc znany z "It's Always Sunny in Philadelphia" Charlie Day, którego do stworzenia serialu o grupie wiekowych bohaterów zainspirowały jego własne doświadczenia z pracy w ośrodku emerytalnym. I tak oto współtworzone z Paulem Fruchbomem "The Cool Kids" ma w swojej głównej obsadzie aktorów tylko powyżej sześćdziesiątki, a poprzez format komedii nagrywanej na żywo przed widownią serial stara się przywołać wspomnienia najlepszych amerykańskich sitcomów sprzed lat.
Idealne warunki dla sympatycznej i zabawnej komedii dla kilku pokoleń widzów? Niestety tylko w teorii, gdyż obiecujące założenia nie przekładają się tu na równie dobry serial.
Mieszkający w ośrodku spokojnej starości bohaterowie "The Cool Kids", choć młode lata mają już daleko za sobą, duchem przypominają raczej licealistów, których największym, jeśli nie jedynym celem jest jak najlepiej się bawić. Wprawiony w szukaniu powodów do narzekania Hank (David Alan Grier) stoi na czele ekipy tytułowych "fajnych dzieciaków", którą uzupełniają skłonny do dramatyzowania Sid (Leslie Jordan) i rzucającymi nieprawdopodobnymi anegdotami z pełnego wrażeń życia Charlie (Martin Mull).
Kiedy umiera ich wspólny przyjaciel i czwarty członek grupy, jego miejsce przy obiadowym stole zajmuje nieuznająca sprzeciwu Margaret (Vicky Lawrence), kompletnie ignorująca niepisane zasady miejscowej hierarchii, które jeszcze bardziej przybliżają ośrodek dla emerytów do typowego amerykańskiego liceum. Nie będzie zaskoczeniem (i szczególnym spoilerem) kiedy powiem, że ostatecznie mężczyźni pokonują niechęć do Margaret i włączają ją w szeregi swojej "młodej duchem" paczki, o której beztroskich perypetiach opowiadać będzie reszta sezonu.
Jak podkreślali twórcy i obsada "The Cool Kids" przed premierą, ich serial ma być przede wszystkim eskapistyczną rozrywką, zdecydowanie odstającą od wielu współczesnych komedii, którym często bliżej do depresyjnych dramatów. I chociaż jestem w stanie wyobrazić sobie sympatyczny sitcom "w starym stylu" o czwórce emerytów, który mógłby spokojnie stanowić przyjemną odskocznię od poważniejszych tytułów, to "The Cool Kids" tym serialem niestety nie jest.
Tak jak to często bywa w tradycyjnych amerykańskich sitcomach, przygody paczki przyjaciół wydają się już znajome i przerobione w innych, lepszych serialach, a sami bohaterowie nie są jeszcze wystarczająco interesujący, aby mogli wprowadzić jakiś element świeżości do tych utartych schematów. Oczywiście, dałoby się banalną historię wytrzymać, gdyby "The Cool Kids" było rzeczywiście w stanie rozbawić, ale nawet przy założeniu, że poczucie humoru jest sprawą subiektywną, trudno znaleźć w pierwszym odcinku jakiekolwiek powody do śmiechu.
Jedyna siła serialu wiąże się zarazem z największym zarzutem, jaki mam wobec twórców i dotyczy fantastycznej, ale jednak kompletnie zmarnowanej tutaj obsady. Bo oto czworo weteranów amerykańskiej komedii zostaje zgromadzonych razem na ekranie i choć swoją obecnością uświetnia każdą scenę, to ostatecznie nie jest w stanie przeskoczyć przeciętności materiału, z jakim pracuje. Samo spojrzenie na kariery członków obsady daje jasno do zrozumienia, że tym aktorom należałaby się o wiele lepsza produkcja do zaprezentowania swoich komediowych zdolności.
Vicki Lawrence zdobyła sławę już w latach 60. w "The Carol Burnett Show", wcielając się w wiele postaci, z których jedna – Thelma Harper zwana Mamą osiągnęła taką popularność, że w latach 80. stworzono wokół niej cały serial. David Alan Grier w telewizji zasłynął przede wszystkim w programie skeczowym z lat 90. "In Living Color" (który wylansował także Jima Carreya i Jamiego Foxxa) a ostatnio pojawił się w znakomicie przyjętym przez krytykę sitcomie "The Carmichael Show". Z kolei Leslie Jordan i Martin Mull mają na swoim koncie występy w takich klasykach gatunku jak "Roseanne" czy "Will i Grace", a ten drugi dla mnie, jak i dla wielu fanów "Arrested Development" pozostanie niezapomniany jako ikoniczny detektyw Gene Parmesan.
Dlaczego więc, mając na podorędziu taką fenomenalną obsadę, "The Cool Kids" nie postarało się wyjść choć trochę poza utarte schematy? Być może niewymagający humor w serialu przysporzy produkcji więcej widzów, ale starając się dogodzić jak najszerszej publiczności niepotrzebnie poświęcono szansę na stworzenie czegoś bardziej oryginalnego i po prostu ciekawszego.