Nasz top 10: Najlepsze seriale września 2018
Redakcja
13 października 2018, 22:07
"BoJack Horseman" (Fot. Netflix)
Od "American Vandal", przez "The Good Place" i "Maniaca", aż po "BoJacka Horsemana" i "Kroniki Times Square". Za nami świetny miesiąc w serialach — sprawdźcie, co koniecznie musicie nadrobić!
Od "American Vandal", przez "The Good Place" i "Maniaca", aż po "BoJacka Horsemana" i "Kroniki Times Square". Za nami świetny miesiąc w serialach — sprawdźcie, co koniecznie musicie nadrobić!
10. "American Vandal" (powrót na listę)
Oczekiwania wobec "American Vandal" były po pierwszym sezonie wyjątkowo duże, a na niekorzyść nowych odcinków przemawiał też fakt, że zniknął już element zaskoczenia, który uczynił serial jednym z największych netfliksowych hitów zeszłego roku. Być może tej oryginalności i szalonej pomysłowości w tworzeniu kolejnych niepoprawnych żartów w drugim sezonie było już mniej, ale serial nadal zdecydowanie wybił się pośród dziesiątek innych wrześniowych produkcji. Dostaliśmy po prostu bardzo solidny licealny dramat z elementami wciągającej tajemnicy.
Poszukiwania sprawcy wandalizmu na nauczycielskich autach zamieniły się w próby odkrycia tożsamości samozwańczego G***nianego Rabusia, który swoimi cuchnącymi żartami atakował prywatne katolickie liceum. Peter i Sam, twórcy oryginalnego "American Vandal" (który w świecie serialu również można oglądać na Netfliksie), zachęceni przez rosnącą bazę wielbicieli swojego dokumentalnego projektu, rozpoczęli kompletnie nową misję, dając nam wgląd w życia młodzieży z prestiżowej szkoły. Historia tajemniczego przestępcy, zastawiającego kolejne pułapki na licealne środowisko i publikującego relacje z tych ataków na Instagramie, posłużyła tu za pretekst do rozważań nad różnicami między tożsamością w internecie a tą w prawdziwym życiu. Oczywiście, choć nie jest to kompletnie nowatorski temat, to uważny i niepotępiający ton, jaki przyjął "American Vandal" można z pewnością uznać za powiew świeżego powietrza.
Podobnie jak w poprzednim sezonie, zachwyca młoda obsada, będąca w stanie dodać głębi postaciom, które na pierwszy rzut oka mogły wydawać się zwykłymi archetypami szkolnych bohaterów. Zasługą serialu jest to, że z wnikliwością potrafi podejść do swoich nastoletnich postaci, nawet jeśli wiele zachowań przedstawia w satyrycznym tonie. Ostatecznie, choć drugi sezon nie jest już może tak przyjemną niespodzianką jak pierwszy, to tylko przypomina, jak sprawnie twórcy serialu, Dan Perrault i Tony Yacenda, są w stanie opowiadać wciągające historie o młodych ludziach.
Serial, który zaczyna się wielkim rozwolnieniem w szkolnej stołówce, ma o wiele więcej do powiedzenia o współczesnej młodzieży niż większość obecnych produkcji o nastolatkach. [Michał Paszkowski]
9. "Forever" (nowość na liście)
Jeszcze jeden komediodramat? O parze ludzi, których małżeństwo zamieniło się w nudną i męczącą rutynę? No nie brzmi to zbyt oryginalnie. I do pewnego momentu rzeczywiście takim nie jest, bo historia June (Maya Rudolph) i Oscara (Fred Armisen), choć ładnie opowiedziana, nie ma do przekazania nic odkrywczego.
A potem następuje twist numer jeden, który poprzedza twist numer dwa. I w tym momencie zaczyna się robić naprawdę ciekawie, a serial zyskuje możliwości, z których raz z większym, a raz z mniejszym powodzeniem korzysta. Bo to nie tak, że ze względu na zwrot akcji, o którym nikt nas nie uprzedził, "Forever" staje się serialem wybitnym. Nie, to ciągle "tylko" więcej niż solidna historia, przy której kilka razy można się uśmiechnąć, a nieco częściej zadumać.
Na naszej liście produkcja Amazona jednak wylądowała, także dlatego, że doceniamy pomysłowość twórców i oryginalne podejście do, wydawałoby się, ogranego już na wszelkie sposoby tematu. "Forever" udowodniło, że zawsze znajdzie się nowy sposób, pozostając jednocześnie opowieścią całkiem przyziemną, skromną i sympatyczną. Ale to wciąż nie jest główny powód obecności w rankingu.
Tym jest fakt, że twórcy postanowili nas jeszcze raz zaskoczyć, wprowadzając do serialu dygresję, która idealnie wpisała się w całość. Jednoodcinkowe eksperymenty wprawdzie zawsze niosą ze sobą spore ryzyko, ale tutaj półgodzinne odejście od pary głównych bohaterów, by skupić się na niejakich Andre i Sarze (Jason Mitchell i Hong Chau), wyszło wszystkim na dobre. I nie, nic więcej nie napiszemy, żeby nie zepsuć Wam niespodzianki. A jeśli już to widzieliście, to sami wiecie najlepiej, że warto było poświęcić "Forever" każdą chwilę. [Mateusz Piesowicz]
8. "Bodyguard" (spadek z 7. miejsca)
Zamachy, wybuchy, bieganiny, strzelaniny i praktycznie co odcinek jakiś mocny twist. Tak wygląda "Bodyguard", nowy serial Jeda Mercurio ("Line of Duty"), który nie bez powodu zrobił we wrześniu furorę w Wielkiej Brytanii. I rozumiemy to, bo tak sprawnie poprowadzonego, wkręcającego i wypchanego emocjami akcyjniaka nie widzieliśmy od dawna. To serial, którego każdy odcinek sprawia, że widzowie łapią się za głowy w pierwszych minutach i pozostają w tej pozycji przez godzinę.
Tak było zwłaszcza z trzecim i czwartym odcinkiem, w których Mercurio zrobił coś naprawdę szalonego i odważnego — coś, czego nigdy nie zrobiliby amerykańscy twórcy, żyjący w przekonaniu, że publiczność pewne schematy lubi i nie należy tego zmieniać. Mercurio był w stanie w połowie sezonu wykonać zwrot o 180 stopni, kpiąc tym samym z naszego przekonania, że wiemy dobrze, o czym jest jego serial.
Taki sposób prowadzenia fabuły — oparty na twistach, ciągłym zaskakiwaniu widzów i dokładaniu kolejnych spektakularnych scen akcji — ma oczywiście pewne wady. Na czele z tym, że kiedy czasem aż chciałoby się, aby było głębiej, twórca uparcie stawia na więcej, bardziej i szybciej. Najlepiej jednak w ogóle tym się nie przejmować, dać się wkręcić w tę grę i cieszyć się, że BBC robi lepsze telewizyjne blockbustery niż jakakolwiek inna telewizja. [Marta Wawrzyn]
7. "The Good Place" (powrót na listę)
Co jak co, ale przewidzenie, że powrót "The Good Place" do ramówki oznacza także powrót do naszego rankingu, nie należało do najtrudniejszych zadań. Na pytanie, dlaczego tylko siódme miejsce, odpowiadamy: spokojnie, za nami dopiero początek sezonu. A ten, nie mamy co do tego żadnych wątpliwości, znów będzie znakomity.
Wystarczyło tylko popatrzeć na podwójną premierę, by zorientować się, że komedia Mike'a Schura nie straciła absolutnie niczego z uroku i pomysłowości, jakimi zachwycała nas do tej pory. I to pomimo przeniesienia akcji na Ziemię, gdzie wróciła czwórka naszych bohaterów, otrzymując szansę zostania lepszymi ludźmi. My z kolei dostaliśmy jeszcze jeden reset, poznając nowe okoliczności i kolejny raz odkrywając niby tych samych, a jednak stale robiących postępy Eleanor, Chidiego, Tahani i Jasona.
Sposób, w jaki twórcy rozwijają historię i jej bohaterów, jednocześnie unikając powtarzalności, jest po prostu fenomenalny. Niby wciąż wracamy do punktu wyjścia, a jednak za każdym razem jesteśmy zaskakiwani faktem, jak wiele może się tu zmienić, gdy teoretycznie nie zmienia się nic. Wszak wciąż chodzi o to samo: udowodnienie, że ludzie mogą stać się lepsi.
No i tego, że sitcom rodem z ogólnodostępnej telewizji nie musi być tylko zbiorem schematycznych gagów. Te z "The Good Place" są od schematów bardzo odległe, a do tego dostaliśmy jeszcze przecież emocje, wysokie jak nigdy stawki, nowych bohaterów i nawet cliffhanger z Adamem Scottem. Żyć, nie umierać – tym razem całkiem dosłownie. [Mateusz Piesowicz]
6. "Sorry for Your Loss" (nowość na liście)
Kilka lat temu podczas rozdania Złotych Globów prowadząca galę Amy Poehler żartobliwie przestrzegała widzów przed momentem, w którym Snapchat będzie odbierał nagrodę za najlepszy serial dramatyczny. Akurat ta platforma dopiero stawia pierwsze kroki w tworzeniu oryginalnego contentu, ale za to Facebook właśnie zaoferował nam produkcję, która może spokojnie mierzyć się z serialami z tradycyjnych kablówek czy streamingów. "Sorry for Your Loss", stworzone przez Kit Steinkeller, może wydawać się jeszcze zbyt kameralne, aby zdobyć Emmy czy Złoty Glob, ale jeśli dotychczas nie interesowały was serialowe poczynania Facebooka, to ta pozycja ma dużą szansę zmienić wasze zdanie.
Historia młodej wdowy, która próbuje poskładać swoje życie po tragicznej śmierci męża jest już z samej natury wyciskaczem łez i "Sorry for Your Loss" wzruszy nawet najtwardszych widzów. Chwała scenarzystom, że rzadko uciekają się do prostych emocjonalnych manipulacji, za to przekonująco pokazują wszystkie trudy pogodzenia się ze śmiercią najbliższej osoby. Serial uważnie obserwuje, jak Leigh powoli zaczyna odnajdywać się na wielu życiowych frontach, a niezawodna Elizabeth Olsen w perfekcyjny i subtelny sposób skupia w swoim wykonaniu wszystkie, często przeciwstawne emocje, jakie targają jej bohaterką.
To poruszające studium radzenia sobie z żałobą i przywracania życia na właściwe tory ożywia na ekranie także fantastyczna drugoplanowa obsada – m.in. nominowana do Oscara Janet McTeer, gwiazda ostatnich "Gwiezdnych wojen" Kelly Marie Tran i Jovan Adepo z "Pozostawionych" (aktorów z tego akurat serialu jest zawsze miło widzieć na ekranie). Niemała zasługa w stworzeniu wyjątkowej aury tej produkcji przypada też reżyserowi kilku odcinków, w tym pilota — Jamesowi Ponsoldtowi, który dał się już poznać jako reżyser świetnych amerykańskich filmów niezależnych, jak "Cudowne tu i teraz" czy "Koniec trasy".
Jeśli szukacie tylko jednego odcinka do obejrzenia, to koniecznie znajdźcie czas na "17 Unheard Messages", właśnie w reżyserii Ponsoldta, w którym Leigh odtwarza nieodsłuchane wiadomości głosowe z telefonu męża. Prosty pomysł zamienia się tu w absolutnie wzruszającą i do bólu prawdziwą historię o tym, jak wszechogarniająca potrafi być depresja. Facebook Watch wysoko zawiesił sobie poprzeczkę tą produkcją, a teraz tylko prosimy o więcej. [Michał Paszkowski]
5. "Kidding" (nowość na liście)
Z pewnością najsmutniejsza rzecz, jaką widzieliśmy w tym miesiącu, ale przecież tylko z tego względu "Kidding" nie wylądowałoby na piątym miejscu naszego rankingu. Komediodramat z Jimem Carreyem w głównej roli okazał się nie tylko jedną z tych produkcji, przy oglądaniu których śmiech miesza się ze łzami, ale też prawdziwie poruszającą i momentami szokującą historią, jakich chcielibyśmy oglądać w telewizji jak najwięcej.
A wszystko zaczęło się od odcinka, który przedstawiał nam bajecznie kolorowy świat Pana Picklesa, jednocześnie co rusz zasypując kolejnymi ciosami. Na czele z tym największym, gdy szybko uświadomiliśmy sobie, że "Kidding" nie będzie taką zwyczajną opowieścią o nieradzącym sobie z przygnębiającą rzeczywistością śmieszku. Bo ta w przypadku Jeffa jest raczej totalnie przytłaczająca, choć on akurat stara się z całych sił, by zawsze podchodzić do niej z uśmiechem.
To z kolei czyni z niego swego rodzaju tragikomiczną postać. Faceta, na którego nieraz chciałoby się nawrzeszczeć z wściekłości, by wkrótce potem dostrzec, że może jednak miał rację. "Kidding" znakomicie balansuje pomiędzy tymi dwoma stanami, sprawiając, że podczas oglądania trudno zachować chłodne emocje. A to wszystko w towarzystwie bohaterów, o których mamy wrażenie, że dopiero zaczynamy ich poznawać.
Jakby zalet było mało, dostaliśmy jeszcze fantastyczną obsadę (oprócz Carreya trzeba pochwalić choćby znakomitego Franka Langellę), błyskotliwy humor i niepodrabialny styl, zamieniający serial w coś w rodzaju depresyjnej bajki – raz zachwycającej, raz przerażającej, a czasami (jak w bez mała genialnym odcinku numer cztery, czyli "Bye, Mom") robiącej to wszystko jednocześnie. [Mateusz Piesowicz]
4. "Better Call Saul" (spadek z 2. miejsca)
Poprzednim razem miejsce drugie, tym razem czwarte (kwestia większej niż sierpniowa konkurencji), a za miesiąc, jesteśmy przekonani, znów będzie ścisła czołówka. Bo "Better Call Saul" już dawno przestało być ciekawostką dla stęsknionych fanów "Breaking Bad". To jeden z najlepszych współczesnych dramatów telewizyjnych, który regularnie potwierdza swoją klasę.
Wrzesień zaczął jednak od ukłonu w stronę fanów serialu-matki, zabierając nas do czasów, gdy Saul Goodman w pośpiechu kończył prawniczą karierę. I choć była to tyleż nieoczekiwana, co bardzo sympatyczna podróż w przyszłość (lub przeszłość – zależy, jak na to patrzycie), ważniejsze rzeczy działy się tu i teraz.
Widzieliśmy zatem, jak Jimmy wrócił do starych nawyków, wchodząc w skórę sprzedawcy telefonów; ekipa niemieckich robotników rozpoczęła pracę nad znajomym laboratorium pod czujnym okiem Mike'a; a Kim poczuła dreszczyk emocji towarzyszący skomplikowanym przekrętom. Pojawił się też niejaki Lalo (Tony Dalton), sprowadzając nowe kłopoty na głowę Nacho.
Na nudę nie mogliśmy więc narzekać, choć czuć było, że wszystko jest tylko etapem przygotowań pod coś większego. Cóż, życzylibyśmy sobie, żeby w każdym serialu środkowe odcinki sezonu stały na takim poziomie jak tutaj. Tym bardziej że na ich ukoronowanie dostaliśmy "Coushattę", czyli godzinę w przeciągu której Jimmy i Kim stworzyli istne arcydzieło, robiąc z Huella (Lavell Crawford) wzorowego parafianina i chroniąc go przed odsiadką. Cudo! [Mateusz Piesowicz]
3. "Maniac" (nowość na liście)
Netfliksowy serial z Emmą Stone i Jonah Hillem w roli dwójki poturbowanych przez życie ludzi, biorących udział w nie do końca bezpiecznym teście leków, to raczej ślicznie opakowany popkulturowy cukierek, niż dzieło wybitne, które będziemy wspominać latami. Ale zupełnie nam to nie przeszkadza — takie produkcje też są potrzebne, a Netflix wydaje się idealnym miejscem dla nich, bo aż chce się to pochłaniać za jednym zamachem.
"Maniac" na początku przypomina nieco "Legion", z całym swoim surrealizmem, psychodelicznymi wstawkami, połączeniem retro z futuro i sposobem, w jaki opowiada z jednej strony o chorobach psychicznych, a z drugiej o przyjaźni, która sprawia, że czujemy się trochę mniej samotni. Potem jednak zmierza we własnym kierunku, prezentując spektakularnie nakręcony zestaw dziwności, na który składa się z jednej strony laboratorium doktora Jamesa K. Mantleraya (Justin Theroux), a z drugiej, przygody, które przeżywają razem pogrążeni we śnie bohaterowie grani przez Stone i Hilla.
Zbiór psychodelicznych tripów, wizji, snów, fantazji itp., w których ta dwójka się spotyka, to fantastyczna sprawa. Oprawa wizualna jest niesamowita, a pomysły odjechane, jak np. akcyjniak w stylu lat 80. z nielegalnym lemurem z Madagaskaru w roli głównej, film retro z seansem spirytualistycznym i poszukiwaniem zaginionego rozdziału "Don Kichota", fantasy krzyżujące się z kinem gangsterskim czy thriller szpiegowski z kosmicznym spiskiem o globalnym zasięgu. "Maniac" zmienia piórka w szalonym tempie i szczególnie w tych przebierankach błyszczy Emma Stone, odnajdująca się z taką samą naturalnością w każdej konwencji.
Serial, który stworzyli scenarzysta Patrick Somervile ("Pozostawieni") i reżyser Cary Fukunaga ("Detektyw"), ma też taką zaletę, że jest od początku do końca przemyślany i zgrabnie zakończony. 2. sezon niby mógłby powstać, ale absolutnie nie jest potrzebny. "Maniac" to fajna przygoda na kilka wieczorów, w której czasem można znaleźć "coś więcej" — we fragmentach bezpośrednio odnoszących się do chorób psychicznych, żałoby, depresji, samotności itp. — ale przez większość czasu nie ma aż takich ambicji. I w porządku. Bardzo lubimy takie zabawy popkulturą, a już zwłaszcza w oprawie, która cieszy oko. [Marta Wawrzyn]
2. "BoJack Horseman" (powrót na listę)
Po znakomitym czwartym sezonie, zagłębiającym się jeszcze mocniej w psychikę BoJacka i jego traumatyczną rodzinną historię, miałem drobne obawy, czy scenarzystom uda się pokonać zawieszoną już tak wysoko poprzeczkę. Piąta seria nie tylko kompletnie rozwiała moje wątpliwości, okazując się prawdopodobnie najlepszym sezonem z dotychczasowych, ale też zdołała uczynić z przeważającej większości swoich półgodzinnych odcinków małe arcydzieła. Nic więc dziwnego, że w naszym rankingu "BoJack dotarł prawie na sam szczyt.
Na wymienienie wszystkich osiągnięć i absolutnie genialnych momentów w piątym sezonie nie starczyłoby tu miejsca. Jest tu świetna parodia dramatów o antybohaterach w postaci "Philberta", jest wzruszający wątek adopcyjny Princess Carolyn, przeskakująca w czasie kronika czterech imprez halloweenowych i tych samych błędów niezmiennie popełnianych przez Mr. Peanutbuttera, a także kompletnie szalona wersja serialu z udziałem Bobo Zebry i księżnej Diany.
Skoro mowa o Diane, to w tym roku jeszcze silniej niż w poprzednich sezonach jej postać wysunęła się na pierwszy plan, a jej relacja z BoJackiem stanowiła jedną z najbardziej złożonych i fascynujących podróży, w jakie zabrali nas twórcy. Co więcej, konsekwentnie nabijający się z Hollywood "BoJack" stworzył w nowym sezonie chyba najlepszą z dotychczasowych popkulturowych odpowiedzi na #MeToo, przy okazji dostrzegając swoją własną relację z antybohaterem w centrum serialu i kwestionując nasze przywiązanie do niego.
Ale nic w tym sezonie nie przebije odcinka "Free Churro", składającego się prawie w całości z monologu BoJacka. Przemowa wygłaszana na uroczystości pogrzebowej matki balansowała pomiędzy emocjonalnie wycieńczającymi momentami a dowcipnymi wstawkami, dokładnie tak jak serial potrafi to robić najlepiej. Świetności "BoJacka Horsemana" nie da się uchwycić w zaledwie kilku zdaniach. Można za to wrócić do tych dwunastu genialnych odcinków i odnajdywać kolejne powody do zachwytu. [Michał Paszkowski]
1. "Kroniki Times Square" (powrót na listę)
"Kroniki Times Square" wygrały z BoJackiem dosłownie o włos i choć trochę żałujemy, iż nie możemy dać podwójnego pierwszego miejsca, jednocześnie przyznajemy, że serial HBO ma rewelacyjny sezon. Chyba nawet jeszcze lepszy od poprzedniego, który potrzebował trochę czasu na zbudowanie fundamentów swojego niezwykłego, brudnego, dekadenckiego świata. Teraz takich problemów już nie ma, bo i widzowie, i scenarzyści dobrze znają wszystkich bohaterów — a przede wszystkim oni sami znają się jak łyse konie i mają wspólną historię, co czyni atrakcyjnymi nawet zupełnie zwyczajne interakcje i rozmowy.
2. sezon "Kronik Times Square" to zapis złotej ery porno w Nowym Jorku. Kończy się rok 1977 roku i przez te pięć lat, kiedy ich nie podglądaliśmy, większość naszych serialowych znajomych zdążyła awansować na drabinie społecznej, dorobić się majątku, odmienić swoje życie albo po prostu przejść parę kroków do przodu.
Dickensowski cytat "były to czasy najlepsze, były to czasy najgorsze", który przewija się przez serial, pasuje tu jak ulał. Porno wchodzi do kulturowego mainstreamu. Dawne prostytutki, jak Lori (Emily Meade), teraz grają w filmach. Eileen (Maggie Gyllenhaal) reżyseruje i produkuje. Vincent (James Franco) prowadzi modny klub disco, oczywiście przy wsparciu mafii. Abby (Margarita Levieva) staje się aktywistką społeczną. Alfonsi nie wiedzą, co ze sobą począć, bo nagle przestali być potrzebni. Dokonuje się rewolucja, kobiety mają w niej duży udział i uczą się walczyć o swoje. A jednocześnie ciągle ktoś lub coś im przypomina, że to świat, którym rządzą faceci.
Choć "Kroniki Times Square" pewnie nigdy nie staną się drugim "The Wire", reporterska precyzja, z jaką David Simon odmalowuje ten świat, robi wrażenie — podobnie jak klimat, dopracowany co do najmniejszego szczegółu. Serialowe The Deuce wygląda jak atrakcyjny przedsionek piekła, którym rządzi moralna zgnilizna, kokaina i disco. Skomplikowanie tego świata to coś niesamowitego, a jeszcze bardziej zadziwia to, z jaką naturalnością twórcy poruszają się po tym molochu. To serial, w który wsiąka się bez reszty, jeśli tylko ma się cierpliwość do kilku pierwszych odcinków. [Marta Wawrzyn]