"Lekkie jak piórko", czyli przeciętny młodzieżowy dramat w wydaniu halloweenowym — recenzja serialu
Michał Paszkowski
1 listopada 2018, 13:02
"Lekkie jak piórko" (Fot. Hulu)
HBO GO zaimportowało dla polskich widzów młodzieżowy horror od Hulu w sam raz na Halloween. Jednak poszukiwaczy mrożących krew w żyłach historii "Lekkie jak piórko" nie usatysfakcjonują.
HBO GO zaimportowało dla polskich widzów młodzieżowy horror od Hulu w sam raz na Halloween. Jednak poszukiwaczy mrożących krew w żyłach historii "Lekkie jak piórko" nie usatysfakcjonują.
Dla wielu amerykańskich dzieci i młodszych nastolatków gra "Light as a feather, stiff as a board", od której serial bierze swoją nazwę, stanowi nieodłączny element każdego udanego piżama-party. Kilka osób zbiera się dookoła leżącego na podłodze uczestnika i stara się unieść delikwenta, używając tylko jednego bądź dwóch palców każdej ręki. Kiedy za pierwszym razem eksperyment nie powodzi się, uczestnicy chórem recytują wersety o tym, jak to leżąca osoba zaczyna chorować, jej stan pogarsza się, aż w końcu umiera i dopiero wtedy będąc "lekka jak piórko, sztywna jak deska" jest w stanie zostać uniesiona przez otaczającą ją grupę. Przy odpowiednim skupieniu oraz/lub interwencji sił wyższych, "martwa" osoba zaczyna lewitować, trzymana tylko na koniuszkach palców znajomych.
Brzmi niepokojąco? Aby dodać zabawie nutki makabry, w różnych jej wariantach nieodłącznym elementem gry stało się opowiadanie leżącym uczestnikom historii o tym, w jaki sposób umarli. I właśnie w taką wersję "Light as a feather…" grają bohaterki serialu Hulu, kiedy spotykamy je po raz pierwszy w czasie halloweenowej nocy. Choć licealistki już dawno wyrosły z tego typu zabaw, do zagrania namawia je nowa koleżanka, trochę wyalienowana ze szkolnej społeczności Violet (Haley Ramm), która ochoczo bierze na siebie zadanie wymyślania kreatywnych sposobów, w jakie dziewczyny stracą swoje życie.
McKenna (Liana Liberato), Candace (Ajiona Alexus), Alex (Brianne Tju) i Olivia (Peyton List) z pewnością szybko by zapomniały o halloweenowej zabawie, gdyby nie fakt, że niedługo potem jedna z nich traci życie dokładnie w taki sposób, jaki przewidziała Violet. I chociaż nagle nad wszystkimi przyjaciółkami zaczyna ciążyć widmo śmierci, to dla tych, którzy oczekują, że serial okaże się unowocześnioną wersją "Oszukać przeznaczenie", mam niestety przykrą wiadomość. "Lekkie jak piórko to przede wszystkim mało odkrywczy licealny dramat, w którym paranormalne wątki wzbudzają raczej śmiech niż autentyczny strach.
Wplątana w intrygę Violet czwórka przyjaciółek już raz doświadczyła w swoim życiu potężnej straty, kiedy bliźniaczka jednej z nich zmarła na skutek wrodzonej wady serca. Choć serial nie traktuje śmierci siostry McKenny ani tym bardziej kolejnych ofiar morderczej gry z lekkością, to oczywiście znajduje też miejsce na bardziej zwyczajne wątki nieodłącznie związane z licealnymi dramatami. Są więc tu trzymane w tajemnicy romanse, wybory na szkolną przewodniczącą, wielka urodzinowa impreza czy do bólu nieciekawy trójkąt miłosny. Jednak wątki paranormalne, które nałożono na ten podstawowy zestaw elementów każdego szanującego się high school drama wydają się tu raczej niezdarnie dodaną naklejką w halloweenowym motywie niż rzeczywiście trzymającą w napięciu historią.
Szczególnie przeszkadza bardziej irytująca niż wzbudzająca przerażenie postać Violet. Mroczne spojrzenia, jakimi dziewczyna obdarza swoje rówieśniczki, ciężko uznać za pogłębioną charakteryzację, a choć jej motywy w jakiś sposób stają się jaśniejsze na przestrzeni sezonu, to nadal wydaje się ona najsłabszym ogniwem serialu. Choć kolejne odcinki faktycznie odsłaniają tajemnicę jej dziwnej przypadłości, to nie doszukujcie się żadnej logiki w odpowiedziach na pytania, czemu ludzie umierają w tej grze i dlaczego w ogóle takie makabryczne wydarzenia mają miejsce. Aby choć w najmniejszym stopniu czerpać z serialu przyjemność, trzeba po prostu wyłączyć chęć szukania racjonalnych wyjaśnień.
Chociaż może niektórym widzom spodoba się właśnie wychwytywanie kolejnych logicznych dziur i fabularnych głupot. Bo astępujące po sobie zwroty akcji czy powracające zwiastuny czającego się w pobliżu zła nie są w stanie zbudować wyraźnej i trzymającej w napięciu atmosfery. Skąpane w słońcu bezimienne przedmieście, na którym rozgrywa się akcja serialu, nie staje się nagle przerażającym polem rozgrywek mrocznych sił z zaświatów, tylko dlatego, że kilka kruków rozbija się o przednią szybę samochodu bohaterów, a plama wina rozlanego na czyściutkim dywanie łudząco przypomina krew.
Dlatego też bardzo cieszy fakt, że odcinki — których jest 10 — nie przekraczają zazwyczaj zaledwie 23 minut. Serial przypomina wydłużony film, który pokrojono na krótkie fragmenty. Szkoda tylko, że zamiast stworzyć satysfakcjonującą kulminację dla historii w pierwszym sezonie, twórcy za bardzo skupili się na zostawianiu furtek dla potencjalnej kontynuacji. Tym samym finałowy odcinek może pozostawić duży niedosyt dla tych, którym udało się dotrwać do końca.
Jeśli więc szukacie idealnych seansów na listopadowy wieczór i "Lekkie jak piórko" wydaje się idealną opcją do pochłonięcia naraz, czujcie się ostrzeżeni. Być może nie będzie to najgorsza rzecz, jaką w życiu obejrzyjcie. Ale to wtórna historia, o której zapomnicie następnego dnia.
Serial "Lekkie jak piórko" możecie obejrzeć w serwisie HBO GO.