"The Kominsky Method" to udana lekcja aktorstwa z Michaelem Douglasem i Alanem Arkinem — recenzja
Michał Paszkowski
15 listopada 2018, 20:02
"The Kominsky Method" (Fot. Netflix)
Hasło "nowy serial od Chucka Lorre'a" zazwyczaj nie wróży komedii szczególnie wartej uwagi. Tym większą niespodzianką okazuje się jego nowy projekt dla Netfliksa z udziałem hollywoodzkich legend.
Hasło "nowy serial od Chucka Lorre'a" zazwyczaj nie wróży komedii szczególnie wartej uwagi. Tym większą niespodzianką okazuje się jego nowy projekt dla Netfliksa z udziałem hollywoodzkich legend.
Sandy Kominsky (Michael Douglas) najlepsze lata swojej kariery ma już dawno za sobą. Od występowania na wielkim ekranie obecnie bardziej zajmuje go szkolenie nowych aktorskich talentów metodą sygnowaną własnym nazwiskiem. I chociaż Sandy z dumą może pochwalić się faktem, że udzielał lekcji grania Sally Field czy Jessice Lange, to pomimo starań przyjaciela i wieloletniego agenta Normana Freelandera (Alan Arkin), siedemdziesięcioletni aktor nie daje rady ożywić swojej dawno wygasłej aktorskiej kariery. Intrygujących propozycji brakuje, a każda nowa szansa na rolę choćby w najsłabszym sitcomie jest mu zabierana sprzed nosa przez młodszego aktora.
Sandy i Norman jako prawdziwi weterani Hollywood razem starają się dumnie walczyć o swoje miejsce w świecie, który ma obsesję na punkcie młodości. Ich wieloletnia przyjaźń zostaje w szczególności wystawiona na próbę, kiedy Norman musi poradzić sobie ze śmiertelną chorobą żony Eileen (Susan Sullivan). Relacja dwóch seniorów, pełna docinek, potyczek słownych, ale też pełnego zrozumienia jest w "The Kominsky Method" emocjonalnym i komediowym sercem serialu. I chwała twórcom za to, że do zagrania głównych ról udało się zwerbować dwie prawdziwe legendy amerykańskiego kina.
Oczywiście, tak znane i cenione nazwiska w obsadzie nie są jeszcze gwarantem dobrego serialu. Ostatnim razem, kiedy Chuck Lorre (producent i twórca takich komediowych hitów jak "The Big Bang Theory" czy "Dwóch i pół") zaserwował subskrybentom Netfliksa sitcom ze zwyciężczynią Oscara w roli głównej, dostaliśmy jednogłośnie krytykowaną przez recenzentów "Rodzinę w oparach". Kiedy więc pojawiły się pierwsze informacje o nowym projekcie twórcy z udziałem innych ikon Hollywood i również zdobywców nagrody Akademii, można było mieć poważne wątpliwości co do powstającego projektu.
Sam podchodząc do produkcji z ostrożnością, przeżyłem bardzo pozytywne zaskoczenie, kiedy "The Kominsky Method" okazało się serialem nieoczekiwanie zabawnym, którego oglądanie sprawiało po prostu czystą przyjemność. Po części jest to zasługa scenarzystów, którzy zamiast w mało wyszukany sposób zabiegać o śmiech widowni, woleli rozwinąć relację między głównymi postaciami. Nie da się jednak ukryć, że to właśnie Douglas i Arkin są największymi atutami tej produkcji, która dzięki ich staraniom jest w stanie wykroczyć poza standardowe komediowe schematy.
Michael Douglas czyni z okazjonalnie egoistycznego Sandy'ego postać na tyle sympatyczną, że pomimo jego licznych i oczywistych przywar ciężko nie kibicować mu w staraniach o sukces w prywatnym życiu. Z kolei Alan Arkin jako Norman ma w sobie dokładnie tyle sarkastycznego cynika, ile moglibyśmy spodziewać się po roli tego aktora. Jednocześnie w emocjonalnych momentach, od których serial absolutnie nie stroni, jest w stanie wzruszyć do łez, kiedy przez pokrywę ironisty przebija się na powierzchnię ból bohatera, próbującego wesprzeć żonę w najcięższym dla niej momencie.
W przeciwieństwie do wielu sitcomów Lorre'a, "The Kominsky Method" o wiele częściej skłania się ku bardziej dramatycznym wątkom, wybierając stylistykę półgodzinnego komediodramatu. Na przestrzeni ośmiu odcinków serial idealnie balansuje pomiędzy podnoszącą na duchu i momentami poruszającą do łez historią o życiu dwóch mocno doświadczonych seniorów w Hollywood a potrafiącą szczerze rozbawić komedią. Od lekcji aktorstwa Sandy'ego, pełnych karykaturalnych uczniów spierających się o poprawność polityczną, poprzez nieudane romantyczne podboje bohatera, aż po uroczystość pogrzebową z udziałem drag queen imitującej Barbrę Streisand, "The Kominsky Method" idealnie odnajduje się w swoim własnym, tragikomicznym tonie.
Choć momentami jest bardzo sentymentalnie, to jednocześnie "The Kominsky Method" nie boi się czasem zaskoczyć trochę ostrzejszym humorem, stanowiącym dobry kontrast dla mroczniejszych momentów w historii Sandy'ego i Normana. Przy czym żarty w serialu nigdy nie przekraczają granicy dobrego smaku. Niezależnie od tego, czy serwowany przez scenarzystów dowcip jest mniej czy bardziej oryginalny, można spokojnie polegać na Douglasie i Arkinie, że będą potrafili ten moment perfekcyjnie sprzedać na ekranie.
Każda, nawet najkrótsza scena, komiczna wymiana zdań czy potyczka słowna między przyjaciółmi jest tu nawet bardziej udana od samej serialowej historii, która porusza się po terytoriach dobrze znanych z wielu innych produkcji o bohaterach w podeszłym wieku. Czasami można wręcz odnieść wrażenie, że serial Chucka Lorre'a stara się zahaczyć o zbyt wiele wątków i problemów na przestrzeni krótkiego sezonu i w rezultacie trochę bezcelowo dryfuje pomiędzy nimi, dotykając niektórych jedynie powierzchownie.
Są więc tu oczywiście problemy związane z różnicami pokoleniowymi, mierzenie się z własnymi błędami z przeszłości czy też próby odnalezienia się w świecie, w którym mężczyzna zachowuje się — a przynajmniej powinien zachowywać się — inaczej niż było to przyjęte w poprzednich dekadach. Jakikolwiek wątek nie pojawiłby się jednak w kolejnych odcinkach, ostatecznie prawie wszystkie zdają się spadać na drugi plan względem relacji Sandy'ego z Normanem.
I choć oczywiście każda kolejna scena między nimi jest dla widza czystą przyjemnością, to zarazem cierpią na tym mniej rozwinięte wątki. Szczególnie widać to w relacjach obu bohaterów z ich córkami, w które wcielają się fantastyczne, ale niemające dużego pola do popisu Sarah Baker i Lisa Edelstein. Mimo że serial zwraca uwagę na burzliwe historie ojców i córek, to jednak można odnieść wrażenie, że przynajmniej ten sezon nie zajrzał ani trochę głębiej poza powierzchnię tych więzi. Trochę więcej ekranowego czasu dostaje za to uczennica Sandy'ego, młodsza od niego o ponad 20 lat Lisa (Nancy Travis), z którą mężczyzna stara się zbudować poważniejszy związek. Jak słusznie zauważają przyjaciele, jest to i tak jedna z jego najstarszych partnerek, która za to idealnie potrafi przejrzeć przez ego swojego aktorskiego mentora. Sceny z ich udziałem ogląda się niemal równie przyjemnie, co niezawodny duet Douglas — Arkin.
"The Kominsky Method" nie odkrywa żadnych nowych terytoriów w świecie komedii ani historii o bohaterach powyżej siedemdziesiątki, ale w sprawny sposób porusza się po dobrze znanych motywach, z lekkością rozbawiając i wzruszając na przemian. Niewykluczone, że bez talentu i ciepła, jakie do swoich ról wnoszą Alan Arkin i Michael Douglas, nowa produkcja Netfliksa przepadłaby bez śladu w natłoku seriali tworzonych przez platformę. Być może jednak właśnie dzięki nim ten podnoszący na duchu portret burzliwej, ale silnej przyjaźni dwóch doświadczonych mężczyzn zyska sobie duże grono wielbicieli i to w każdym wieku.
Premiera "The Kominsky Method" w serwisie Netflix 16 listopada.