"Ucieczka z Dannemory" to więzienna historia w oscarowej obsadzie – recenzja miniserialu Showtime
Marta Wawrzyn
18 listopada 2018, 20:02
"Ucieczka z Dannemory" (Fot. Showtime)
Więziennych seriali trochę już było, ale jeszcze w żadnym nie grali Patricia Arquette, Benicio del Toro i Paul Dano. "Ucieczka z Dannemory" to wielki popis tej trójki oraz reżysera Bena Stillera.
Więziennych seriali trochę już było, ale jeszcze w żadnym nie grali Patricia Arquette, Benicio del Toro i Paul Dano. "Ucieczka z Dannemory" to wielki popis tej trójki oraz reżysera Bena Stillera.
Czerwiec 2015 roku. Joyce Mitchell (Patricia Arquette) — czy też, jak woli ona sama, Tilly — zupełnie zwyczajna 51-latka, pracująca w męskim więzieniu, siedzi zakuta w kajdanki i pytają ją, czemu pomogła uciec dwóm mordercom i czy to prawda, że z obydwoma utrzymywała stosunki seksualne. Podczas gdy w małym miasteczku w stanie Nowy Jork, gdzie mieści się więzienie, trwa obława na uciekinierów, media zaczynają interesować się tą kobietą. Tilly zostaje bohaterką tabloidów i wrogiem narodowym numer 1. No bo jak porządna żona z dwudziestoletnim stażem i matka amerykańskiego żołnierza mogła zrobić coś takiego?
To pytanie — kim jest Tilly i dlaczego wplątała się w taką sytuację — napędza "Ucieczkę z Dannemory", wyróżniając ją zarazem spośród wielu podobnych, opartych na faktach seriali z wątkiem kryminalnym czy też więziennym. Grana przez Arquette bohaterka wydaje się postępować kompletnie niezrozumiale, a to, że jej historia jest czymś, co wydarzyło się naprawdę, tylko potęguje zdziwienie.
Składający się z ośmiu odcinków serial telewizji Showtime (widziałam całość; tu i ówdzie możecie znaleźć informację, że odcinków jest siedem — wszystko dlatego, że finał jest podwójny i krytycy dostali go jako jeden odcinek) nie jest co prawda dokumentem, ale wiernie odtwarza najważniejsze fakty, o których rozpisywały się brukowce, i to nie tylko w Stanach Zjednoczonych, w Polsce także. Bo to typowo tabloidowa historia: oprócz sensacyjnego wątku ucieczki z więzienia mamy jeszcze seks, zdradę i przynajmniej trójkę potencjalnych potworów w ludzkiej skórze. W "The New York Post" pojawił się jakże pomysłowy tytuł "Shaw Skank Sex Triangle", łatwo też możecie sprawdzić, co z newsami o Tilly robił polski "Fakt".
Serial telewizji Showtime, stworzony przez Bretta Johnsona i Michaela Tolkina ("Ray Donovan"), a wyreżyserowany w całości przez Bena Stillera, podchodzi do sprawy zupełnie inaczej. Nie ma mowy o poszukiwaniu szoków i skandali. Twórcy pojechali do miasteczka i więzienia, gdzie to się wydarzyło, spędzili w nim kilkanaście miesięcy, poznali bardzo dobrze okolicę i tamtejszą społeczność, a przede wszystkim nakręcili większość scen tam, gdzie faktycznie miały one miejsce (tak, dotyczy to również samego więzienia). Owszem, ich serial ma w sobie dużo sensacyjnej historii, ale równie ważny jest element dramatu psychologicznego.
W centrum uwagi znajduje się właśnie Tilly, krawcowa pracująca w szwalni w Clinton Correctional Facility — pilnie strzeżonym więzieniu w stanie Nowy Jork, gdzie trzymani są sprawcy najcięższych przestępstw. Serial opowiada miesiąc po miesiącu historię jej romansu najpierw z cichym i wycofanym Davidem Sweatem (Paul Dano), a potem z temperamentnym artystą Richardem Mattem (Benicio del Toro). Co łączyło tę trójkę? Czy była to miłość? Okrutna manipulacja? Chęć przeżycia przygody? Próba ucieczki od szaroburej rzeczywistości? Wszystko po trochu?
Choć "Ucieczka z Dannemory" nie tworzy bardzo skomplikowanych portretów psychologicznych (dotyczy to zwłaszcza obu panów, jak i bohaterów drugoplanowych, w tym męża Tilly), daje aktorom wystarczające pole do popisu, by ich występy można było zaliczyć do najlepszych rzeczy, jakie widzieliśmy w tym roku. Matt i Sweat — dwójka więźniów, którzy wydostali się na wolność, kopiąc imponujący tunel, niczym w hollywoodzkim filmie — sami w sobie aż tak interesującymi postaciami nie są. Ale prędzej czy później znajdą się na emocjonalnej krawędzi, która sprawi, że obaj aktorzy będą mogli zabłysnąć. Paul Dano i Benicio del Toro wyciskają maksimum ze swoich, przez większość czasu dość standardowych, ról.
Ale prawdziwą gwiazdą jest bez mała genialna Patricia Arquette, która do tej roli znacznie przytyła, dała się wcisnąć w okropne ciuchy i tak bardzo oszpecić, jak to tylko możliwe. W zamian za liczne poświęcenia dostała postać rzeczywiście niebanalną, trudną do zagrania i skomplikowaną psychologicznie, bo mającą problem nawet ze zrozumieniem samej siebie. Joyce Mitchell może wydawać się ofiarą i potworem, głupią kobietą, działającą bezmyślnie i z egoistycznych pobudek, ale też samotną wrażliwą duszą, uwięzioną w małomiasteczkowej rzeczywistości. Jej pragnienie wyrwania się na wolność przybiera różne oblicza, a zdefiniować go nie potrafi nawet ona sama. Jest w niej pierwiastek tragiczny, ale i sporo zwykłego okrucieństwa, połączonego z solidną dawką zwykłej głupoty i rosnącej frustracji.
W serialu to znacznie bardziej niejednoznaczna postać, niż przedstawiały ją media, i to przede wszystkim dla niej warto zobaczyć "Ucieczkę z Dannemory". O całej reszcie można powiedzieć, że jest solidna tudzież sprawna, ale w żadnym razie nie wybitna. Nie brakuje przestojów, wypełniaczy i schematów. Sceny kopania tunelu przy pomocy kolejnych zmyślnych urządzeń, szmuglowanych do więzienia przez Tilly, mają swój urok, ale jest ich tak dużo, że w pamięci zostaje tylko ta naprawdę wyjątkowa, blisko dziesięciominutowa, z początku 5. odcinka.
Z ósemki odcinków — czy też siódemki, jak chce większość amerykańskich krytyków — niezwykły jest tak naprawdę tylko szósty, ale Showtime zakazał nam zdradzać szczegóły. Mogę jednak powiedzieć, że kiedy to zobaczycie, będziecie wiedzieć, o co chodzi. To niezłe zaskoczenie, które przychodzi w najlepszym możliwym momencie i którego nie zdradza zupełnie zwyczajny opis odcinka.
W "Ucieczce z Dannemory" zauważycie wiele znajomych elementów, zwłaszcza jeśli pamiętacie "Skazanych na Shawshank" lub/i byliście wielkimi fanami "Prison Break". Być może gdzieś w okolicach czwartej, piątej godziny zaczniecie zadawać pytanie, czy nie lepiej było zrobić z tego film. Ja odpowiadam — nie, bo w filmie postać Tilly ze względu na brak czasu musiałaby zostać sprowadzona do tabloidowego monstrum albo przeciwnie, zmanipulowanej ofiary, której nic tylko współczuć. A poza tym zabrakłoby takich zabaw, jak wspomniana dziesięciominutowa scena w tunelu, która stanowi reżyserski popis Bena Stillera.
Miniserial Showtime to typowy produkt złotej ery seriali: nie jest ani szczególnie wyjątkowy czy oryginalny, ani tym bardziej niezbędny nam do życia, a jednak nie ma powodu, by odradzać jego oglądanie. To świetnie zrealizowana rzecz, z iście oscarową obsadą, wyrazistym soundtrackiem (okraszone muzyką sekwencje kopania tunelu mogą kojarzyć się z montażami z "Breaking Bad" albo "Better Call Saul") i scenariuszem, w którym każdy znajdzie coś dla siebie — zarówno fani sensacji, jak i skromnych dramatów o zwykłych ludziach.
Oglądając co tydzień kolejne odcinki, prawdopodobnie nie będziecie obgryzać paznokci z niecierpliwości. Ale delektowanie się realizatorskimi sztuczkami oraz występami del Toro, Dano i przede wszystkim Arquette, która zasługuje za tę rolę przynajmniej na nominację do Emmy, jest jak najbardziej wskazane.
"Ucieczka z Dannemory" startuje 19 listopada w HBO GO. Kolejne odcinki co poniedziałek.