"Luther" powrócił i jest mroczniejszy niż kiedykolwiek — recenzja premiery 5. sezonu
Marta Wawrzyn
2 stycznia 2019, 12:02
"Luther" (Fot. BBC)
Ponad trzy lata czekaliśmy na nowy odcinek "Luthera". Czy doczekaliśmy się historii, która zatrze nie najlepsze wrażenie po poprzednim powrocie? Oceniamy premierę 5. sezonu. Spoilery!
Ponad trzy lata czekaliśmy na nowy odcinek "Luthera". Czy doczekaliśmy się historii, która zatrze nie najlepsze wrażenie po poprzednim powrocie? Oceniamy premierę 5. sezonu. Spoilery!
Odpowiedź na tak postawione pytanie po jednym odcinku brzmi: na razie nie do końca to wiadomo, ale z pewnością miło widzieć znów Idrisa Elbę w roli naszego ulubionego detektywa na krawędzi załamania. Wszystkie te sceny, w których John Luther podnosił głos i bardzo ekspresyjnie reagował na to, co się działo, sprawiały, że niemal podskakiwałam z radości. Nie zastanawiając się specjalnie, czy to właściwa reakcja w przypadku serialu, gdzie prawie wszystko jest koszmarem.
Już po jednym odcinku wydaje się, że spełnione zostaną przedpremierowe zapowiedzi i 5. sezon "Luthera" rzeczywiście będzie jeszcze mroczniejszy i bardziej pokręcony niż dotychczasowe. Staje się to oczywiste, kiedy oglądamy kolejne zbrodnie — młodego człowieka z wyłupionymi oczami i wyciętym językiem, zrobiony w stylu klasycznego horroru atak na dziewczynę w autobusie, akcję z zamaskowanym przestępcą w lesie i na koniec to wszystko, co robi dr Vivien Lake (Hermione Norris), pani psychiatra dobrze obeznana nie tylko ze wszystkimi możliwymi perwersjami seksualnymi, ale też ze sztuczkami prawnymi.
Luther i jego nowa partnerka, sygnalizująca odmienne poglądy na etykę w pracy policyjnej Catherine Halliday (Wunmi Mosaku) słusznie wyczuwają przeciwnika w tej eleganckiej kobiecie. Pytanie brzmi, do czego ona jest zdolna i jak chore zabójstwa będziemy w związku z tym oglądać. Serial BBC zawsze był pod tym względem bardzo mocny — nie tylko tytułowy bohater miał problemy z udźwignięciem ciężaru psychologicznego kolejnych zbrodni, widzowie też. I wydaje się, że w tym sezonie kolejna granica może zostać przekroczona.
Ale dr Lake i koszmarne zbrodnie to tylko jedno oblicze nowego "Luthera". Równolegle toczy się historia George'a Corneliusa (Patrick Malahide) i jego zaginionego syna. Macie prawo już nie pamiętać tego człowieka, bo był częścią najmniej udanego ze wszystkich 4. sezonu, więc przypomnę: Cornelius to londyński gangster, który pojawił się właśnie w poprzednim sezonie i został przykuty przez Luthera do kaloryfera. Detektyw podejrzewał go o zabicie Alice Morgan (Ruth Wilson), która miała próbować mu sprzedać ukradzione diamenty.
Gangster uwolnił się i w odwecie wysłał chłopaków na motorach, żeby zabili detektywa. Ten oczywiście przeżył i ten atak. Na koniec panowie dobili targu: Luther dał Corneliusowi diamenty, w zamian dostał święty spokój i trochę kokainy, którą podrzucił innemu podejrzanemu. Ot, kolejny dzień w pracy.
Teraz Cornelius powraca po to, żeby na dzień dobry porządnie obić naszego detektywa, który zapewnia, że nic nie wie o zaginięciu (porwaniu?) jego syna. Ta sprawa zapewne okaże się bardziej skomplikowana, niż wygląda. I liczę na to, że zajmie więcej "czasu antenowego" niż pani psychiatra, która powinna leczyć się sama, bo to okazja do kolejnych znakomitych pojedynków aktorskich Elby i Malahide'a. Kiedy ci dwaj pojawiają się razem na ekranie (w towarzystwie "Spice Girls" albo i nie), reszta lutherowego świata właściwie nie musi istnieć.
Jakby atrakcji było mało, jest jeszcze Alice. Urocza psychopatka zmartwychwstała (uff!), pojawiła się u drzwi Luthera i wypowiedziała tylko jedno tajemnicze słowo: "wotcher". Gdybyście go nie znali, Radio Times podpowiada, że to po prostu "cześć" w londyńskim slangu. Czyli na dzień dobry dostaliśmy tyle co nic, ale już zwiastun w trakcie napisów końcowych zapowiada, że za chwilę dawka Alice zostanie zwiększona. Tęskniliście? Ja bardzo, bo mroczny kryminał BBC potrzebuje lżejszych momentów, a nikt nie wprowadza ich z takim wdziękiem jak Ruth Wilson.
Po godzinie nie da się jednoznacznie stwierdzić, czy mamy przez sobą dobry sezon, czy może dłuższy odpowiednik nieszczęsnej "czwórki". Na pewno nie brakuje tu motywów, które mogą wyglądać na zużyte. Można mieć pretensje o to, że twórca serialu, Neil Cross, korzysta ze starego chwytu z oper mydlanych i przywraca Alice do życia, po tym jak nas zapewniano o jej śmierci. Można narzekać, że sprawy nie wydają się najświeższe — zwłaszcza wątek z dr Lake, który stanowi nie tylko echo pokręconych dawnych spraw z "Luthera", ale też jakąś tutejszą wersję "Hannibala". Można postrzegać "Luthera" jako jeden z tych seriali, które utkwiły w czasie. W 2010 roku ten miks ciężkich spraw kryminalnych z osobistymi dramatami detektywa był czymś nowym, teraz to już tylko powtórka z rozrywki.
To wszystko są problemy seriali, które emitowane są przez dekadę, nawet jeśli ta dekada składa się głównie z przerw. I "Luther" też je ma. Ale ma też Idrisa Elbę w tweedowym płaszczu. Ma Londyn, jakiego nie pokazują gdzie indziej — szary, ponury, daleki od pocztówkowego. Ma co jakiś czas nowych detektywów i aktorów, którzy wprowadzają do tej ekipy nieco świeżości (poprzednio Rose Leslie, teraz Wunmi Mosaku). Ma uderzającą samotność wpisaną w życie tutejszych bohaterów.
Cała reszta to po prostu serialowa rzeczywistość, która toczy się dalej. Neil Cross prochu już nie wymyśli, może tylko dać nam więcej tego samego w warstwie kryminalnej i angażować głównego bohatera w ciekawsze sprawy osobiste. Co wydaje się być pewnikiem, skoro wróciła Alice i jej poplątana, skomplikowana, oparta na wzajemnym odpychaniu i przyciąganiu relacja z Lutherem. Pamiętacie, jak w poprzedniej serii próbowano ją zastąpić postacią Megan Cantor (Laura Haddock)? To właśnie wtedy okazało się, że jest niezastąpiona.
Przed nami jeszcze trzy wieczory z "Lutherem", w trakcie których wszystko może się zdarzyć. Mogą nawet uśmiercić Alice ponownie, tym razem naprawdę. Ale liczę na to, że Cross jednak nie zmieni zwycięskiego składu. Jego serial może nie być definicją nowości i świeżości u progu 2019 roku, ale dopóki pozostaje sobą i stawia w centrum uwagi ten cudowny duet, nie da się od niego oderwać. Czego sobie i państwu życzę, nie tylko w tym roku.
Premiera 5. sezonu "Luthera" jest dostępna w HBO GO. Kolejne odcinki pojawią się 2, 3 i 4 stycznia ok. godz. 23:00.