"The Finder" (1×07): Ludzka wyszukiwarka
Andrzej Mandel
10 marca 2012, 19:44
"Eye of the Storm" był całkiem godnym zimowym finałem "The Finder". Było wszystko to, za co można ten serial lubić. Wszystko, oprócz słonecznych plenerów. No, ale w końcu był huragan… Oczywiście spoilery.
"Eye of the Storm" był całkiem godnym zimowym finałem "The Finder". Było wszystko to, za co można ten serial lubić. Wszystko, oprócz słonecznych plenerów. No, ale w końcu był huragan… Oczywiście spoilery.
Floryda słynie nie tylko ze słońca, aligatorów i bagien. Ma również inne wady, a wśród nich sezon, w którym nad półwyspem przewijają się huragany, tornada i inne porywiste wiatry. Co by nie mówić, zimny klimat oferuje nam przynajmniej znaczące zminimalizowanie takich "przyjemności". Ale bohaterowie "The Finder" podchodzą do tego z całkowitym spokojem, bo to dla nich przecież rzecz tak normalna jak dla nas deszcz w lipcu czy śnieg w grudniu.
Co prawda, nieco to utrudnia życie Willi (Maddie Hasson), której kuratorka zostaje uwięziona przez nadchodzący sztorm w knajpie na krańcu Ziemi. I to akurat w momencie, w którym Walter (Geoff Stults) wpada na pomysł, że odnajdzie zaginioną właśnie nastolatkę, o której zaginięciu dowiaduje się z lokalnej TV. Mina pani kurator gdy Walter wychodzi z trudem przez drzwi – bezcenna.
Ale nie to jest najciekawsze, tylko to, co w "The Finder" zawsze jest interesujące – proces szukania. Tym razem Walter wspiera się "ludzkim internetem" vel "ludzką wyszukiwarką". Wszyscy woleliby się raczej posłużyć internetem, ale wskutek zewnętrznych okoliczności wystąpił 20. stopień zasilania i trzeba było wrócić do bardziej tradycyjnych rozwiązań. Nie mniej szybkich i nie mniej skutecznych od internetu.
To co, moim zdaniem, stanowi o sile tego odcinka, to nienachalny morał. Choć w sumie jest podawany łopatologicznie (zwróćcie uwagę na dialog o tym, co znaczą "friends" na portalach społecznościowych), to jednak nie ma się wrażenia takiego jak w czasie oglądania filmów Disneya, że oto jestem idiotą, któremu wszystko trzeba powoli i dosadnie tłumaczyć jakbym był opóźniony w rozwoju. Dzięki czemu jest to o wiele bardziej skuteczne i znacznie przyjemniejsze w odbiorze.
I za to właśnie "The Finder" lubię. Za to, że jest przyjemną bajeczką, którą bardzo dobrze się ogląda. Nawet wtedy gdy nie ma w niej słońca. Z niecierpliwością będę więc czekał na 6 kwietnia, kiedy "The Finder ma wrócić z kolejnymi odcinkami.