Bohaterowie bez peleryn – kto ratuje życie w telewizji?
Nikodem Pankowiak
1 kwietnia 2019, 20:28
"9-1-1" (Fot. FOX)
W erze seriali superbohaterskich warto pamiętać o bohaterach, którzy pędzą na ratunek innym, nie oczekując sławy i poklasku. A wszystkich ich można znaleźć pod jednym numerem telefonu: 911.
W erze seriali superbohaterskich warto pamiętać o bohaterach, którzy pędzą na ratunek innym, nie oczekując sławy i poklasku. A wszystkich ich można znaleźć pod jednym numerem telefonu: 911.
Choć złota era seriali jest w stanie zaoferować widzom wszystko i jeszcze więcej, mniej i bardziej klasyczne telewizyjne procedurale wciąż mają się świetnie. Pamiętacie serię "CSI", która rozrosła się do niebotycznych rozmiarów, obejmując kolejne miasta? Takim telewizyjnym imperium stała się także chicagowska franczyza od Dicka Wolfa, która rozpoczęła się wraz z "Chicago Fire" (od poniedziałku do piątku o godz. 15:25 na FOX) i obecnie obejmuje trzy seriale (czwarty został anulowany po jednym sezonie) mające już łącznie ponad 350 odcinków.
Wolf najpierw przedstawił nam chicagowskich strażaków, a później do tego grona dołączyli także policjanci z "Chicago P.D." i lekarze z "Chicago Med".
Lekarze, strażacy i policjanci z Chicago
Można stwierdzić, że Wolf z "Chicago Fire" idealnie trafił w rynkową niszę. O ile każdego sezonu amerykańskie telewizje zalewają nas kolejnymi tytułami z policjantami i lekarzami w rolach głównych, o tyle strażacy wciąż jakoś nie cieszyli się szczególnym zainteresowaniem telewizyjnych decydentów. Po zakończeniu FX-owskiego "Rescue Me" w 2011 roku pojawiła się dziura na rynku, którą szybko należało zapełnić, co też Wolf zrobił już rok później.
Chicagowscy strażacy z Jessem Spencerem ("Doktor House") w roli głównej szybko osiągnęli sukces, udowadniając tym samym, że widzowie wciąż potrzebują prawdziwych bohaterów. Nie takich w lateksowych kostiumach, bijących kolejnych, równie odrealnionych przestępców. Skoro udało się ze strażakami, to kolejne serie – "P.D." oraz "Med" – miały już dużo łatwiej i do dzisiaj bardzo dobrze radzą sobie w rankingach oglądalności.
No dobrze, ale to jednak trzy różne seriale, nie zawsze jesteśmy w stanie śledzić je wszystkie. Nie można byłoby tak złączyć ich w jeden, a bohaterom kazać regularnie współpracować? Można, a któż inny miałby to zrobić, jeśli nie prawdziwy król telewizji?
9-1-1, czyli do akcji wkracza Ryan Murphy
O Ryanie Murphym powiedziano już chyba wszystko, co było do powiedzenia. To telewizyjny Midas – czego się nie dotknie, zamienia w złoto. Kolejne odsłony "American Horror Story" rozgrzewają wyobraźnię widzów, dwie odsłony "American Crime Story" to jedne z najlepszych seriali tej dekady, a obecnie uznanie krytyków zdobywa "Pose".
Murphy to dzisiaj jedna z najbardziej wpływowych postaci w branży, co daje mu dużą swobodę w tworzeniu kolejnych projektów. Nic dziwnego zatem, że gdy wziął się także za serial proceduralny, postanowił nieco odświeżyć ten gatunek i stworzył "9-1-1" (na FOX we wtorki o godz. 22:00, począwszy od 2 kwietnia). Zaskakuje raczej to, że nikt nie wpadł na to przed nim, bo Murphy zrobił w tym serialu rzecz z pozoru oczywistą – zamiast skupić się tylko na jednym zawodzie, wpakował do serialu wszystkie służby szybkiego reagowania.
Dodatkowo, co w proceduralach nie zawsze jest takie oczywiste, dużo uwagi poświęcono tutaj życiu prywatnemu bohaterów i temu jak wpływa na nie praca, a ono na pracę. Od samego początku serialu dostajemy zatem bohaterów z krwi i kości, na których nie patrzymy jedynie przez pryzmat ich zawodu. Sierżant Athena Carter Grant (Angela Bassett) zmaga się z ogromnymi problemami rodzinnymi, kapitan Bobby Nash (Peter Krause) to strażak walczący z uzależnieniami i mroczną przeszłością, a pojawiająca się od 2. sezonu Maddie (Jennifer Love Hewitt) ucieka przed agresywnym mężem.
Rozbudowany obraz postaci oraz skupienie się na kilku profesjach może być dużym urozmaiceniem dla widzów zmęczonych schematycznością seriali, w których rozwiązuje się zagadki morderstw lub próbuje wyleczyć kolejnych pacjentów. Pamiętacie jeszcze "Doktora House'a"? Wszyscy uwielbialiśmy ten serial, ale bądźmy szczerzy, każdy kolejny odcinek pisany był dokładnie według tego samego schematu, z rzadkimi odstępstwami od reguły.
Choć "9-1-1" serialem idealnym na pewno nie jest, to na co jak co, ale na nudę nie można w nim narzekać. Bezdomny, który utknął w śmieciarce? Jest. Trzęsienie ziemi? Proszę bardzo. Rekin (sic!) na autostradzie? Nie ma rzeczy niemożliwych. Zaletą serialu Murphy'ego jest to, że w ciągu jednego odcinka możemy śledzić kilka różnych wątków, nikt nie prowadzi nas jak po sznurku, tydzień w tydzień w ten sam sposób. Scenarzyści serialu wciąż szukają nowych, często odjechanych pomysłów na kolejne odcinki, a jednak wciąż wydaje się on bliższy widzom niż np. wspomniane wcześniej "CSI". W końcu zdecydowanie wyższe jest prawdopodobieństwo, że zadzwonicie na numer ratunkowy z choćby i dziwnego powodu, niż zostaniecie uwikłani w sprawę skomplikowanego morderstwa.
Chirurdzy i inni serialowi lekarze
Pisząc o codziennych bohaterach w telewizji nie możemy zapominać o lekarzach, którzy wciąż gromadzą przed telewizorami dużą widownię. Dzielnie trwający na antenie "Grey's Anatomy: Chirurdzy" (na FOX w środy o godz. 22:00) przeżywają właśnie drugą młodość, mimo dużych roszad w obsadzie, do których doszło w ostatnich latach. Końca tego serialu póki co nie widać – mimo półtorej dekady na antenie to wciąż kura znosząca złota jajka i serial uwielbiany przez widownię.
"Rezydenci" (na FOX we wtorki o 21:05) czy "The Good Doctor" – każdy z tych seriali otrzymał niedawno zamówienie na 3. sezon – pewnie mogą tylko pomarzyć o tak długiej emisji, ale w czasach, gdy kolejne produkcje są hurtowo kasowe i zastępowane nowymi, wyrobiły sobie wierną widownie. Nie powinno być to jednak aż tak zaskakujące – mówimy o serialach, w których brylują Matt Czuchry, Emily VanCamp czy Freddie Highmore, czyli nazwiska o wyrobionej już renomie.
Pięknych lekarek i przystojnych lekarzy nigdy za wiele, poza tym, walka o życie pacjenta to zawsze udany przepis na budowanie emocji. Od czasów "Ostrego dyżuru" seriale medyczne wciąż cieszą się zainteresowaniem widzów, choć trzeba przyznać, że w XXI wieku tylko kilka takich produkcji rozgościło się w telewizji na dłużej. Oprócz wspomnianych już tytułów mieliśmy jeszcze "Prywatną praktykę" i "The Night Shift", inne medyczne procedurale szybko przepadały z kretesem. Wniosek z tego jest bardzo łatwy do wyciągnięcia – widzowie lubią te melodie i tych bohaterów, których już dobrze znają. Po co oglądać kolejnych lekarzy ratujących życie pacjentom, jeśli wiesz, że nikt nie zrobi tego tak dobrze, jak Meredith Grey?
To tylko pokazuje, że w czasach wypełnionych bohaterami DC i Marvela widzowie wciąż chcą oglądać bardziej ludzkich bohaterów. Takich, których spotykają na co dzień, i z którymi mogliby się utożsamiać. Stąd właśnie niesłabnąca popularności seriali takich, jak "9-1-1", "Chirurdzy" czy "Chicago Fire" — i czy to się komuś podoba, czy nie, nie zanosi się na to, by w najbliższym czasie miało się coś w tej materii zmienić. W końcu na codziennych bohaterów zawsze będzie zapotrzebowanie.