"This Is Us" zagaduje pustkę twistami w finale 3. sezonu – recenzja
Kamila Czaja
4 kwietnia 2019, 18:01
"Tacy jesteśmy" (Fot. NBC)
Pearsonowie w "This Is Us" godzą się, rozstają, odwiedzają chorych. I to w trzech planach czasowych. Ale czy z serialowego odkrycia roku 2016 coś tu jeszcze zostało? Uwaga na spoilery.
Pearsonowie w "This Is Us" godzą się, rozstają, odwiedzają chorych. I to w trzech planach czasowych. Ale czy z serialowego odkrycia roku 2016 coś tu jeszcze zostało? Uwaga na spoilery.
To nie był dobry sezon serialu "This Is Us" ("Tacy jesteśmy"). Oglądaniu go często towarzyszyły nuda, niedowierzanie, jak z naszych ulubionych bohaterów można było zrobić tak irytujących ludzi, i refleksja, że z obowiązkowego cotygodniowego seansu zrobił się recenzencki obowiązek.
W najlepszych momentach wciąż docenialiśmy sagę rodu Pearsonów. Twórcy zafundowali nam przecież świetną genezę bohaterskich zapędów Jacka w odcinku "Vietnam". Wzruszaliśmy się początkami miłości Jacka i Rebeki ("Sometimes"). Cieszyliśmy się, że Beth dostała szansę pokazania, że jest kimś więcej niż dodatkiem do rodziny ("Our Little Island Girl").
Ale 3. sezon "This Is Us" to także jednej z najgorszych butelkowych odcinków w historii telewizji ("The Waiting Room") oraz niesławny telefon Randalla do Beth w "Don't Take My Sunshine Away". Pomiędzy wzlotami i upadkami serial Dana Fogelmana przynosił natomiast dość nijaką teraźniejszość, nie zawsze niezbędną dla fabuły przeszłość oraz obietnicę przyszłości, której ujawnienie miało nas utrzymać przed ekranami na kolejne lata.
Finał 3. serii to moment, kiedy trzeba rozliczyć twórców zarówno z tej obietnicy, jak z sensowności wszystkich pomysłów, które z mniejszą czy większą (ale częściej z mniejszą) ciekawością śledziliśmy od jesieni. I chociaż "Her" nie jest najsłabszym odcinkiem "This Is Us", to daleko mu do dobrej telewizji.
Przyjrzę się osobno kolejnym wątkom, bo też i nie są tu jakoś mocno połączone, co jest zresztą jednym z problemów tej serii. Rodzeństwo Pearsonów w teraźniejszości często występuje osobno, a spajać wszystko mają wspomnienia z dzieciństwa czy czasów licealnych, które nie maskują już jednak wystarczająco słabości "This Is Us".
Tacy jesteśmy – Beth, Randall i Bolesław Prus
Pamiętacie "Kamizelkę" Bolesława Prusa? Oglądając Beth i Randalla w "Her", miałam poczucie, że to jakaś wariacja na temat pozytywistycznej nowelki. Nagle, po tylu dylematach i konfliktach, Randall doznał olśnienia, że może powinien zrezygnować ze stanowiska. Szkoda, że nie wpadł na to na początku sezonu, bo wątek kampanii okazał się jedynym z najnudniejszym w historii serialu. W tym czasie Beth olśniło z kolei, że jednak nie chce uczyć gospodyń domowych tańca, a przecież można "po prostu" przenieść całą rodzinę do Filadelfii i założyć własną szkołę.
Twórcy uznali najwyraźniej, że widok zgodnych Randalla i Beth w przyszłości po okropnych tygodniach pytań, czy aby się nie rozwiedli, wynagrodzi widzom wszystko. Mnie nie wynagrodziło. Byłam gotowa "kupić" skomplikowanie tego związku pokazane w zeszłotygodniowym "R & B", takie połączenie magii i toksyczności. Nawet jeśli chwilami przeczyło temu, co widzieliśmy z poprzednich sezonach, to jakoś się dla mnie broniło.
Nie broni się za to nagły przeskok, kiedy w trudnej sytuacji znowu ustępuje Beth (Randall tylko zgłasza gotowość ustąpienia), a scenarzyści najwyraźniej uważają to za szczęśliwe rozwiązanie. Ciekawe, co na tę przeprowadzkę młodsze pokolenie, rzekomo tak potrzebujące stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa. Zamiast cieszyć śię na widok obrączki na palcu Beth w przyszłym planie czasowym, czułam się zmanipulowana nawet bardziej niż zwykle.
Tacy jesteśmy sezon 3 – zmarnowane wątki
Beth i Randall są razem, Kevin i Zoe się rozstali. I o ile argument dotyczący posiadania dzieci wydaje się przekonujący, o tyle samo rozegranie całego tego romansu sprawia wrażenie, że przez cały sezon inwestowaliśmy emocje w coś, co z góry miało się rozpaść. Na początku był tu potencjał, ale potem kolejne dramaty przyćmiły pytanie, co Kevina i Zoe trzyma razem, a na końcu dostaliśmy rozstanie w sam raz na finał serii. Dodać można jeszcze, że próby wmawiania Zoe, że kiedyś na pewno będzie chciała mieć dzieci, prowokowały mnie, by zachęcać ją do ucieczki jak najdalej od tej całej rodzinki.
Właściwie w wątkach rodem ze Wschodniego Wybrzeża broniły się w "Her" tylko Deja, która pokonała Randalla jego własną bronią, chociaż naprawdę nie powinno się wymagać od doświadczonej przez życie nastolatki, że będzie jedynym głosem rozsądku wśród Pearsonów, oraz Tess ze swoimi tożsamościowymi dylematami. Szkoda jednak, że tę ostatnią i jej ważne problemy wepchnięto w tak przeładowany odcinek, bo poza rozmową z Kevinem nie dowiedzieliśmy się zbyt wiele.
Ciąża Kate mogła być wreszcie sposobem na zrobienie z tej bohaterki i Toby'ego interesujących postaci, bo wcześniej to ich losy oglądało się najgorzej. Przez chwilę wydawało się, że trudności związane z opieką nad wcześniakiem przyniosą jakieś ożywienie w kwestii tej gałęzi Pearsonów, ale w praktyce ograniczono się do paru dramatycznych scen szpitalnych, w finale rodzina wróciła do domu i niewiele z tego wszystkiego dla widza wynikało.
Ten wątek udało się jednak przynajmniej jakoś powiązać z inną postacią. Rebecca jako nadopiekuńcza matka i babcia, kolejny pokaz kompleksów Kate wobec matki – to wypadło przekonująco. Znacznie bardziej niż doklejone na siłę sceny z przeszłości, kiedy Rebecca miała wypadek samochodowy, a rodzina nie mogła wytrzymać bez niej nawet przez jedną noc.
Tacy jesteśmy sezon 3 — pytania o przyszłość
Sens wspomnień szpitalnych jest jaśniejszy, gdy analizować je w kontekście końcówki odcinka. Zachwyty nad Rebeką jako matką przygotowywały widza emocjonalnie, by jeszcze bardziej się wzruszył, widząc ją starą i schorowaną w przyszłości. Czyli znów manipulacja uczuciami widza, a do tego zawód, że rozwiązanie tajemnicy, kim jest "ona", którą idzie odwiedzić rodzina, okazało się tak oczywiste.
Czy wzruszyłam się przy montażu małego Randalla i tego znacznie starszego, jak idą odwiedzić chorą mamę? Tak. I miałam się wzruszyć. Czy zainteresował mnie syn Kevina? Owszem. Czy ciekawa jestem, skąd tam nagle brat Jacka, Nicky, i co się stało z Miguelem? Przyznaję, że przez chwilę wstrzymałam oddech. Ale szybko się otrząsnęłam.
Rebecca się zestarzała? Chyba oczywiste. Beth i Randall są razem? Super, tajemnica wyjaśniona. Kevin ma dziecko? No, fajnie. Kate i Toby chyba się rozstali? Nie interesowało mnie to w teraźniejszości, więc nie zacznie w przyszłości. Nicky? Ciekawe, ale za mało, żebym oglądała kolejny sezon wyłącznie dla rozwikłania tej zagadki.
Jeśli nie dla zaskoczeń, to może dla emocji? W końcu "This Is Us" słynie ze wzruszania. Problem w tym, że chyba mam dość tego typu wzruszeń. Serial Fogelmana pracuje wciąż tymi samymi prostymi środkami, które niby działają, ale im dłużej się im człowiek poddaje, tym bardziej staje się uodporniony i świadomy, jak to działa.
A nawet gdybym wybaczyła te wszystkie niekonsekwencje w budowaniu fabuły i postaci, efekciarstwo oraz udawanie, że koszmarni ludzie są super, to zupełnie nie mam ochoty oglądać serialu, w którym wiele dialogów polega na tym, że bohaterowie pytają się nawzajem: "Czy pamiętasz, jak…", po czym następuje odpowiedź, że owszem – i dalsza długa część historii. To scenariuszowe lenistwo w czystej postaci.
Porzucam więc "This Is Us", bo chociaż finał miał swoje momenty, nie wynagrodził mi męki doznawanej przy wielu odcinkach tego sezonu. Najbardziej tęsknić będę chyba za Mandy Moore, która pokazuje co tydzień, że jest fenomenalną aktorką w każdym planie czasowym. I może odrobinę żałuję, że nie poznam dawnych/aktualnych/przyszłych losów Pearsonów. Ale wady przeważyły już zalety, więc czas się rozstać.