"Ruchome piaski", czyli teen drama w bolesnej wersji. Recenzja szwedzkiego serialu Netfliksa
Mateusz Piesowicz
5 kwietnia 2019, 21:02
"Ruchome piaski" (Fot. Netflix)
Jeśli kontrowersyjny temat stanowi połowę sukcesu, to "Ruchome piaski" zapewniają go sobie już na starcie. Ale czy makabryczna szkolna strzelanina to wszystko, co serial ma do zaoferowania?
Jeśli kontrowersyjny temat stanowi połowę sukcesu, to "Ruchome piaski" zapewniają go sobie już na starcie. Ale czy makabryczna szkolna strzelanina to wszystko, co serial ma do zaoferowania?
Rozdzierający głuchą ciszę krzyk i huk wystrzału. Zaraz po nim kolejny i jeszcze jeden. W tle słychać odgłosy paniki, a z ciemności wyłania się makabryczny widok, po którym powoli prowadzi nas oko kamery, zatrzymując się w końcu na twarzy Mai Norberg (Hanna Ardéhn) – ocalałej ze strzelaniny w szkole nastolatki, która zaraz zostanie oskarżona o zabójstwo swoich kolegów.
W tak wstrząsający sposób zaczynają się "Ruchome piaski", czyli pierwsza szwedzka produkcja Netfliksa, będąca adaptacją nagradzanej powieści Malin Persson Giolito o tym samym tytule. Serial, którego twórcy stanęli przed wyjątkowo niewdzięcznym zadaniem, musząc znaleźć odpowiedni sposób na zmierzenie się z trudnym tematem, jednocześnie budując wokół niego wciągającą historię. Udało im się o tyle, że od zamkniętej w sześciu odcinkach opowieści rzeczywiście trudno się oderwać, co jednak nie oznacza, że wszystko w niej idealnie zagrało.
Ruchome piaski to kryminał i mocny dramat
Wychodząc od opisanej na wstępie tragedii, fabuła toczy się dwutorowo. W teraźniejszości towarzyszymy zamkniętej w areszcie i czekającej na proces Mai, a przez serię retrospekcji poznajemy wydarzenia, które do tegoż doprowadziły i samą bohaterkę w jej codziennym życiu. Zestawiając pogodną, pochodzącą z dobrej rodziny uczennicę liceum ze sztokholmskiej dzielnicy Djursholm z oczekującą na wyrok i zmuszoną do szybkiego dorośnięcia młodą kobietą, kontrast jest oczywisty, a pytania nasuwają się same.
Co się tak naprawdę stało? Czy zwyczajna i szczęśliwa osiemnastolatka mogła po prostu chwycić za broń? Jaką rolę odegrali w tym jej bliscy, na czele z chłopakiem Sebastianem (Felix Sandman)? Odpowiedzi poznajemy stopniowo, skupiając się jednak przede wszystkim na samej Mai. Bo choć "Ruchome piaski" łatwo nazwać kolejnym skandynawskim kryminałem, serial Netfliksa z rzadka sięga do gatunkowych schematów. Śledztwo w gruncie rzeczy odgrywa tu drugoplanową rolę, ustępując pytaniom o jakikolwiek sens potwornych wydarzeń – o ile ten w ogóle istnieje.
Ruchome piaski to bardzo emocjonalna historia
Tutaj opowieść zbliża się do dramatu o nastolatkach, nie wychodząc bynajmniej daleko poza utarte klisze. Poznajemy zatem Maję przez pryzmat jej relacji z rówieśnikami, a zwłaszcza wspomnianym Sebastianem – pochodzącym z bajecznie bogatej (ale oczywiście dalekiej od normalności) rodziny chłopakiem, który mogąc mieć każdą dziewczynę, zwraca uwagę właśnie na nasza niepozorną bohaterkę, szybko zmieniając jej życie nie do poznania.
Ich związek początkowo kwitnie, potem pojawiają się na nim rysy, a na jaw zaczyna wychodzić coraz więcej zamiatanych pod dywan problemów. W tle pojawiają się bohaterowie drugoplanowi, jak przyjaciółka Mai Amanda (Ella Rappich) czy wyraźnie zazdrosny o Sebastiana, nie tak przebojowy i pochodzący z ubogiej syryjskiej rodziny Samir (William Spetz). Twórcy starali się, by każdy choć trochę wyszedł poza standardowy zestaw cech, ale trzeba przyznać, że udało się to właściwie tylko w przypadku pary głównych bohaterów.
W pewnych aspektach można to uznać za wadę (choćby biorąc pod uwagę niezgrabnie poprowadzony, a w pewnym momencie wręcz porzucony wątek imigrancki), ale też ze względu na niezbyt długi sezon nie kłuje ona aż tak w oczy. Jestem wręcz gotów się założyć, że gdyby twórcy próbowali się wgłębiać w niektóre wątki czy pogłębiać psychologiczny rys postaci, tempo i spójność serialu mogłyby na tym mocno ucierpieć. Pamiętając aż za dobrze rozciągnięte do granic netfliksowe produkcje, wolę już tego rodzaju niedopracowanie.
Ruchome piaski – świetna Hanna Ardéhn
Tym bardziej, że "Ruchome piaski" nadrabiają za sprawą Mai i Sebastiana, których relacja napędza fabułę, zahaczając po drodze o mnóstwo nieodzownych w historii o nastolatkach motywów. Są więc narkotyki i alkohol, są trudne relacje z rodzicami, są kłopoty z przynależnością i radzeniem sobie z emocjami. Wszystko tak skondensowane, byśmy poczuli się jak młodzi bohaterowie, których codzienność przypomina drogę przez tytułowe ruchome piaski. Bywa to bardzo mocno naciągane, ale że w decydującym momencie zdaje egzamin, trudno czynić twórcom wyrzuty.
Dużą część zasług trzeba jednak zapisać po stronie aktorów, a zwłaszcza Hanny Ardéhn, której udało się skutecznie zapanować nad rolą, ani na chwilę nie wpadając w histeryczne tony. Wypadła za to wiarygodnie przedstawiając różne oblicza swojej bohaterki i przez to nie dając jej zbyt szybko sklasyfikować. Z jednej strony widzimy więc Maję jako ułożoną dziewczynę mającą świetne relacje z rodzicami, nauczycielem czy młodszą siostrą, z drugiej wściekłą na cały świat zbuntowaną nastolatkę, a w końcu stopniowo godzącą się z losem osadzoną. Jasne, nie ma w tych przedstawieniach niczego szczególnie oryginalnego, ale w tym przypadku stereotypy wystarczają.
W końcu odstępstwo od normy zagwarantowano tutaj w inny sposób, co sprowadza nas do zadanego na początku pytania: czy "Ruchome piaski" mają do zaoferowania coś ponad kontrowersją? W mojej ocenie tak. Wychodząc od niewiarygodnie trudnego tematu, twórcom udało się nie zamienić go w tanią, żerującą na sensacji historię, ale w opowieść stawiającą trudne pytania i niekoniecznie dającą na nie oczywiste odpowiedzi.
Można jej niekiedy zarzucić fabularną płytkość, średnio rozłożone akcenty czy pewnego rodzaju fragmentaryczność scenariusza, ale już nie popadanie w totalny banał, a przez to brak wrażliwości, o co przed premierą miałem największe obawy. Nie spełniły się i choć daleko mi do uznania pierwszej szwedzkiej produkcji Netfliksa za dzieło wybitne, mogę ją z czystym sumieniem polecić. Przynajmniej jeśli czujecie się na siłach, by się z nią zmierzyć, bo o tym, że historia to zdecydowanie zbyt bliska rzeczywistości, nie trzeba chyba nikogo przekonywać.