"You're the Worst" kończy absolutnie wyjątkową historię miłosną idealnym finałem — recenzja
Kamila Czaja
5 kwietnia 2019, 22:03
"You're the Worst" (Fot. FXX)
Pięć sezonów kibicowania parze dość paskudnych ludzi, którzy razem nie mają sobie równych. Czy finał "You're the Worst" godnie domknął ich historię? Spoilery.
Pięć sezonów kibicowania parze dość paskudnych ludzi, którzy razem nie mają sobie równych. Czy finał "You're the Worst" godnie domknął ich historię? Spoilery.
"Ach, co to nie był za ślub!" – chciałoby się wykrzyknąć po finale "You're the Worst". Bo chociaż oglądaliśmy w tym odcinku jedną parę, która przeszła przez całą ceremonię, na dodatek już po raz drugi, to wesele, na które czekaliśmy od tygodni, do skutku nie doszło. I bardzo dobrze!
Od razu z przyjemnością uprzedzam, że w redakcji uważamy finał czarnej komedii romantycznej Stephena Falka za naprawdę fenomenalne domknięcie serialu. Nie zawsze było idealnie, a poprzednia seria trochę nas wynudziła, bo eksperyment z rozdzieleniem Jimmy'ego i Gretchen się nie sprawdził. Ale ostatni sezon to znaczny wzrost formy, w tym kilka świetnych odcinków, których szybko nie zapomnimy. Kilka hitów "You're the Worst" zasłużenie od nas dostało, trafiając też na 10. i 8. miejsce list miesiąca w styczniu i w lutym.
Zaczęliśmy od hołdu dla komedii romantycznych w "The Intransigence of Love" (z kozą!). Potem mieliśmy decyzję o ślubie, kupno domu, bardzo krótką przyjaźń z inną parą, ostatni Sunday Funday, fenomenalne załamanie Gretchen w parku i dramatyczną interwencję Edgara po atrakcjach wieczoru kawalerskiego. 5. seria w pozytywnym sensie wykańczała nas emocjonalnie, oscylując między kpiną i nadzieją a totalną depresją. Nie tylko tą, na którą cierpi Gretchen.
Lęki i nadzieje w finale You're the Worst
Falk zrobił coś niby prostego, a idealnie rozegranego. Od pewnego momentu sezonu podsuwał widzom sceny z przyszłości wystarczająco mgliste, żeby można je było różnie interpretować. Im bardziej chcieliśmy szczęśliwego zakończenia, tym bardziej "You're the Worst" mieszało nam w głowach wizjami rozstania głównej pary.
Obawy dotyczyły też czegoś innego. Trudno było uwierzyć, że nawet przy lekkim wydłużeniu finału do trzydziestu pięciu minut uda się twórcom satysfakcjonująco pokazać zarówno plan teraźniejszy, jak i sensownie wytłumaczyć, o co chodziło z tą całą mroczną przyszłością. Tymczasem odcinek "Pancakes" jest nie tylko zadowalający. Okazał się właściwie idealny!
Napięcie rozłożono tu doskonale. Dopinanie imprezy na ostatni guzik, Edgar czyhający w samochodzie na moment, kiedy wszystko na pewno się posypie i trzeba będzie ratować niedoszłego pana młodego, uroczy moment Gretchen i Lindsay, a do tego pojawianie się kolejnych gości, co dało "You're the Worst" szansę godnego pożegnania nie tylko czwórki głównych postaci, ale także charakterystycznego i też przecież pracującego na sukces serialu drugiego planu. W tym Bena Foldsa!
Już w tym pierwszym akcie odcinka docenić trzeba coś, co w fabularnych zawirowaniach łatwo byłoby pominąć. Praca kamery, oddalanie, ujęcia z punktu widzenia wędrującego po przyjęciu Jimmy'ego, niepokazywanie, kto w danym momencie wsiada do auta Edgara… Technicznie "Pancakes" to majstersztyk. Ale w przeciwieństwie do odcinka "The Pillars of Creation", który mógł się poszczycić fenomenalnymi ujęciami, ale zapamiętany zostanie pewnie tylko przez parodię "Opowieści podręcznej", w finale grają też wszystkie inne elementy.
You're the Worst – emocje sięgają zenitu
Przede wszystkim są prawdziwe emocje. Jakimś cudem Falk potrafił rozpisać wszystko tak, że długo nie wiadomo, czy Gretchen i Jimmy zostali razem. W przeciwieństwie do podobnego chwytu w "This Is Us", tu wszystko wypada spójnie. Aż do sceny, w której okazuje się, że para nie tylko przetrwała, ale nawet ma dziecko, bez trudu można uwierzyć, że się jednak nie udało.
Bohaterowie "You're the Worst", którym towarzyszyliśmy od pięciu lat (choć to zaledwie sześćdziesiąt dwa odcinki, co mnie zaskoczyło), nieraz pokazali, że istniała cała masa powodów, by ten związek nie wypalił. A brak zaangażowania Gretchen w ślub oraz jej przekonanie, że musi się kurczowo trzymać Jimmy'ego z niewłaściwych powodów, nie wróżyły dobrze. Argumentacja Edgara padła na podatny grunt nie tylko dla spanikowanego Jimmy'ego, ale i dla widzów.
Edgar, słusznie oskarżony przez Lindsay, że "zabił grupę", drastycznym krokiem uwolnił się od toksycznych przyjaciół. Scena między nim a Gretchen jest bardzo mocna, aż trudno oglądać tę wymianę ciosów. Równocześnie to właśnie moment, kiedy zaczęłam odczuwać nadzieję, że może w jednej z rozmów z Lindsay pokazanych w przyszłości Gretchen wcale nie mówiła o Jimmym, a właśnie o Edgarze.
Trudno było na długo tej iskierce nadziei zaufać, skoro potem dostaliśmy okropną kłótnię narzeczonych i wyjście Jimmy'ego. Dobrze, że Falk nie torturował nas dłużej, proponując fenomenalnie zmontowane przejście w przyszłość, kiedy to na weselu Lindsay i Paula odkrywamy, że miłość naszej ukochanej wrednej pary kwitnie. Ulgę, którą poczułam, wiedząc, że wszystko jest dobrze, uznaję za dowód, że scenariuszowo podjęto słuszną decyzję. Nawet jeśli logiczna byłaby też wersja bez szczęśliwego zakończenia.
Tymczasem wszystko dobrze się kończy, nawet Paul i Lindsay dostają drugą szansę. Równocześnie pojawia się tu na szczęście domieszka goryczy, że dla grupy najlepszym wyjściem był rozpad. Twórcy nie zapominają, jaki świat i bohaterów zbudowali. Happy end – happy endem, ale ostatni dialog zakochanych dotyczy rzucania się pod pociąg. Jest więc słodko, ale nie za słodko. Z nadzieją, ale nie głupią czy naiwną.
A Edgar, chociaż dopiero po latach, został rozgrzeszony. Mimo niewątpliwego okrucieństwa tego, co zrobił, okazał się skuteczny i uchronił przyjaciół od błędu. Zasiane wątpliwości doprowadziły do szczerej rozmowy narzeczonych, którzy uświadamiali sobie, że faktycznie nie chcą ślubu, sztucznych słów przysięgi, w którą sami nie wierzą, i bycia razem ze względu na podpisane zobowiązanie. Jednak zamiast się z hukiem rozstać, niedoszli państwo młodzi poszli na naleśniki, składając sobie przy okazji jedną z najwspanialszych obietnic-nieobietnic, jakie zna historia telewizji.
You're the Worst – rozważni i romantyczni
Falk znalazł dla swoich bohaterów rozwiązanie idealne. Równocześnie romantyczne (wybierają miłość) i pragmatyczne (któregoś dnia mogą wybrać inaczej). Idealistyczne (ich uczucie jest silniejsze niż konwenanse i pozwala pokonać trudności) i cyniczne (a jak będzie za trudno, to się pożegnają). To układ wynikający z przekonania, że Gretchen i Jimmy są dla siebie stworzeni, ale i z pozostawienia tej odrobiny wątpliwości, czy aby kiedyś to przekonanie się nie ulotni.
Chciałoby się wymieniać bez końca. Bo "Pancakes" to także udane dialogi, wzruszające lub trzymające na krawędzi fotela sceny, przecudna piosenka Lindsay, doskonały montaż tego, co wydarzyło się pomiędzy niedoszłym ślubem Jimmy'ego i Grtechen a tym doprowadzonym do końca w wydaniu Lindsay i Paula. A do tego muzyka! Postawienie na "No Children" The Mountain Goats wypadło rewelacyjnie.
Pełna sprzeczności para wybiera pełne sprzeczności wyjście. Genialne w swojej prostocie, zawieszone między zobowiązaniami, których Gretchen i Jimmy próbują unikać, a totalną, nieliczącą się z drugą osobą wolnością, która unicestwiłaby szansę na wspólną dojrzałość. Fantastyczny, naginający zasady gatunku serial zakończony został świetnym odcinkiem i w dobrym momencie. Można tylko podziwiać. I już tęsknić.