"Fringe" (4×15): Prawie jak "Pachnidło"
Andrzej Mandel
24 marca 2012, 22:04
"A Short Story About Love" wyjaśniło przyzwoicie przynajmniej jedną kwestię. Poza tym było niczym podróbka "Pachnidła". Spoilery!
"A Short Story About Love" wyjaśniło przyzwoicie przynajmniej jedną kwestię. Poza tym było niczym podróbka "Pachnidła". Spoilery!
"Fringe" należy do moich ulubionych seriali, gdyż lubię taki stopień skomplikowania świata i konieczność rozwiązywania zagadek. Dodatkowym atutem była i jest gra Johna Noble (Walter) oraz reszty ekipy. Niemniej muszę przyznać, że scenarzyści idą czasem na łatwiznę, jeśli chodzi o pomysły na zagadki kryminalne.
Po linii najmniejszego oporu poszli właśnie w odcinku "A Short Story About Love", którym "Fringe" wróciło po dłuższej przerwie. Najwyraźniej przeczytali bowiem albo obejrzeli ostatnio "Pachnidło" i uznali za świetny pomysł skopiowanie pomysłu, bo przecież nikt się nie zorientuje, że zrzynają. W efekcie sprawa była nudna i przewidywalna co odebrało mi połowę przyjemności z obcowania z "Fringe". Reżyserski debiut J.H. Wymana nie może być więc uznany za udany, a kreacja Michaela Massee nie była przerażająca jak obiecywał Wyman. Cóż, najwidoczniej nie można mieć wszystkiego.
Na szczęście równie ważny co kryminalny był wątek Olivii i Petera, którzy mieli przecież solidne problemy ze swoim życiem uczuciowym. I to na tyle duże, że Olivia rozważała z Walterem jak sprawić, by przestała pamiętać swoje życie z Peterem, a Peter chciał uciekać jak najdalej. Zanim im się to jednak udało we wszystko wmieszał się September, czyli znany nam wszystkim Obserwator.
Zmanipulował on Petera na tyle, by ten odkrył mieszkanie Obserwatora i pozostawiony tam sprzęt. Dzięki temu Peter był w stanie sprowadzić Obserwatora, który wyjaśnił mu wreszcie, która linia czasu jest właściwa i dlaczego miłość jest ważna i silniejsza od próby wymazania Petera z linii czasu. Tak, tak, to bowiem miłość (Petera i innych) sprawiła, że ten nie mógł zostać wymazany w sposób ostateczny.
Co prawda, brzmi to dla mnie bardzo dziwnie, bo niby jakie są dowody na to, że miłość rzeczywiście jest czymś więcej niż zbiorem procesów biochemicznych z dodatkiem nabywanych w procesie socjalizacji schematów zachowań, ale przynajmniej mieliśmy dzięki temu wytłumaczeniu scenę niczym z prawdziwego melodramatu/komedii romantycznej na koniec.
Dzięki czemu zrobiło się słodko, przyjemnie i bardzo amerykańsko. Ale nie narzekam, mam nadzieję, że reszta zagadek wyjaśni się w nieco bardziej realny sposób.