"Smithereenowie", czyli kto się boi kierowcy Ubera? Twórcy "Black Mirror" opowiadają o 2. odcinku 5. sezonu
Marta Wawrzyn
8 czerwca 2019, 19:02
"Black Mirror: Smithereenowie" (Fot. Netflix)
"Smithereenowie" to najbardziej tradycyjny odcinek 5. sezonu "Black Mirror". Jest w nim fikcyjny odpowiednik Ubera, a także inne wersje znanych serwisów społecznościowych.
"Smithereenowie" to najbardziej tradycyjny odcinek 5. sezonu "Black Mirror". Jest w nim fikcyjny odpowiednik Ubera, a także inne wersje znanych serwisów społecznościowych.
"Smithereenowie" to klasyczny odcinek "Black Mirror", pokazujący serwisy społecznościowe w krzywym zwierciadle. Chris (Andrew Scott), londyński kierowca firmy podobnej do Ubera, porywa swojego pasażera (Damson Idris), pracownika przypominającej Twittera korporacji Smithereen, po to by dostać się do jej szefa, Billy'ego Bauera (Topher Grace).
Odcinek łączy w sobie elementy satyry społecznej z typowym thrillerem, a także nutką tragifarsy i melodramatu. Jak twórcy wpadli na takie połączenie?
Smithereenowie — Uber i Twitter w Black Mirror
W rozmowie z Radio Times Charlie Brooker mówi, że wszystko zaczęło się od dwóch rzeczy.
— Jedna z nich to pytanie, co platformy społecznościowe robią z ludźmi, których już z nami nie ma. Druga to doświadczenie, które miałem, kiedy wsiadłem do Ubera, usiadłem z tyłu i gapiłem się w telefon jak zombie. Po około 20 minutach uświadomiłem sobie, że auto się zatrzymało, kierowca wysiadł i zaczął grzebać w bagażniku. A ja zacząłem się zastanawiać, co się dzieje.
Wyjrzałem przez okno i myślę sobie: "O mój Boże, czy ja zaraz umrę?". A facet wrócił i powiedział: "Przepraszam, jest gorąco, chciałem wyjąć butelkę wody i nie chciałem ci przeszkadzać, bo byłeś zajęty telefonem" — opowiada Brooker.
Black Mirror: Smithereenowie — nikt tu nie jest zły
Twórcy "Black Mirror" mówią, że doceniają pokłady humoru, które wniósł do odcinka Andrew Scott. Zapewniają także, że to właśnie on był ich pierwszym wyborem do tej roli.
— On był pierwszą osobą, o której pomyśleliśmy. Przeczytał scenariusz i naprawdę do niego to przemówiło. Myślał o własnej relacji z technologiami i jak czuł się ich niewolnikiem. Także wydaje mi się, że on naprawdę chciał zrobić coś, co nie było moralną przestrogą z oczywistym łotrem — mówi Annabel Jones, producentka "Black Mirror".
Twórcy podkreślają, że że Bauer nie miał być tutaj "tym złym".
— Nie mamy zwyczaju tak robić. Nigdy tego nie kupuję. To działa w kontekście filmu o Bondzie — chcesz łotra, który będzie taki, k…a, zły jak to tylko możliwe — ale w "Black Mirror" to raczej nie działa. Kiedy pokazujemy naprawdę złych ludzi, jak ci z "Hated in the Nation", oni są szaleni — tłumaczy Charlie Brooker.