Nasz top 10: Najlepsze seriale maja 2019 roku
Redakcja
12 czerwca 2019, 22:03
"Czarnobyl" (Fot. HBO)
W maju rządziły katastrofy, mocne wizje przyszłości i różnego rodzaju satyry społeczno-polityczne. W naszym top 10 najlepszych seriali tego miesiąca znajdziecie m.in. "Czarnobyl", "Rok za rokiem", "Veep" i "Jak nas widzą".
W maju rządziły katastrofy, mocne wizje przyszłości i różnego rodzaju satyry społeczno-polityczne. W naszym top 10 najlepszych seriali tego miesiąca znajdziecie m.in. "Czarnobyl", "Rok za rokiem", "Veep" i "Jak nas widzą".
10. What We Do in the Shadows (nowość na liście)
Znakomity debiutancki sezon mają za sobą wampiry ze Staten Island, a że jego lepsza połowa przypadła na maj, to musiało się dla nich znaleźć miejsce w naszym podsumowaniu. Trudno jednak by było inaczej, bo komedia FX dobitnie pokazała, że najwyższa pora zacząć ją doceniać – nie można przecież ignorować produkcji, która może sobie pozwolić, by ot tak zaprosić do siebie samą Tildę Swinton.
A ta była tylko pierwszą z brzegu gwiazdą, jaką z zaskoczenia wzięli nas twórcy "What We Do in the Shadows" w bez wątpienia najlepszym odcinku sezonu, gdy trójka bohaterów stanęła przed wampirzym sądem. Skończyło się dobrze dla nich, my zaś świetnie się przy tym bawiliśmy, przy okazji zmieniając postrzeganie serialu, który dotąd traktowaliśmy raczej jako "tylko" pomysłową błahostkę.
Okazało się jednak, że twórcy mają większe ambicje i potrafią je w znakomitym stylu przełożyć na ekran. Nie jest bowiem tak, że ich serial zasłużył sobie na obecność tutaj tylko dzięki zaangażowaniu kilku głośnych nazwisk. Przeciwnie, to było tylko wisienką na pełnym cudownych absurdów torcie, jaki stanowiły zwariowane historie Nandora, Laszla i Nadii.
Począwszy od szalonej nocy z Baronem i wspomnianego procesu, poprzez próby zdobycia amerykańskiego obywatelstwa, szkolenie nowej wampirzycy i niezwykłą orgię, aż do finału, w którym Nandor szukał swojej krewnej, a Guillermo odkrywał niebezpieczne związki z Van Helsingiem. Wyobraźni twórcom odmówić nie można, umiejętności jej przełożenia na ekran tym bardziej. Nie dziw nas więc absolutnie, że ich serial powróci z 2. sezonem i już nie możemy się go doczekać. [Mateusz Piesowicz]
9. Better Things (awans z 10. miejsca)
Najlepsze odcinki 3. serii "Better Things", czyli "Easter" i "The Unknow", mieliśmy wprawdzie w kwietniu, ale za to maj przyniósł nam więcej odpowiedzi. Przyznajemy, że 3. sezon serialu Pameli Adlon wciąż nie do końca spełniał nasze oczekiwania, ale ostatnie odsłony tej serii pokazały, że twórczyni "Better Things" miała jednak spójny plan.
W maju zobaczyliśmy, jak bardzo Sam nie radzi sobie w interakcjach z najbliższymi. W "Show Me the Magic" pokazano jej przesadzoną reakcję na powrót męża przyjaciółki podczas babskiej imprezy oraz problemy z Duke i duchem. Potem był konflikt z Frankie w odcinku "Get Lit", a w efekcie wyprowadzka średniej córki. Wszystko to złożyło się na ciekawe rozliczenie Sam z dotychczasowym życiem przy okazji okrągłych urodzin w finałowym "Shake the Cocktail". Bohaterka "Better Things" dojrzała chyba do podjęcia pracy nad sobą i skupieniu się na pozytywach. A dzięki temu mieliśmy choćby fantastyczną scenę śpiewania czołówki z animacji "Phineas and Ferb"!
Nie wszystko tu idealnie grało. Slam poetycki wypadł raczej pretensjonalnie, punkt widzenia Frankie na sytuację w domu poznamy pewnie dopiero w 4. serii, póki co gubiąc się w domysłach podobnie jak Sam, a wątek romansu z Davidem (Matthew Broderick) wyszedł blado na tle trudnej do zdefiniowania fascynacji Mer we wcześniejszych odcinkach. Znów jednak udało się Adlon interesująco pokazać pozornie zwyczajne życie zdominowanej przez kobiety rodziny. Tym razem akcent przesunięty został z roli Sam jako matki na inne sfery życia, a nad życiem głównej bohaterki "Better Things" zaciążyło intrygujące pytanie, co dalej. [Kamila Czaja]
8. Paragraf 22 (nowość na liście)
"Paragraf 22" Josepha Hellera to prawdziwa klasyka literatury, genialna satyra antywojenna i książka, którą każdy powinien znać. Z miniserialem platformy Hulu, stworzonym przez George'a Clooneya i Granta Heslova, sprawa jest bardziej skomplikowana. Nie do końca udaje mu się uchwycić to, co w oryginale było koszmarne przez swoją absurdalność, więc częściej skupia się na dosłownym koszmarze wojny. Przez co jest nie tylko inny, ale też niestety słabszy niż oryginał.
Pewne uproszczenia i skróty są jednak zrozumiałe, bo mamy do czynienia z pozycją bardzo trudną do zekranizowania. Dobra wiadomość jest taka, że udało się ją zamienić w solidny, porządnie zrealizowany serial z kilkoma wyśmienitymi kreacjami aktorskimi.
Christopher Abbott błyszczy w roli Yossariana, wymigującego się od kolejnych lotów bombardiera, któremu jest wszystko jedno, kto wygra II wojnę światową, byle tylko on wyszedł z tego żywy. Kyle Chandler jako pułkownik Cathcart pokazuje, co by się działo, gdyby trener Taylor został sadystą. Daniel David Stewart ma bardzo dużo uroku w roli cudownie obrotnego oficera stołówkowego Milo Minderbindera. I często to właśnie on dostarcza najzabawniejszych momentów.
Aktorzy z łatwością balansują między komedią i tragedią, wyciskając z historii znanej z powieści bardzo dużo emocji. Przerysowani bohaterowie nabierają ludzkich kształtów, budując świat, w którym absurd jest obowiązującą religią. Jest wystarczająco śmieszno i straszno, żeby obejrzeć sześć odcinków w jeden wieczór, i tylko trochę nam szkoda, że to jednak nie jest serial wielki. [Marta Wawrzyn]
7. Obsesja Eve (spadek z 3. miejsca)
Spadek w porównaniu z zeszłym miesiącem, ale to w większym stopniu zasługa mocniejszej konkurencji, niż wyraźnego obniżenia lotów przez Eve, Villanelle i ich mordercze gierki. Te toczone były bowiem na ciągle wysokim poziomie, choć w nieco innych okolicznościach. Dotąd wszak nasze bohaterki za sobą goniły, a nie współpracowały.
Tym razem doszło jednak do zmiany okoliczności podyktowanej pojawieniem się na scenie niejakiego Aarona Peela, którego dopadnięcie zwykłymi środkami okazało się zbyt trudne nawet na możliwości MI6. No ale od czego ma się znajomą psychopatyczną zabójczynię? Oczywiście Villanelle nie byłaby sobą, gdyby grzecznie słuchała poleceń, ale tym lepiej dla nas – dzięki temu nie mogliśmy narzekać na schematyczność.
Nie obyło się zatem bez ofiar (tych pożądanych i tych trochę mniej), ale przede wszystkim rosnącej zażyłości między Eve i Villanelle, którą morderczyni sterowała z gracją co najmniej równą tej, z jaką dobiera stroje. A pani Polastri dawała się w tę sieć łapać, aż do momentu, gdy "w obronie" swojej partnerki zatopiła siekierę w głowie niejakiego Raymonda. To się nazywa pieczęć na związku!
Zostaje powiedzieć: "Żyły długo i szczęśliwie"? Nie do końca, bo Eve ostatecznie zorientowała się, że padła ofiarą machinacji i bańka szybko prysła. Zamiast chatki na Alasce zostaliśmy więc ze strzałem i cliffhangerem odwrotnym do tego z poprzedniego sezonu – liczymy na to, że cokolwiek się z niego urodzi, będzie jeszcze lepsze niż do tej pory. [Mateusz Piesowicz]
6. Jak nas widzą (nowość na liście)
Prawdziwa historia w bardzo dramatycznym, emocjonalnym i mocnym wydaniu. Oscarowa reżyserka Ava DuVernay ("Selma") tym razem wzięła na tapet sprawę chłopaków, skazanych w 1989 roku bez żadnych dowodów i ochrzczonych przez media "piątką z Central Parku".
Raymond Santana, Kevin Richardson, Antron McCray, Yusef Salaam i Korey Wise – czterech z nich to Afroamerykanie, piąty jest pochodzenia latynoskiego — zostali oskarżeni o gwałt i brutalne pobicie białej biegaczki w słynnym nowojorskim parku. Problem w tym, że żaden z nich nie popełnił zarzucanej im zbrodni i wszyscy odsiedzieli od kilku do kilkunastu lat za kratkami, zanim wyrok został unieważniony.
4-odcinkowy miniserial Netfliksa z jednej strony pokazuje okrucieństwo systemowego rasizmu, który do całej sytuacji doprowadził, a z drugiej skupia się na osobistych wątkach niesłusznie oskarżonych chłopców i ich rodzin. To nie jest tylko odtworzona historia, która z definicji jest bardzo ciężka do przetrawienia, to także emocje, emocje i jeszcze więcej emocji.
W "Jak nas widzą" gra wielu świetnych aktorów, jak Felicity Huffman, Michael K. Williams, Niecy Nash, Vera Farmiga czy John Leguizamo, ale na uznanie zasługuje przede wszystkim dziewiątka aktorów, którzy wcielają się w piątkę oskarżonych – w latach młodości i w dorosłym życiu. A już zwłaszcza znany z "Moonlight" Jharrel Jerome, który jako jedyny gra swojego bohatera w obu etapach życia i jest głównym bohaterem bardzo emocjonalnego finału serialu. [Marta Wawrzyn]
5. Status związku (nowość na liście)
Urocza niespodzianka stacji Sundance ujęła nas całkowicie. Zaledwie dziesięć bardzo krótkich odcinków polegających na tym, że kobieta i mężczyzna rozmawiają o swoim związku i paru innych sprawach. Ale czy nasz entuzjazm powinien dziwić, skoro rozmawiających grają Rosamund Pike i Chris O'Dowd, dialogi napisał im Nick Hornby, a całość wyreżyserował Stephen Frears?
Gwiazdorska obsada i sławy za kamerą nie zawsze jednak gwarantują sukces, tymczasem w "Statusie związku" właściwie wszystko dobrze wypadło. Połączono dobrze rozumianą teatralną konwencję z krótką formą, w sam raz na współczesny niedługi czas skupienia widza. W efekcie od małżeńskich rozmów nie da się oderwać. Scenariusz pełen jest błyskotliwych porównań, rzucanych w szybkim tempie popkulturowych i politycznych aluzji oraz całkiem mądrych spostrzeżeń na temat związków.
Dobrze sprawdza się też pomysł, by spotkania przy drinku dotyczyły ludzi, którzy dobrze się znają. To nie naiwna para w pierwszym stadium zakochania, ale ludzie, którzy sporo razem przeszli, w którymś momencie przestali się czuć dobrze ze sobą nawzajem oraz sami ze sobą, a teraz szukają najlepszego rozwiązania. "Terapia", którą odbywają samodzielnie przed cotygodniowymi spotkaniami z prawdziwą terapeutką, to nie zestaw słodkich banałów, ale często bolesne, chociaż niepozbawione czarnego humoru diagnozy.
Chemia między aktorami, zbudowanie w krótkim czasie wielowymiarowych postaci, świetne dialogi i odpowiednia dla zamysłu twórców krótka forma – to wszystko sprawia, że "Stan związku" jest idealną propozycją nie tylko dla fanów "gadanych" produkcji. [Kamila Czaja]
4. Barry (spadek z 2. miejsca)
Majowe odcinki nie były w stanie przebić kwietniowego "ronny/lily", co nie znaczy, że finałowe odsłony 2. serii "Barry'ego" nam się nie podobały. Wręcz przeciwnie, serial HBO udowodnił w nich, że jest jedną z najoryginalniejszych produkcji, jakie możemy teraz oglądać, a sukces 1. serii to nie przypadek.
Z maja zapamiętamy na pewno fenomenalny cliffhanger w "The Audition", kiedy wstrzymywaliśmy oddech, bojąc się o życie Gene'a. Wszak w tym świecie nikt nie jest bezpieczny, o czym przekonaliśmy się w finale 1. serii, gdy główny (anty)bohater zabił Janice. Ta sprawa z dużą mocą wróciła w końcówce 2. sezonu, otwierając perspektywę kolejnych dylematów, przed którymi stanie Barry.
Nie zapomnimy też masakry gangów, gdy w szale zemsty Barry szukał Fuchesa. Pełne nadziei spojrzenie Maybreka tuż przed tym, jak jego idol bezlitośnie go zastrzelił, długo będzie nam towarzyszyć. W finale 2. serii tytułowy płatny zabójca przekroczył kolejne moralne bariery, coraz trudniej więc wierzyć, że jest dobrym człowiekiem, za którego sam przed sobą za próbuje uchodzić.
Do tego mieliśmy oczywiście sporą dawkę satyry na przemysł filmowy, fenomenalny monolog Sally miotającej się między wspieraniem swojego chłopaka a zawodową zazdrością oraz morał, że prawda na scenie źle się sprzedaje, bo wszyscy kochają wymyślone rzewne historie. A wszystko świetnie zagrane i pełne czarnego humoru, przekraczającego nawet to, do czego zdążyło przyzwyczaić nas HBO. [Kamila Czaja]
3. Rok za rokiem (nowość na liście)
Zadziwiająca, odważna, pokręcona i możliwe, że niedaleka od prawdy wizja bliskiej przyszłości Wielkiej Brytanii i reszty świata. Skupiając się na rodzinie Lyonsów, serial Russela T Daviesa ("A Very English Scandal", "Doktor Who") pokazuje kolejne lata — poczynając od roku obecnego — z życia tzw. zwykłych ludzi, kiedy dookoła rozpętuje się szaleństwo, biorą górę polityczne ekstremizmy i ludzkość zdaje się zmierzać ku upadkowi. Członkowie rodziny z Manchesteru patrzą szeroko otwartymi oczyma, jak coraz większe poparcie zdobywa populistyczna polityk Vivienne Rook (Emma Thompson), a świat wokół nich dosłownie wariuje.
"Rok za rokiem" to miks dość nietypowy, bo rodzinny dramat został połączony z ostrą satyrą polityczną i nihilistyczną wizją przyszłości, przy której najnowszy sezon "Black Mirror" wygląda jak zestaw bajeczek. Davies w swojej zgadywance idzie na całość, fundując widzom na zmianę zimne prysznice i emocjonalne bomby.
A działa to dlatego, że do Lyonsów bardzo szybko się przywiązujemy. To jedna z najfajniejszych, najbardziej popapranych i neurotycznych rodzin od czasów "Six Feet Under" — i nie, wcale nie przesadzam. Charakterna czwórka dorosłego rodzeństwa — których grają Rory Kinnear, Russel Tovey, Ruth Madeley i Jessica Hynes — ich dzieci i partnerzy, a także mocno stąpająca po ziemi babcia stanowią wyjątkową zgraję. A ponieważ wrzuca się ich w sam środek absolutnego szaleństwa, widzowie co chwila muszą zbierać szczęki z podłogi.
To nie jest najbardziej subtelny serial świata, zarówno jeśli chodzi o warstwę satyryczną, jak i dramatyczną. Niektóre pomysły zahaczają o tandetę, inne wydają się zdrowo przesadzone. A jednak łatwo jest zaakceptować "Rok za rokiem" z całym dobrodziejstwem inwentarza i dać się porwać tej pokręconej, przegiętej i wcale nie tak dalekiej od naszej rzeczywistości wizji najbliższych lat. [Marta Wawrzyn]
2. Veep (awans z 5. miejsca)
Zaledwie dwa odcinki w maju, ale to wystarczyło, żeby "Veep" prawie wygrał w naszym rankingu. Serial po siedmiu sezonach pożegnał się z widzami idealnym finałem, który sprawił, że nawet mniej interesujące odsłony ostatniej serii nabrały sensu.
W maju oprócz finału mieliśmy jeszcze "Oslo" – i trudno temu odcinkowi coś zarzucić. Selena przekroczyła tu nawet własne poziomy cynizmu, wykorzystując ślub własnej córki jako pretekst do ucieczki przed trybunałem za zbrodnie wojenne, a potem obiecując Chinom oddanie im Tybetu. Jednak z perspektywy paru tygodni "Oslo" wydaje się zaledwie słabo zapamiętanym preludium do finału.
Za zwrotami akcji, które zafundował nam ostatni odcinek, zatytułowany po prostu "Veep", trudno było nadążać, a równocześnie nawet najbardziej przerysowane wcześniej wątki 7. sezonu okazały się głęboko przemyślane. Polityczne kariery Jonah i Richarda, kwestia Chin, powrót Toma Jamesa, przemiana Amy – wszystko się tu splotło, by Selina mogła ostatecznie porzucić skrupuły i po trupach dojść do upragnionego Białego Domu.
Równocześnie wśród intryg i zmian frontu oraz fenomenalnych śmieszno-strasznych dialogów nie zabrakło miejsca na wielkie emocje. Scenarzyści nie oszczędzili bohaterce gorzkiego końca. Spełnienie marzeń było krótkotrwałe, prezydentura okazała się nijaka i przeżywana samotnie, na dodatek wszystko znów zepsuł Tom Hanks. A najbardziej i tak wzruszył nas Gary: okrutnie poświęcony dla kariery przez osobę, którą czcił, ale wciąż wiernie służący Selinie, nawet na jej pogrzebie. [Kamila Czaja]
1. Czarnobyl (nowość na liście)
Najlepszy serial w historii? Pod ta opinią byśmy się nie podpisali, ale już nazwanie "Czarnobyla" najlepszym serialem maja przyszło nam bez problemu. Bo choć kontrkandydatów miała produkcja HBO bardzo mocnych, żaden z nich nie zrobił na nas aż takiego wrażenia. Żaden też nie oferował emocji tego kalibru, z tygodnia na tydzień potęgując przerażenie, jakie wywoływało oglądanie skutków czarnobylskiej katastrofy.
Katastrofy, którą odtworzono z dbałością o szczegóły, ale też pilnując, by niezbędne dla fabuły fikcyjne wstawki nie przysłoniły ogólnego obrazu. Ten był natomiast w stu procentach potworny, począwszy od pierwszych momentów po wybuchu, przez uświadamianie sobie jego konsekwencji i walkę z nimi, aż po szukanie odpowiedzi i winnych całej sytuacji. O sile przyciągania tej historii niech zaś świadczy fakt, że choć często chciało się od niej odwrócić wzrok, nie byliśmy w stanie tego zrobić.
I to nie tylko dlatego, że lubimy patrzeć na ekranowe katastrofy – tych wszak widzieliśmy już naprawdę sporo. Do "Czarnobyla" przyciągało jednak coś innego, a mianowicie bijący z ekranu autentyzm. Jasne, podkoloryzowany, ale na tyle przekonujący, że śledziło się tę historię jak w stu procentach prawdziwy horror. Czasem dosłowny, kiedy indziej bardziej umowny, ale zawsze równie koszmarny i bolesny.
Jak wtedy, gdy patrzyliśmy na makabryczną historię młodego strażaka i jego żony. Albo gdy ze skurczem w żołądku oglądaliśmy ludzi "sprzątających" okolice katastrofy. Albo nawet gdy śledziliśmy pracę górników z Tuły, niezmordowanie wykonujących swoją pracę bez liczenia się z konsekwencjami. To ich losy tworzyły najbardziej szokujący przekaz "Czarnobyla" – historii absolutnie niesamowitej, ale i takiej, której nigdy więcej nie chcielibyśmy oglądać. [Mateusz Piesowicz]