"Los Espookys" to cudownie świeża komedia o przyjaźni, Meksyku i horrorach — recenzja nowego serialu HBO
Marta Wawrzyn
14 czerwca 2019, 22:02
"Los Espookys" (Fot. HBO)
Kiedy już zaczyna nam się wydawać, że widzieliśmy wszystko, na scenę wchodzi ekipa z "Los Espookys" — grupka przyjaciół z Meksyku, którzy z miłości do horrorów tworzą nietypowy biznes.
Kiedy już zaczyna nam się wydawać, że widzieliśmy wszystko, na scenę wchodzi ekipa z "Los Espookys" — grupka przyjaciół z Meksyku, którzy z miłości do horrorów tworzą nietypowy biznes.
Seriale komediowe oparte na tak dziwnych pomysłach, że to nie ma prawa działać, a jednak jakimś cudem sprawdza się świetnie, to specjalność ostatnich lat. Przykład? "Barry", czyli czarna komedia o podrzędnym zabójcy połączona z egzystencjalnymi poszukiwaniami własnej tożsamości na lekcjach aktorstwa. "Los Espookys" z hitem Billa Hadera łączy wszechobecna dziwność, telewizja HBO oraz fakt, że za kulisami znów są osoby z "Saturday Night Live" (Fred Armisen i Lorne Michaels, którzy wsparli duet twórców serialu, Anę Fabregę i Julio Torresa).
Opis fabuły swoją niekonwencjonalnością też dorównuje "Barry'emu", bo "Los Espookys" opowiada o grupce młodych przyjaciół z Meksyku, którzy swoje zamiłowanie do horrorów zamieniają w nietypowy biznes. Jeśli potrzebujecie postraszyć kogoś na urodzinach, zainscenizować atak potwora w miasteczku turystycznym, wykreować fałszywy sen albo wynająć kosmitów, żeby uratować naukowy grant, dzwońcie śmiało do Renaldo (Bernardo Velasco) i spółki. Są równie sprawni w swoim fachu co Drużyna A i tak samo chętni, by pomagać ludziom w potrzebie. Bo w tej zabawie (i w tym serialu) bynajmniej nie chodzi o straszenie.
Los Espookys, czyli Meksyk, przyjaźń i horrory
"Los Espookys" wyróżnia się już poprzez nietypowy koncept i fakt, że bohaterowie mówią w większości po hiszpańsku. Atrakcją jest także tutejszy Meksyk, udziwniony, pełen realizmu magicznego, lekko senny, nieco hipsterski i bardzo daleki od swojej stereotypowej wersji, serwowanej przez kino hollywoodzkie. Żyją w nim ludzie, jakich nie spotykamy na co dzień — w "Los Espookys" poznajemy oryginała za oryginałem, a głównych bohaterów nie zaskakuje nic ani nikt. Jak gdyby absurdalna rzeczywistość była dla nich czymś najnormalniejszym na świecie.
Wszystko dlatego, że sami tacy zwyczajni nie są. Renaldo to najsympatyczniejszy facet na świecie, który ubiera się na czarno i od dziecka kocha stare horrory, co ma pewien związek z tym, że nie nazywa się tak jak powinien (powinien nazywać się Reynaldo, tylko ktoś zgubił "y"). Andrés (Julio Torres) to chłopak z kobaltowymi włosami, żyjący wśród rzeczy w różnych odcieniach niebieskiego, bo to kolor czekoladowego imperium jego rodziców. Kiedy go spotykamy, umawia się z przystojniakiem z imperium ciasteczkowego, a jednak z jakiegoś powodu nie wydaje się szczęśliwy i ma momenty kiedy znika dla całego świata pogrążony w myślach.
Úrsula (Cassandra Ciangherotti) i Tati (Ana Fabrega) to dwie siostry — jedna do bólu rozsądna, druga totalnie oderwana od rzeczywistości. Fabrega, która jest współautorką scenariusza wraz z Torresem, sobie napisała najlepszą rolę. Entuzjastycznie podchodząca do każdego zadania Tati daje radę się wyróżniać, nawet jeśli przyłożyć do niej bardzo wysokie tutejsze standardy dziwności. Tylko poczekajcie na jej romans z księciem z kreskówki…
Wszyscy razem stanowią rewelacyjną ekipę, bardzo szybko odnajdując fantastyczną chemię i energię, która dosłownie niesie serial. Ale odkrywanie mniejszych i większych dziwactw tej paczki to zaledwie początek frajdy. W sześciu odcinkach 1. sezonu (widziałam wszystkie) poznajemy całą galerię oryginałów, poczynając od kolejnych klientów Los Espookys, a kończąc na prezenterce telewizyjnej, która może, choć nie musi być robotem, egzystującej pośród różu ambasador USA oraz wujku Tico (Fred Armisen), parkingowym z zamiłowania, i powiązanej z nim postaci granej przez Carol Kane, której tożsamość niech pozostanie niespodzianką.
Los Espookys to coś dla fanów dziwnych pomysłów
"Los Espookys" to tysiąc dziwnych pomysłów, poskładanych w cudowną, świeżą sprawiającą tonę radości całość, która nie miała prawa działać, a jednak działa świetnie. Serial wypchany jest po brzegi absurdalnym humorem i uroczymi drobiazgami, wśród których młoda obsada porusza się z wdzięczną naturalnością.
Ci z was, którzy fanami horroru nie są, bez problemu znajdą tutaj coś dla siebie i nie muszą obawiać się, że będą straszeni bez potrzeby. To nie jest straszny serial, to lekka i przyjemna, ale zdecydowanie niegłupia komedia o spełnianiu nie zawsze oczywistych marzeń, poszukiwaniu siebie i tym wszystkim tym, co się robi, kiedy ma się 30 lat i niekoniecznie myśli o szybkim dorośnięciu. Tyle że dziejąca w trochę mniej typowych okolicznościach przyrody niż te, które oglądamy na co dzień.
Surrealistyczny światek "Los Espookys" wciągnął mnie do tego stopnia, że sześć półgodzinnych odcinków obejrzałam w jeden wieczór i wam najchętniej doradziłabym to samo, gdyby nie to, że HBO będzie pokazywać po jednym odcinku tygodniowo. Tryb netfliksowy sprawdziłby się w tym przypadku bardziej niż telewizyjny, bo serial rzeczywiście wkręca w okolicach połowy sezonu, kiedy już zdążymy zapoznać się z bohaterami i oswoić się z nietypowością ich świata.
Los Espookys — nietypowa komedia HBO
Dla ekipy Los Espookys nic nie jest niemożliwe. Nie ma barier, których ich wyobraźnia nie potrafi przeskoczyć. I dokładnie tak samo jest z twórcami serialu, którzy bez problemu potrafią nam sprzedać najbardziej odjechane pomysły, począwszy od przezabawnej historii wujka Tico, bardzo szczęśliwego z powodu bycia parkingowym, a skończywszy na dyskusjach z wewnętrznymi demonami, amerykańskich i latynoskich sposobach na biznes oraz poszukiwaniu sposobu na zdobycie wizy do USA. Klienci, którzy życzą sobie zainscenizować egzorcyzm albo inwazję kosmitów, to pikuś. Nasi bohaterowie funkcjonują w absurdzie na co dzień.
"Życie jest pełne niespodziewanych cudów" — mówi jeden z nich w finale sezonu. I dokładnie to samo można powiedzieć o współczesnej telewizji. Kiedy my jesteśmy zajęci czekaniem na kolejną "Grę o tron" albo inny gigantyczny projekt, który powali miliony widzów na kolana, pojawia się małe, skromne i pod każdym względem nadzwyczajne "Los Espookys", przypominając nam, że czasy pomysłowych, nieoczywistych i świeżych seriali wcale się nie skończyły.