"Castle" (4×19): Życie jest kruche
Andrzej Mandel
27 marca 2012, 19:57
"47 Seconds" nie wciska w fotel. Nie grzeszy też subtelnością. Ale ma w sobie coś takiego, że nie można się oderwać i zmusza do refleksji. Spoilery.
"47 Seconds" nie wciska w fotel. Nie grzeszy też subtelnością. Ale ma w sobie coś takiego, że nie można się oderwać i zmusza do refleksji. Spoilery.
Teoretycznie był to odcinek o zamachu bombowym nakręconym na żywo. I o tym, jak kruche jest ludzkie życie. Faktycznie, był to ważny motyw "47 Seconds", ale coś sprawiło, że akcenty się przesunęły w zupełnie inne miejsca.
Oczywiście, każdy, kto ogląda "Castle" przynajmniej w miarę regularnie, wie, jak ważny dla serialu jest wątek więzi między Castle'em a Beckett. Tych dwoje ma się ewidentnie ku sobie, ale żadne z nich nie umie tego sobie powiedzieć. Jedynym wyjątkiem była sytuacja, w której Kate leżała z pociskiem w piersi w odcinku "Knockout" i Rick dał się ponieść emocjom. Od tego czasu wątek ten był prowadzony tak, byśmy byli świadomi jego istnienia, ale tak naprawdę jakby go nie było. Aż do "47 Seconds" i uświadomienia Rickowi przez Marthę, że Kate nie będzie już bardziej gotowa.
Zanim jednak Rick zdążył cokolwiek zrobić, Kate przesłuchiwała podejrzanego i wyszło na jaw, że doskonale pamięta, co się działo w momencie, w którym była ciężko ranna, podczas gdy cały czas twierdziła, że ta chwila jest za mgłą amnezji. Dla naszego Ryśka był to ciężki moment, który doprowadził go do konkluzji, że był głupi. I natychmiast wdrożył inne traktowanie Kate. Mogę tylko powiedzieć, że niech tak trzyma, a Beckett sama do niego przyjdzie.
Nim jednak zrobimy z kryminału, jakim jest "Castle", kolejną telenowelę, warto zwrócić uwagę na sposób prowadzenia śledztwa (trochę zbyt dokładny ten GPS) i samą zagadkę kryminalną. Trzeba bowiem przyznać scenarzystom, że mimo kilku ewidentnych skrótów myślowych, które można spokojnie uznać za luki, poprowadzona jest ona bardzo ciekawie i przyzwoicie obrazuje sposób działania policji i innych służb w takiej sytuacji oraz motywacje osób stojących za tego typu wydarzeniami.
Nieźle także mylone są tropy, choć podpowiedź znajduje się w jednym ze sneak peeków, to i tak dopiero pod koniec odcinka uzyskałem pewność, że moje podejrzenia są słuszne. Wybujała ambicja to jednak bardzo zła rzecz. I taki jest najprostszy morał tego odcinka.
Jest jednak również głębszy morał i choć podawany łopatą, zmusza do refleksji. A przynajmniej zmusił mnie do przemyśleń nie tylko nad kruchością ludzkiego życia (te mam za każdym razem gdy jadę pociągiem czy samochodem, a już na pewno na rowerze ;)), ale także do tego czy dedukcja i logika na pewno powinny rządzić naszym myśleniem. Rick postawiony w sytuacji, w której wyszło na jaw, że Kate wie, że on ją kocha, ale nic z tym nie zrobiła, zastosował brzytwę Ockhama i uznał, że ona po prostu jest tym zmieszana. Nie wybrał opcji, jaką z pewnością podsuwały mu emocje – czyli rozmowy z nią. Zareagował prawidłowo, ale czy na pewno?
Przekonamy się o tym w następnych odcinkach. Liczę po cichu na to, że Rick utrzyma chłodny dystans i Kate sama do niego przyjdzie. Liczę też na to, że następne odcinki będą co najmniej równie dobre. Takie połączenia wątków osobistych z kryminalnymi lubię. I jedyne, czego się czepiam, to zbytnia łopatologiczność morałów, no ale cóż, Amerykanie to nie Rosjanie, a "Castle" to nie "Zbrodnia i kara".