"Jett" to pulpowa rozrywka na lato, która zyskuje dzięki Carli Gugino — recenzja serialu Cinemax
Marta Wawrzyn
15 czerwca 2019, 20:02
"Jett" (Fot. Cinemax)
Dziewięciogodzinny film klasy B, ale tym razem nie w męskiej obsadzie, tylko ze znakomitą aktorką w roli antybohaterki? "Jett" nie jest serialem wybitnym, ale z Carlą Gugino trafił w dziesiątkę.
Dziewięciogodzinny film klasy B, ale tym razem nie w męskiej obsadzie, tylko ze znakomitą aktorką w roli antybohaterki? "Jett" nie jest serialem wybitnym, ale z Carlą Gugino trafił w dziesiątkę.
Telewizja Cinemax wypuściła w ostatnich latach przynajmniej kilka świetnych, mocnych tytułów, jak "Banshee", "Strike Back" czy "Quarry". Wszystkie łączyło to, że pierwsze skrzypce grali w nich faceci. "Jett" pasuje do nich pod względem stylistyki — to również pulpowa zabawa motywami z kina klasy B — ale stawia dla odmiany na kobietę. I tak się składa, że w tym przypadku to strzał w dziesiątkę, bo Carla Gugino w roli Daisy "Jett" Kowalski, pięknej, niebezpiecznej i diabelnie skomplikowanej złodziejki, znacząco podnosi ocenę serialu, który bez niej byłby przeciętny.
Niesamowita Carla Gugino w serialu Jett
Jeśli oglądacie seriale, na pewno dobrze znacie tę aktorkę — czy to z roli popadającej w szaleństwo Olivii w "Nawiedzonym domu na wzgórzu", czy jako Kate z "Wayward Pines", Shelli z "Roadies" albo wcześniej Abby z "Californication". Właściwie ciągle ją widzimy w popularnych produkcjach, na małym i wielkim ekranie, a jednocześnie nikt nigdy nie pozwolił jej zabłysnąć w pierwszoplanowej roli, gdzie oczy zwrócone byłyby na nią i tylko na nią. "Jett" wreszcie dał jej taką rolę.
Po obejrzeniu pięciu odcinków (cały sezon składa się z dziewięciu) niestety wątpię, aby serialowa Jett miała zostać obsypana prestiżowymi nagrodami za tę rolę. To podobny przypadek co Michelle Dockery w "Good Behavior", czyli główna rola przerasta wszystko inne. Ale też muszę przyznać, że w produkcji stworzonej przez Sebastiana Gutierreza ("Węże w samolocie") Gugino błyszczy, kiedy tylko pojawia się na ekranie. I bynajmniej nie sprowadza się to do rewii mody i serii powłóczystych spojrzeń oraz dowcipnych odzywek. Daisy Kowalski to dużo bardziej złożona postać.
Już pierwszy odcinek (dostępny w HBO GO, kolejne co tydzień) wystarcza, żebyśmy zapoznali się bardzo dokładnie z jej poplątanym życiem. Pani Kowalski w dzień jest matką kilkuletniej Alice (Violet McGraw, czyli Nell z "Nawiedzonego domu na wzgórzu" — co za cudowny casting!), próbującą ze wszystkich sił wyjść na prostą po kilkuletnim pobycie w więzieniu, a po godzinach zamienia się w intrygującą królową nocy, która jest w stanie przekabacić każdego.
Choć ona sama najchętniej by już zerwała z tą drugą tożsamością, na dzień dobry otrzymuje propozycję nie do odrzucenia od lokalnego gangstera Charliego Baudelaire'a (Giancarlo Esposito). I tak oto ląduje w Hawanie, ubrana w niesamowitą zieloną suknię i zdeterminowana, żeby to był już ostatni raz. Pech chce, że wpada w ręce rywala Charliego, Milana Bestica (Greg Bryk), i wplątuje się w jeszcze większe kłopoty. Wszystko po to, by mieć co robić przez resztę sezonu.
Jett to kino klasy B w serialowym wydaniu
Jako serial akcji "Jett" wypada bardzo standardowo. Tu jeden barwny mafiozo, tam drugi, tu policjant obarczony żoną i kochanką, tam strażnik więzienny uginający się pod argumentem siły i jego małżonka, która także dowiaduje się, jak to jest żyć w świecie, gdzie każdy może przystawić ci pistolet do głowy. Serial zasiedla całe mnóstwo postaci, które niby egzystują w jakimś celu, ale niekoniecznie dlatego, że ich losy śledzi się z zainteresowaniem. "Jett" to plątanina wątków pobocznych i niestety ogromną większość z nich miałam ochotę zwyczajnie przewijać.
Bardzo dużo miejsca poświęcono Jackowi (Michael Aronov), gliniarzowi, który kiedyś romansował z Jett, a teraz zdradza żonę z koleżanką z pracy, Josie (Jodie Turner-Smith). Swój wątek ma syn Charliego, Charlie Jr. (Gentry White) i inni mniej i bardziej ważni pomagierzy mafii, których wymieniać nie ma sensu. Jakby tego było mało, Jett mieszka nie tylko z córką, ale także z tajemniczą kobietą o imieniu Maria (Elena Anaya), a do tego jeszcze przyjaźni się z niejaką Phoenix (Gaite Jansen). I wszyscy oni dostają swoje wątki, z których ani jeden nie dorównuje historii samej Jett.
Serial Sebastiana Gutierreza — który sam napisał i wyreżyserował całość — opiera się na schematach i ani przez sekundę tego nie ukrywa. Twórca potrafi świetnie bawić się konwencją mocnych, wypakowanych seksem i przemocą sensacyjniaków, jak również wkręcających thrillerów w stylu "Ocean's 11", ale potrafi też przestrzelić. Przede wszystkim jednak przestaje sprawiać frajdę w zasadzie zawsze kiedy tylko Carla Gugino znika z ekranu. Jedyną postacią będącą w stanie jej dorównać charyzmą jest Charlie Baudelaire — nawet jeśli to nie drugi Gus Fring, patrzenie na jego poczynania sprawia frajdę. Nieźle wypada Gil Bellows jako Evans, prawa ręka Bestica. Reszta towarzystwa zlewa się w pozbawioną wyrazu całość.
Jett — dajcie się oczarować Daisy Kowalski
Gutierrez lubi zabawy popkulturą i często stosuje sztuczki, które chronią nas przed zaśnięciem, na przykład dzieli ekran na pół albo zaczyna opowiadać historię od końca, by dopiero po jakimś czasie wyjaśnić, o co chodzi. Doceniam sprawność, z jaką to robi, zamieniając przeciętną fabułę w przyzwoitej jakości rozrywkę. Jestem zakochana w stylowej oprawie serialu i przyznaję, że nawet w słabszych momentach "Jett" znajduje sposoby, by przyciągnąć uwagę widza. Problem w tym, że patrząc z dystansu na pięć godzin spędzonych z serialem Cinemax, nie mogę pozbyć się wrażenia, że treści tam było może na pół dwugodzinnego filmu.
Ostatecznie jednak polecam machnąć ręką na dłużyzny, schematy i wątki postaci, które nas nie obchodzą, i dać się oczarować Carli Gugino. Gutierrez, który prywatnie jest jej facetem, stworzył Jett specjalnie dla niej i to widać. Gugino wygląda jeszcze bardziej obłędnie niż wszędzie indziej, ma najlepsze one-linery i rządzi na ekranie pod każdym względem, w zasadzie już w pierwszym odcinku budując skomplikowaną, charyzmatyczną i przyciągającą pod każdym względem postać.
Tak jak dla roli Michelle Dockery obejrzałam całe "Good Behavior", tak dla niej zobaczę do końca "Jett". Dokładnie tak jak tamten serial, to idealna rozrywka na lato — niby guilty pleasure, ale z dodatkiem czegoś więcej. Dockery nie do końca udało się przebić do świadomości masowego widza w roli niejednoznacznej pod każdym względem antybohaterki. Trzymam kciuki, żeby Gugino miała więcej szczęścia.