"Miasto na wzgórzu" to solidna propozycja dla fanów kryminałów ze społecznym zacięciem — recenzja serialu
Marta Wawrzyn
17 czerwca 2019, 22:14
"Miasto na wzgórzu" (Fot. Showtime)
Jeśli lubicie "The Wire", oldskulowe produkcje kryminalne i wolno rozwijające się fabuły, "Miasto na wzgórzu" to coś dla was. Na uwagę zasługuje też świetna obsada z Kevinem Baconem na czele.
Jeśli lubicie "The Wire", oldskulowe produkcje kryminalne i wolno rozwijające się fabuły, "Miasto na wzgórzu" to coś dla was. Na uwagę zasługuje też świetna obsada z Kevinem Baconem na czele.
W czasach kiedy w telewizji było już wszystko, trudno docenić takie seriale jak "Miasto na wzgórzu". Dwadzieścia lat temu taka mroczna, pełna moralnych szarości opowieść o skorumpowaniu i zepsuciu systemu to byłoby naprawdę coś, dziś to produkcja, którą już widzieliśmy w tej czy innej formie. A jednak trudno odmówić serialowi telewizji Showtime (w Polsce na HBO GO) oldskulowego uroku.
"Miasto na wzgórzu", stworzone przez Chucka MacLeana, a w gronie producentów mające także Bena Afflecka i Matta Damona oraz twórców "Oz", Toma Fontanę i Barry'ego Levinsona, zabiera widzów do Bostonu z początku lat 90. To czasy bardzo specyficzne dla tego miasta, znaczone przez przestępczość, korupcję i kolejne przemiany społeczne. I serial chętnie zagłębia się w szczegóły owej specyfiki, polegającej m.in. na bliskim sojuszu wymiaru sprawiedliwości z kryminalistami.
Lokalne układy i układziki postanawia rozwalić idealistyczny prokurator Decourcy Ward (Aldis Hodge znany z "Underground"), który zyskuje sojusznika w osobie pozbawionego jakichkolwiek złudzeń agenta FBI Jackiego Rohra (Kevin Bacon z solidnym wąsem). Na przestrzeni trzech odcinków (z dziesięciu), które do tej pory widziałam, panowie zamieniają się w klasyczny duet niedobranych stróżów prawa.
Świetny Kevin Bacon w serialu Miasto na wzgórzu
Pochodzący z Brooklynu Ward to outsider pod każdym względem. Jest młody, ambitny i zasadniczy, mieszka w perfekcyjnym domu z wspaniałą kobietą i wydaje się doskonałym kandydatem na gubernatora, a kiedyś może i prezydenta. Jeśli tylko będzie w stanie przebić się przez wszechobecny rasizm. Hodge ma trudniejsze zadanie niż Bacon, bo musi wnieść życie w postać, która z definicji jest bardziej sztywna i nudna. I daje radę, choć to nie on tutaj ściąga najczęściej uwagę.
Tym, którego instynktownie się lubi — bo to po prostu swój chłop albo jak wolicie klasyczny antybohater — jest Rohr. Pełen chropowatego uroku rozpustnik, rasista, łapówkarz i zwolennik starych metod, a do tego człowiek-legenda z powodu pewnej dawnej sprawy, bywalec wszystkich barów w Bostonie i glina, który wszystko już w życiu widział. Zdradza żonę, wciąga publicznie kokainę i przesadza z piciem, ale ma także wiele zalet, na czele z taką, że jest naprawdę dobry w swoim fachu.
Razem z Wardem tworzą dynamiczne duo, a wśród ich przekomarzań toczy się historia o rabusiach, policjantach i codziennym funkcjonowaniu w chorym systemie. Historia, którą znamy aż za dobrze, nawet jeśli widzieliśmy w życiu tylko jeden serial, a tym serialem było "The Wire". Elementy składowe są bardzo podobne.
Serial Miasto na wzgórzu przypomina The Wire
Dokładnie tak jak Baltimore z kultowej produkcji HBO, Boston z "Miasta na wzgórzu" jest chorym organizmem, który wciąga i zaraża poszczególne jednostki. Ward i Rohr już w pilocie zaczynają interesować się serią kradzieży samochodów, których dokonują bracia Ryanowie, Frankie (Jonathan Tucker) i Jimmy (Mark O'Brien). Sprawa ma okazać się większa niż wygląda i doprowadzić do ujawnienia w Bostonie afery na styku świata przestępczego i politycznego.
W trzech powoli toczących się odcinkach znaleziono miejsce na zarysowanie głównego wątku śledztwa, jak i całego szeregu pobocznych historii poszczególnych bohaterów. Dość dokładnie poznajemy Jenny Rohr (Jill Henessy), która spędza dużo czasu, przebijając się bez większych skutków przez schemat pt. "zdradzana żona". Swoje momenty mają także Cathy (Amanda Clayton), małżonka Frankiego Ryana, Rachel (niełatwa do rozpoznania Sarah Shahi), członkini ekipy Rohra i Warda, oraz barwny pastor, w którego wciela się Seth Gilliam.
"Miasto na wzgórzu" nie ma zwyczaju się spieszyć ani przejmować się własną wtórnością. To kablówkowy serial "starej daty", który buduje swój świat z drobiazgowością godną powieści pozytywistycznej, a jednocześnie bez takiej finezji jak jego znakomici poprzednicy. Czy widzowie zostaną nagrodzeni za cierpliwość, okaże się pewnie dopiero w finałowych odcinkach. Na razie jest co najwyżej nieźle.
Jeśli jednak lubicie takie produkcje jak "The Wire" czy "Oz", nie ma powodu, dla którego nie mielibyście dać się w to wkręcić. Produkcja telewizji Showtime jest ze wszech miar solidna, klimatyczna, ładnie nakręcona i zagrana prawdopodobnie lepiej, niż scenariusz na to pozwala. Bacon z miejsca wchodzi w skórę swojego skomplikowanego pod względem moralnym i wieloma innymi agenta, Hodge wnosi życie w postać Warda, a do tego mamy kilka dobrych występów na drugim planie.
"Miasto na wzgórzu" Ameryki nie odkrywa i raczej już nie odkryje. Ale powinno spodobać się fanom ambitnych produkcji kryminalnych ze społeczno-politycznym zacięciem i zamiłowaniem do moralnych szarości. Dajcie mu tylko trochę czasu.