"Legion" to terapeutyczne przeżycie — Lauren Tsai, czyli serialowa Switch opowiada nam o 3. sezonie
Mateusz Piesowicz
26 czerwca 2019, 22:03
"Legion" (Fot. FX)
Od gwiazdy japońskiego reality show do roli w "Legionie". Z Lauren Tsai, która w finałowym sezonie serialu zagrała Switch, mieliśmy okazję porozmawiać przed jego polską premierą.
Od gwiazdy japońskiego reality show do roli w "Legionie". Z Lauren Tsai, która w finałowym sezonie serialu zagrała Switch, mieliśmy okazję porozmawiać przed jego polską premierą.
Jeśli nie jesteście fanami japońskiego reality show "Terrace House" (swoją drogą dostępnego na Netfliksie) – a zakładam, że nie jesteście – to nazwisko Lauren Tsai nie może wam wiele mówić. Ta sytuacja powinna jednak wkrótce ulec zmianie, bo 21-letnia amerykańska modelka, ilustratorka i aktorka ma już za sobą serialowy debiut. I to od razu w znaczącej roli w "Legionie", czyli produkcji, której czytelnikom Serialowej nie trzeba przedstawiać.
Jej trzeci i zarazem ostatni sezon (nasza recenzja tutaj) startuje na FOX Polska 27 czerwca o godz. 23:00, a już teraz możemy wam zdradzić, że istotną częścią premierowego odcinka będzie niejaka Switch. Nowa mutantka o niezwykłych umiejętnościach ma pomóc Davidowi (Dan Stevens) w realizacji jego tajemniczego planu, a że główny bohater to teraz hipisowski guru, po którym nie wiadomo, czego się spodziewać, zapowiada się ciekawie. Jaką rolę odegra w tym wszystkim Switch i skąd w ogóle wzięła się w "Legionie" Lauren Tsai?
Lauren Tsai – Switch z 3. sezonu serialu Legion
Rola w "Legionie" to twój aktorski debiut. W jaki sposób ją dostałaś?
Lauren Tsai: Przesłuchanie załatwiła mi moja agencja w Los Angeles, ale że mieszkałam wówczas w Tokio, porozumiewaliśmy się mailowo. Nagrałam wideo na iPhonie, wysłałam i okazało się, że Noah Hawley, showrunner "Legionu", bardzo je polubił. Dostałam potem od niego konkretną scenę do zagrania i nagrałam ją znowu na smartfonie w pokoju hotelowym. Pomagała mi mama. Parę tygodni później dowiedziałam się, że mam tę rolę, przeniosłam się do Los Angeles i tak się wszystko zaczęło.
Czyli dostałaś rolę… i co dalej? Jak to jest debiutować na małym ekranie?
To niesamowite doświadczenie. Od pierwszego do ostatniego dnia na planie miałam wrażenie, że śnię. Właściwie ciągle mam. Do tego miałam szczęście, bo trafiłam w fantastyczne środowisko ludzi obdarzonych pasją do tego, co robią i ogromnym talentem. Codziennie uczyłam się czegoś nowego, odnajdując też w sobie pokłady pewności siebie, których potrzebowałam, by dobrze wyrazić swoją postać. To było niezwykłe sześć miesięcy. Cztery. Pięć. Coś koło tego [śmiech].
Skoro tak ci się spodobało, to pewnie chcesz kontynuować aktorską karierę? Czy może to tylko jednorazowa sytuacja?
Tak naprawdę myślałam o aktorstwie, już będąc znacznie młodszą, szczególnie w szkole podstawowej. Potem jednak przyszła szkoła średnia, gdy mocno w siebie zwątpiłam. Zaczęłam się obawiać tego, jak postrzegają mnie ludzie, nie chciałam być oceniana, bałam się, że wypadnę źle. Dlatego porzuciłam wcześniejsze marzenia. Teraz myślę, że rola w "Legionie" może otworzyć mi drzwi do rzeczy, które kiedyś kochałam. I naprawdę chcę podążać tą ścieżką.
Wybranie akurat tego serialu na debiut to jednak odważny ruch. Znałaś "Legion" przed dostaniem się na casting?
Wiedziałam, że taki serial istnieje, bo kilkoro moich przyjaciół go oglądało, ale sama go nie widziałam. Gdy więc dostałam rolę, urządziłam sobie binge-watching pierwszego i drugiego sezonu, wszystko w ciągu tygodnia. To było… bardzo intensywne przeżycie [śmiech]. Na pewno jedyne w swoim rodzaju. A myśl, że będę w kolejnym sezonie – to brzmiało jak sen!
Nie ma drugiego takiego serialu, to na pewno. Co cię w nim najbardziej urzekło?
Jestem ilustratorką, od dziecka uwielbiałam rysować i sądzę, że moje ilustracje mają w sobie jakiś pierwiastek surrealizmu. Gdy więc oglądałam serial, zwróciłam uwagę, że jego wizualny styl mi bardzo odpowiada. Zaczęłam interpretować to, co widziałam na swój sposób i myślę, że to właśnie jeden z najpiękniejszych aspektów oglądania "Legionu" – można się dosłownie zatopić w tym szaleństwie.
Wiedziałaś już zatem, w czym będziesz brała udział. A jak wyglądało wejście na plan? Stres czy pełen luz?
Byłam okropnie zdenerwowana! Pamiętam, że pierwszego dnia weszłam do łazienki i po prostu gapiłam się w swoje odbicie w lustrze, próbując uspokoić oddech. "Nie zapomnij kwestii, nie zapomnij kwestii" – praktycznie cały czas tłukło mi się po głowie. Na początek miałam zdjęcia z Danem [Stevensem], który na szczęście okazał się fantastycznym partnerem. Tak jak inni aktorzy, ekipa, reżyserzy, scenarzyści, wszyscy zaangażowani w serial byli bardzo pomocni i wyrozumiali. Panowała tak ciepła atmosfera, że szybko poczułam się jak w domu.
Nie mogę nie spytać o Noah Hawleya, którego uważam za jednego z niewielu wizjonerów we współczesnej telewizji. Jak się z nim pracowało?
Och, Noah jest absolutnie niesamowity. Ostatniego dnia zdjęć wysłał nam wszystkim maila na zakończenie serialu i to była jedna z najbardziej poruszających wiadomości, jakie kiedykolwiek dostałam. Ma prawdziwy dar do używania słów wyrażających uczucia, o jakich nawet bym nie pomyślała. I przekłada to na serial, łącząc jego wizualne aspekty z głębokim zrozumieniem wszystkich postaci. Myślę, że to wyjątkowy sposób na opowiadanie historii.
A gdzie w tym wszystkim miejsce dla twojej bohaterki? Jaką rolę ma do odegrania Switch?
Cóż, Switch to taka nowa dziewczyna, która mocno namiesza. Potrafi podróżować w czasie, co bardzo pociąga Davida. On widzi w niej szansę na to, by naprawić pewne stare sprawy. Ale Switch to przede wszystkim bardzo młoda dziewczyna, która wciąż uczy się swoich mocy, jest zatopiona we własnych myślach i próbuje znaleźć swoje miejsce w prawdziwym świecie. Z jednej strony mamy tu więc Davida, który chce wykorzystać ją w swej misji, a z drugiej Switch – próbującą się dopasować, prawdziwą osobę, która potrzebuje ciepła, troski, miłości. To bardzo ciekawa i dynamicznie zmieniająca się relacja.
Miałaś w tym wszystkim o tyle utrudnione zadanie, że Switch to postać stworzona specjalnie na potrzeby serialu. Gdzie szukałaś inspiracji do jej zagrania?
To była dla mnie niezwykła okazja, by przedstawić ludziom postać, której nigdy wcześniej nie widzieli w żadnym komiksie. Tym bardziej że mogłam się z nią naprawdę utożsamić, rozumiejąc wiele rzeczy, jakie odczuwała. Bycie wyrzutkiem, poczucie wyobcowania, wrażliwość – wszystko to znałam z własnych doświadczeń. Aktorstwo dało mi więc nie tylko szansę na nabranie pewności siebie w wyrażaniu emocji przy innych ludziach, ale również możliwość zajrzenia w głąb siebie. Spojrzenia na przeszłość, którą odrzuciłam w kąt i refleksji nad moim życiem. Praca przy "Legionie" była bardzo emocjonalną podróżą, wręcz terapeutycznym przeżyciem, podobnym do tego, jakie dają mi moje rysunki.
Co do rysunków – w swojej pracy jako ilustratorka miałaś już do czynienia z Marvelem [Lauren Tsai tworzyła okładki do komiksów, m.in. "Captain Marvel" i "West Coast Avengers"]. Planujesz to kontynuować?
Tak, pracowałam z nimi w przeszłości i gdybym znów miała do tego okazję, na pewno bym skorzystała. Obecnie zajmuję się wieloma projektami, akurat niezwiązanymi z Marvelem, ale ledwie tydzień temu byłam w ich nowojorskiej siedzibie, by udzielić kilku wywiadów i pomyślałam, że gdyby udało się nam nawiązać artystyczną współpracę, byłoby fantastycznie.
Na koniec najtrudniejsze pytanie: czego możemy się spodziewać po ostatnim sezonie "Legionu"? Tylko własnymi słowami, bez wyuczonych formułek poproszę!
O rany. Czego się spodziewać? Myślę, że w przypadku "Legionu" trudno spodziewać się czegokolwiek i pierwsze dwa sezony to dobrze pokazały. Ale sądzę, że na pewno możecie oczekiwać… zakończenia. Wiele seriali pozostawia po sobie otwarte furtki, a w tym przypadku każdy dostanie jakąś konkluzję. To ekscytujące, wiedzieć że nieodwołalnie zbliża się koniec. A po drodze zobaczycie jeszcze kompletnie inne oblicze Davida, kompletnie inne oblicze Syd, właściwie wszystkich. Poza Switch, bo jest nowa. Ale podróż będzie niezapomniana.