"Stranger Things 3" — jak wam się podobał twist z Robin z 7. odcinka?
Marta Wawrzyn
6 lipca 2019, 11:02
"Stranger Things" (Fot. Netflix)
Grana przez Mayę Hawke Robin okazała się pełna niespodzianek. 7. odcinek 3. sezonu "Stranger Things" zaskoczył pewnie wielu widzów, którzy spodziewali się innego rozwoju jej wątku. Uwaga na spoilery.
Grana przez Mayę Hawke Robin okazała się pełna niespodzianek. 7. odcinek 3. sezonu "Stranger Things" zaskoczył pewnie wielu widzów, którzy spodziewali się innego rozwoju jej wątku. Uwaga na spoilery.
Tak jak pisałam w mojej recenzji 3. sezonu "Stranger Things", Maya Hawke jako Robin to dla mnie jedna z najlepszych niespodzianek. Ale, jak wielu widzów, podejrzewałam, że jej wątek potoczy się w zupełnie kierunku.
Stranger Things 3 — fantastyczny duet Robin i Steve
Ten kierunek to oczywiście romans ze Steve'em (Joe Keery), który zmienił się bardzo na przestrzeni trzech sezonów, by stać się jedną z moich ulubionych postaci. Kiedyś wrzucony w trójkąt miłosny z Nancy (Natalia Dyer) i Jonathanem (Charlie Heaton), w 2. i 3. sezonie stanął na własnych nogach i przestał być tym popularnym palantem ze szkoły średniej, na którego kreowano go na początku. Można wręcz powiedzieć, że jego sytuacja odwróciła się o 180 stopni, bo kiedy kończysz liceum i lądujesz w pracy w lodziarni zamiast na studiach, to znak, że coś poszło nie tak.
I dokładnie tak traktuje go na początku Robin — dokucza mu jak mała dziewczynka, bo widzi, że teraz to ona jest górą. W prawdziwym świecie takie "prymitywne koncepty" (dzięki, Dustin) jak popularność nie mają znaczenia, ale już to, że znasz kilka języków obcych, może ci pomóc. Można odnieść jednak wrażenie, że ona tak naprawdę długo podkochiwała się w chłopaku z najbardziej boskimi włosami na świecie i mści się na nim za to, że jej kiedyś nie chciał. Ale w sumie wciąż go lubi i on ją też zaczyna lubić. A dalej już tylko… happy end?
Robin to pierwsza postać LGBTQ w Stranger Things
Prawda okazuje się bardziej skomplikowana i wychodzi na jaw w 7. odcinku, podczas jakże radosnych wspólnych wymiotów na podłodze łazienki w kinie, po tym jak nasz duet uciekł, wciąż mocno naćpany, z rąk złych Rosjan. Kiedy Steve decyduje się jej powiedzieć, że zaczyna się w niej zakochiwać, Robin też mówi prawdę: jest lesbijką, a w liceum ciągle patrzyła w jego kierunku, bo podkochiwała się w nim Tammy Thompson, dziewczyna, która jej się spodobała.
— Chciałam, żeby ona spojrzała na mnie. Ale ona nie mogła oderwać oczy od ciebie i twoich głupich włosów. Nie rozumiałam tego, bo potrafiłeś nakruszyć bajglem na całej podłodze. I zadawałeś głupie pytania. I byłeś palantem. I nawet jej nie lubiłeś. Szłam do domu i po prostu krzyczałam w poduszkę — wyznaje ze łzami Robin.
Steve po pierwszym szoku ("Ale Tammy Thompson jest… dziewczyną") reaguje jak naprawdę dobry przyjaciel i nie komentując jej orientacji seksualnej wprost, zapewnia ją, że jest naprawdę świetną dziewczyną i tylko szkoda, że zmarnowała czas na taką frajerkę jak Tammy Thompson.
"Stranger Things" dobrze sobie poradziło z potencjalnymi komplikacjami związanymi z młodzieżowym coming outem, stawiając na to co zawsze: siłę przyjaźni. Oczywiście pytanie brzmi, czy w latach 80. rzeczywiście to by tak wyglądało (na pewno w latach 80. ludzie palili tyle co Hopper), czy jednak Steve zareagowałby dużo mniej elegancko, nawet gdyby był pełen najlepszych chęci.
Ale "Stranger Things" to nie dokument o latach 80., tylko popkulturowa błyskotka, w której obok odniesień do filmów z tamtych czasów ważną rolę odgrywają przyjaźnie, najpierw typowo dziecięce, a ostatnio przechodzące w młodzieżowe. Trudnych kwestii związanych z dorastaniem i odkrywaniem swojej seksualności może pojawić się w serialu więcej — zwróciliście uwagę na minę Willa (Noah Schnapp), kiedy Mike (Finn Wolfhard) na niego krzyczał, że nie lubi dziewczyn?