Emmy 2019: Nasze nominacje dla aktorów z seriali dramatycznych
Redakcja
8 lipca 2019, 20:05
Fot. FX/AMC/NBC
W połowie lipca Akademia Telewizyjna ogłosi nominacje do nagród Emmy, a oto nasze typy. Spośród aktorów z seriali dramatycznych doceniamy m.in. Billy'ego Portera z "Pose", Asę Butterfielda z "Sex Education" i podwójnego J.K. Simmonsa z "Odpowiednika". Przypominamy, że wybieramy tylko z puli aktorek i aktorów, którzy zostali zgłoszeni do Emmy, w takich kategoriach, w jakich ich zakwalifikowano. Wszystkie nasze nominacje znajdziecie tutaj.
W połowie lipca Akademia Telewizyjna ogłosi nominacje do nagród Emmy, a oto nasze typy. Spośród aktorów z seriali dramatycznych doceniamy m.in. Billy'ego Portera z "Pose", Asę Butterfielda z "Sex Education" i podwójnego J.K. Simmonsa z "Odpowiednika". Przypominamy, że wybieramy tylko z puli aktorek i aktorów, którzy zostali zgłoszeni do Emmy, w takich kategoriach, w jakich ich zakwalifikowano. Wszystkie nasze nominacje znajdziecie tutaj.
Asa Butterfield, Sex Education
"Sex Education" to jedna z najlepszych niespodzianek tego sezonu, a Asa Butterfield jest dla nas jednym z największych objawień aktorskich. Choć pewnie nie powinniśmy być zaskoczeni, bo brytyjski 22-latek zagrał już kilka większych ról, m.in. w takich filmach, jak "Hugo i jego wynalazek" czy "Gra Endera". Wciąż jednak trudno przejść do porządku dziennego nad naturalnością, z jaką porusza się po potencjalnie grząskim gruncie w komediodramacie Netfliksa o seksie wśród młodzieży.
Butterfield z wielkim wyczuciem portretuje Otisa, nastoletniego bohatera, którego sam scharakteryzował jako "zawodowego prawiczka, kompletne modowe zero i guru seksu". Błyszczy w momentach komediowych, co chwila nas rozbrajając jako Otis nieporadnością w kwestiach damsko-męskich, połączoną z imponującą wiedzą o seksie, jaką można mieć chyba tylko dzięki takiej matce jak Gillian Anderson. I ma do zagrania także sporo momentów dramatycznych, bo jego bohater to typ szkolnego outsidera; dzieciak, który czuje się inny, i nie jest mu z tym najlepiej.
Scenariusz pozwala Butterfieldowi płynnie przechodzić od komedii do dramatu i z powrotem, a on wykorzystuje każdą szansę, pokazując wielką wrażliwość aktorską. Ten chłopak po prostu błyszczy i chociaż raczej nie ma szans na prawdziwą nominację (jest za młody, a do tego "Sex Education" to produkcja dla młodzieży, czyli "niepoważna"), dla nas jest fantastycznym odkryciem. [Marta Wawrzyn]
Bob Odenkirk, Better Call Saul
Trzykrotnie był już nominowany do Emmy za tę rolę Bob Odenkirk, za każdym razem będąc jednak zmuszony uznać wyższość konkurentów. Do czterech razy sztuka? Niewykluczone, tym bardziej że w 4. sezonie "Better Call Saul" przeszedł samego siebie, czyniąc przemianę Jimmy'ego McGilla w Saula Goodmana fascynującą i bolesną jednocześnie.
Fascynującą, bo krok po kroku oglądaliśmy, jak poczciwy Jimmy traci siły do dalszej walki ze swoim ponurym alter ego, stopniowo pogrążając się w tym stereotypowym wyobrażeniu na swój temat, od którego chciał tak bardzo uciec. Bolesną, bo na naszych oczach znikał człowiek, którego przez lata zdążyliśmy naprawdę mocno polubić, wierząc, że jego dobra strona może jednak zatriumfować w tej nierównej walce. Nie może. Nie teraz. Może nigdy. Niby o tym wiedzieliśmy, a i tak daliśmy się nabrać.
W tym natomiast ogromna zasługa Boba Odenkirka, któremu znakomitego występu pogratulowałby pewnie nawet Saul Goodman (w tym przypadku to komplement). A docenić go trzeba tym bardziej, że przemiana jego bohatera nie nastąpiła ot tak, jak za pstryknięciem palców. To nie był jeden, definiujący moment załamania, ale cała ich seria, raz większych, raz mniejszych, które w końcu złożyły się na wyjątkowo gorzki obraz człowieka upadłego.
Przynajmniej w naszej ocenie, bo oczywiście Saul, który przecież dopiero wkracza na scenę, myśli z pewnością coś innego. Już nie możemy się doczekać, by zobaczyć, jak przedstawi to na ekranie Bob Odenkirk. Coś nam mówi, że wtedy też skończy się nominacją do Emmy. [Mateusz Piesowicz]
Wyatt Russell, Lodge 49
Pamiętacie "Lodge 49", dziwny serial AMC o surfingu, śmierci i poszukiwaniu siebie w słonecznej Kalifornii? Jeśli nie, to zajrzyjcie na Amazon Prime Video i jak najszybciej nadróbcie 1. sezon. Do nominacji w "głównej" kategorii ta produkcja co prawda się nie załapała nawet u nas, ale nie mogliśmy nie docenić Wyatta Russella za rolę Duda, surfera na życiowych rozdrożach.
Syn bardzo znanej pary (Kurta Russella i Goldie Hawn) nie tylko czuje się jak ryba w wodzie w specyficznym klimacie serialu, ale też na przestrzeni dziesięciu odcinków z kolesia, którego aż chciało się zaklasyfikować jako "typowego luzaka" (ewentualnie drugiego Big Lebowskiego), tworzy zadziwiająco skomplikowaną postać. Dud nie jest żadnym życiowym fajtłapą, nie jest też gościem, któremu na niczym nie zależy, tylko człowiekiem potłuczonym przez życie i niezdolnym iść dalej po śmierci ojca.
Poznajemy go kiedy dryfuje przez życie, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, i przypadkiem trafia do specyficznej loży czy też bractwa, które pomaga mu przetrwać najgorsze momenty i odnaleźć jakąś utraconą cząstkę siebie. A potem robi się tylko dziwniej i dziwniej. "Lodge 49" jest specyficzną opowieścią o żałobie, terapii i poszukiwaniach egzystencjalnych, a Russell wypada fantastycznie, nieważne, w jak odjechane rejony skręca ta opowieść. [Marta Wawrzyn]
Billy Porter, Pose
Dynamit. Sceniczna eksplozja. Żywioł. Petarda. Nazywajcie występ Billy'ego Portera w "Pose" jak tylko chcecie, i tak nie zdołacie nawet w małej części uchwycić dzikiej energii, jaka biła z niego, gdy tylko pojawiał się na balowej estradzie w roli ekstrawaganckiego mistrza ceremonii Pray Tella. Energii, która sprawiała, że pośród tryskającego setkami kolorów, pełnego wymyślnych strojów, wyszukanych gestów i dokładnie zaplanowanych póz spektaklu i tak wzrok przyciągał głównie on.
I tylko to w zupełności by wystarczyło, żeby broadwayowska gwiazda, dla której "Pose" jest pierwszym znaczącym występem w telewizji, zwróciła na siebie uwagę. Ale to wcale nie znaczy, że na tym się skończyło. Ba, jak się miało okazać, bale były zaledwie początkiem, bo Pray Tell miał dopiero odsłonić przed nami swoje prawdziwe oblicze. Znacznie skromniejsze i już nie tak wybuchowe, ale za to o wiele bardziej emocjonalne. Na tyle, że trudno było przy nim powstrzymać łzy.
Trudno też wymyślić lepszą kandydaturę do zagrania tej roli, więc wypada tylko pogratulować specjalistom od castingu, że na nią wpadli. Czy Pray Tell w innym wykonaniu miałby rację bytu, nie wiemy, ale nie mamy wątpliwości, że kreację Billy'ego Portera zapamiętamy na bardzo długo jako jedną z tych, które poruszały nas na bardzo różne sposoby, ale zawsze skutecznie.
Nie wyobrażamy sobie zatem, by Akademia Telewizyjna mogła go w swoich wyborach pominąć, a do tego mamy nadzieję, że rola w "Pose" to tylko początek. Bo telewizja potrzebuje właśnie takich ludzi – wyrazistych, żywiołowych, charyzmatycznych, przyciągających wzrok, a gdy trzeba, wzruszających do głębi. [Mateusz Piesowicz]
Sterling K. Brown, This Is Us
"This Is Us" w 3. sezonie nie było w najlepszej formie, a wątek Randalla, Beth i kampanii politycznej w mieście, w którym nawet nie mieszkają, miał kuriozalne momenty. Wielkie emocje niestety często wynikały ze scenariuszowych bzdurek i sytuacji, które średnio pasowały do bohaterów, ale… nie zmienia to faktu, że Sterling K. Brown grał wszystko jak z nut, jak zawsze zapewniając nam niezły roller-coaster.
Chcąc nie chcąc, emocjonowaliśmy się więc wątkiem małżeństwa, które jest jak trener Taylor i Tami z "Friday Night Lights" — nie wolno ich rozdzielać pod żadnym pozorem — i podziwialiśmy oboje aktorów, że są w stanie tyle z tego wycisnąć. Randall pokazał w tym sezonie wiele twarzy i choć nie wszystkie były najpiękniejsze, trudno było oderwać wzrok od Browna. Co jest normą od 1. sezonu, a ostatnio głównym powodem, dla którego jeszcze oglądamy "This Is Us".
Dwukrotny laureat Emmy kolejną nominację naszym zdaniem na jak w banku, a i zwycięstwo nas nie zdziwi. [Marta Wawrzyn]
J.K. Simmons, Odpowiednik
Czy można znaleźć uznanie w oczach akademików, jeśli występuje się w skasowanym serialu? Skoro ci nie zdecydowali się docenić świetnej podwójnej roli J.K. Simmonsa nawet gdy "Odpowiednik" jeszcze trwał, to odpowiedź nasuwa się sama. My jednak nie będziemy wybrzydzać, zwłaszcza że konkurencja wśród panów w dramatach nie jest największa i na jej tle ten występ bez dwóch zdań się wyróżnia.
A przecież Simmons stanął w 2. sezonie przed jeszcze trudniejszym wyzwaniem, musząc nie tylko przekonująco wcielić się w dwóch Howardów Silków, ale dodatkowo wiarygodnie poudawać jednego z nich, będąc tak naprawdę tym drugim. Brzmi skomplikowanie, prawda? To teraz pomyślcie, że mielibyście to zagrać.
J.K. Simmons poradził sobie z tym zadaniem znakomicie, przechodząc przy okazji podwójną przemianę, gdy przebywający w nie swoich światach Howardowie stopniowo odkrywali w sobie cechy tego drugiego. Aż do czasu, gdy musieli ponownie stanąć ze sobą twarzą w twarz, będąc już jednak zupełnie innymi ludźmi, niż gdy ich poznaliśmy.
Pozostaje tylko żałować, że dalszego ciągu ich historii już niestety nie zobaczymy. Mamy jednak nadzieję, że to samo nie tyczy się J.K. Simmonsa w jakimś telewizyjnym wcieleniu. [Mateusz Piesowicz]
Stephan James, Homecoming
"Homecoming" to w dużym stopniu Julia Roberts Show, ale… nie tylko. Stephan James w roli Waltera Cruza, młodego żołnierza, który znalazł się w specyficznym ośrodku, próbując sobie poradzić z PTSD i powrócić do normalnego życia, absolutnie jej nie ustępuje. Razem tworzą duet, od którego trudno oderwać wzrok, zwłaszcza że ich relacja — terapeutka i pacjent, ale z czasem też coś więcej — okazuje się dużo bardziej zniuansowana, niż mogliśmy podejrzewać.
To rola poruszająca, bo kameralna, intymna, oparta na prostych środkach, a także wielkiej wrażliwości i otwartości. Dużą część "Homecoming" wypełniają rozmowy, zmuszające widza do myślenia, łączenia faktów, doszukiwania się emocji i znaczeń poukrywanych gdzieś między słowami. A James w tę terapię wkracza odważnie całym sobą, z czasem odsłaniając coraz więcej trudnych prawd o swoim bohaterze.
Choć James zdobył już nominację do Złotego Globu za "Homecoming", tutaj prawdopodobnie będzie mu trudniej, bo Akademia Telewizyjna woli wielkie występy gwiazd niż subtelne role mało znanych 25-letnich aktorów. Liczymy jednak, że tym razem reguły zostaną złamane, bo "Homecoming" to teatr (przynajmniej) dwojga aktorów. [Marta Wawrzyn]