"Wielkie kłamstewka" miały problemy za kulisami. Dlaczego w 2. sezonie nie wszystko wyszło jak powinno?
Marta Wawrzyn
13 lipca 2019, 14:02
"Wielkie kłamstewka" (Fot. HBO)
Czemu 2. sezon "Wielkich kłamstewek" ma krótkie odcinki i sprawia wrażenie montowanego na szybko? Serial miał kłopoty za kulisami — odsunięto reżyserkę i do akcji wkroczył Jean-Marc Vallée.
Czemu 2. sezon "Wielkich kłamstewek" ma krótkie odcinki i sprawia wrażenie montowanego na szybko? Serial miał kłopoty za kulisami — odsunięto reżyserkę i do akcji wkroczył Jean-Marc Vallée.
1. sezon serialu "Wielkie kłamstewka" pod każdym względem przypominał oscarowy film. Jean-Marc Vallée stworzył unikalny styl wizualny, będący jednym z głównych powodów, dla których serial miał bardzo wysokie oceny. W 2. sezonie Vallée nie powrócił jako reżyser, a jego miejsce zajęła Andrea Arnold ("Transparent", "I Love Dick"), której zadaniem było zrobienie nowych odcinków po swojemu.
Wielkie kłamstewka sezon 2 — kłopoty za kulisami
Arnold dostała wolną rękę i coś najwyraźniej poszło nie po myśli HBO i producentów serialu. IndieWire opisuje problemy zakulisowe, które "Wielkie kłamstewka" miały pod koniec 2018 roku. Showrunner David E. Kelley i HBO odebrali Arnold kontrolę nad nakręconymi już odcinkami i przekazali je w ręce Jeana-Marca Vallée, którego zadaniem było przemontowanie ich tak, żeby przypominały swoim stylem 1. sezon.
Według źródeł IndieWire taki był plan od początku — Vallée, który tego sezonu nie reżyserował, ale pozostał producentem, miał włączyć się pod koniec do pracy i ujednolicić oba sezony. Wszystko dlatego, że Kelley, który jest starym wyjadaczem w branży telewizyjnej, działa zgodnie z przekonaniem, że seriale powinny mieć swój własny styl i ton, a nie być miejscem popisów kolejnych reżyserów. To pozwala zachować spójność w obrębie całości, a nie tylko sezonu.
Andreę Arnold zatrudniono, ponieważ Vallée zajęty był "Ostrymi przedmiotami". Zarówno reżyser, jak i showrunner wierzyli przed rozpoczęciem zdjęć, że styl Arnold jest na tyle podobny do tego, co robi Vallée, iż nie będzie problemy z ujednoliceniem obu sezonów w postprodukcji. Ostatecznie Arnold okazała się prawdopodobnie zbyt niekonwencjonalnym wyborem dla "Wielkich kłamstewek".
Problemy zaczęły się już po nakręceniu całości, kiedy to Arnold zabrała się za montowanie nakręconego materiału ze swoją ekipą w Londynie. Gotowy produkt miał nie podobać się HBO i Kelleyowi do tego stopnia, że Vallée dostał zadanie przemontowania odcinków — co robił również z własną ekipą w Montrealu. Dodatkowo w lutym tego roku zarządzono jeszcze 17 dni zdjęciowych, podczas których stery przejął już kanadyjski reżyser.
Wielkie kłamstewka — 2. sezon montowało 11 osób
2. sezon "Wielkich kłamstewek" miał łącznie 11 montażystów. Odcinki, oparte na 60-stronicowych scenariuszach, miały być początkowo znacznie dłuższe, ale pokrojono je do tego stopnia, że większość liczy po 40 minut. Pousuwano sceny, które miały pogłębić postacie i "efemeryczne rzeczy", będące znakiem firmowym Andrei Arnold.
Reżyserka odmówiła komentarza w sprawie zakulisowych dramatów w "Wielkich kłamstewkach", ale anonimowe źródła twierdzą, że była załamana i zaskoczona tym, co się wydarzyło. W trakcie zdjęć i zaraz po ich zakończeniu jej pracę chwaliły zarówno aktorki, jak i producenci, włącznie z Kelleyem.
Nie zmieniło się to zresztą także teraz, przynajmniej oficjalnie. Na artykuł IndieWire HBO odpowiedziało takim oto oświadczeniem:
Nie byłoby 2. sezonu "Wielkich kłamstewek" bez Andrei Arnold. My w HBO, a także producenci są niezwykle dumni z jej pracy. Z każdym telewizyjnym projektem jest tak, że producenci wykonawczy pracują wspólnie nad serialem. I uważamy, że finalny produkt mówi sam za siebie.
Z tym jednak można się sprzeczać. Choć "Wielkie kłamstewka" wciąż mają mnóstwo znakomitych momentów w 2. sezonie, montaż jest chaotyczny, a znany z 1. sezonu rytm nie zawsze udaje się zachować. Wygląda na to, że zatrudniono reżyserkę, która ma swój charakterystyczny styl, pozwolono jej działać i dopiero po obejrzeniu efektów jej pracy uznano, że jednak ten styl tutaj nie pasuje.
Tymczasem seriale w USA powstają inaczej — kontrolę sprawuje showrunner, zaś zadaniem reżysera jest kontynuowanie tego, co zaczęli jego poprzednicy, w wyraźnie wyznaczonych granicach. Trudno powiedzieć, kogo należy winić w tym przypadku i co by było, gdyby wypuszczono ten sezon w takiej wersji, jaką chciała Arnold. Ale kluczem do rozwiązania zagadki, dlaczego do tej sytuacji doszło, jest prawdopodobnie jednak wkład Kelleya jako showrunnera, który dał reżyserce wolną rękę i sam wpadał na plan tylko czasem na godzinę.