"The Killing" (2×01-02): Mocniej, szybciej, bardziej
Marta Wawrzyn
3 kwietnia 2012, 22:02
Powrót "The Killing" to jeden z najlepszych odcinków, jakie ostatnio widziałam. Dziwi mnie, że Amerykanie zdają się nie podzielać tego zdania. Uwaga, spoilery!
Powrót "The Killing" to jeden z najlepszych odcinków, jakie ostatnio widziałam. Dziwi mnie, że Amerykanie zdają się nie podzielać tego zdania. Uwaga, spoilery!
Niezmiernie mnie dziwi podejście Amerykanów do "The Killing". Zarówno krytyków, którzy wieszali psy na finale 1. serii (jakoś finał "Homeland" im się podobał, mimo że cliffhanger uzasadniono w nim moim zdaniem znacznie słabiej), a teraz nie interesują się specjalnie powrotem, jak i widzów, którzy w niedzielę zawiedli i to chyba nie tylko z powodu premiery nowej serii "Gry o tron".
Ja uważam, że finał 1. sezonu "The Killing" był świetny, cliffhanger bardzo udany, a gdyby śledztwo ws. morderstwa Rosie Larsen już się skończyło, prawdopodobnie pozostałby spory niedosyt. Tej historii jest bowiem znacznie więcej niż można by upchnąć w 13 odcinkach.
Jeśli finał podobał mi się bardzo, to premiera 2. sezonu jest po prostu spełnieniem moich marzeń o idealnym serialu kryminalnym. Wyreżyserowany przez Agnieszkę Holland odcinek "Reflections" pełen jest mocnych akcentów, pokazujących, jak to fatalne, pełne strasznych w skutkach błędów śledztwo niszczy niewinnych ludzi i doprowadza ich na skraj szaleństwa. Drugi odcinek, "My Lucky Day", stawia na nieco wolniejsze tempo i porządkuje to, czego godzinę wcześniej jeszcze nie wiedzieliśmy.
Historia Richmonda to niby powtórka z tego, co spotkało nauczyciela Rosie, ale jeszcze większa, mocniejsza i okropniejsza, bo łamiąca życie nie jednej, lecz kilku osobom. Dla młodego polityka zapewne to jeszcze nie koniec wyścigu o fotel burmistrza, ale znając życie i seriale, jego próba samobójcza prędzej czy później przedostanie się do mediów. Pytanie, czy wtedy straci, czy jednak może zyska.
Ucieczka Mitch od rodziny, plecak Rosie podrzucony pod drzwi Larsenów, śmierć Belko – to wszystko sprawia, że Stan po raz kolejny jest na skraju wytrzymałości psychicznej. I trudno się dziwić, w końcu ma rację, gliniarze faktycznie nie wiedzą, co robią.
Holder z potencjalnego czarnego charakteru w jednej chwili przemienił się w zwykłego idiotę. Na szczęście szybko połapał się, że zachował się jak łatwowierne dziecko, pozwalając zrobić z siebie marionetkę. Sarah się go boi i prowadzi śledztwo na własną rękę. Co wydaje się słusznym wyborem, w sytuacji, gdy ktoś w taki sposób narusza zaufanie. Mireille Enos wydaje mi się jeszcze wspanialsza niż w 1. sezonie – jej determinacja, jej strach, jej nerwy, uspokajane pełnym poczucia winy sięganiem po papierosy, to wszystko jest zagrane perfekcyjnie.
Wcześniej mieliśmy jedynie przesłanki, by tak sądzić, teraz już wiemy na pewno, że ta nietypowa para detektywów zmierzyć się musi z czymś więcej, niż zwykły morderca. Z ludźmi posiadającymi władzę, którzy mieli powody, by pozbyć się Richmonda. Z korupcją w policji. Z nowym szefem, por. Carlsonem (witamy Paula Younga w Seattle!). Z kolejnymi fałszywymi tropami. Ze zwykłą, głupią biurokracją. Z całym tym Pandora's box of shit, jak zgrabnie podsumowano w "My Lucky Day" w zasadzie całą historię morderstwa Rosie Larsen.
Z niecierpliwością czekam na to, co stanie się dalej, i prawdę mówiąc, nie jest dla mnie najważniejsze pytanie, kto zabił Rosie Larsen. "The Killing" to nie tylko jeden z najciekawszych seriali kryminalnych, jakie Amerykanie kiedykolwiek wyprodukowali, ale też – a może przede wszystkim – rewelacyjna opowieść o ludziach w trudnej sytuacji i coraz lepiej prowadzony wątek polityczny.
Nie mogę się też już doczekać tego, co będzie się działo pomiędzy Linden i Holderem. On łatwo nie odpuści, a ona… ona pewnie w końcu go zrozumie i może nawet uśmiechnie się na parę sekund, obserwując jego starania. Przygnębiający klimat deszczowego Seattle i pojawiające się niemal w każdym odcinku polskie akcenty (Czy my właśnie zobaczyliśmy pierwsze w historii amerykańskiej popkultury gołąbki? Poprawcie mnie, jeśli się mylę.) to dodatkowe plusy.
O ile dużo głośniejsze powroty "Mad Men" (recenzja) i "Gry o tron" (recenzja, ale nie moja) podobały mi się tak sobie, o tyle premiera 2. sezonu "The Killing" po prostu nie mogła być lepsza. Przed nami kolejne godziny słuchania dudniącego deszczu, oglądania błądzących w mroku policjantów, babrania się w tej puszce Pandory ze śmierdzącą zawartością. I wygląda na to, że będzie jeszcze mocniej, szybciej, bardziej niż do tej pory.