"Mindhunter" potwierdza, że jest jednym z najlepszych seriali Netfliksa — recenzja 2. sezonu
Marta Wawrzyn
17 sierpnia 2019, 21:17
"Mindhunter" (Fot. Netflix)
Jeszcze mocniejszy, jeszcze ambitniejszy i jeszcze bardziej skomplikowany. "Mindhunter" zrobił kilka odważnych ruchów w 2. sezonie i efekt jest naprawdę znakomity. Drobne spoilery z całości.
Jeszcze mocniejszy, jeszcze ambitniejszy i jeszcze bardziej skomplikowany. "Mindhunter" zrobił kilka odważnych ruchów w 2. sezonie i efekt jest naprawdę znakomity. Drobne spoilery z całości.
Blisko dwa lata czekaliśmy na 2. sezon "Mindhuntera" i przez ten czas dużo się zmieniło, na czele ze strategią Netfliksa i reputacją platformy. W październiku 2017 roku uważaliśmy ją jeszcze za dom telewizji jakościowej, więc takie produkcje jak "Mindhunter" nas nie dziwiły. Dziś serial Davida Finchera wydaje się być jedną z nielicznych już perełek w ogromnym morzu podobnych do siebie średniaków, i choćby dlatego dobrze mieć go z powrotem. Zwłaszcza w tak wyśmienitej formie.
Choć w 2. sezonie "Mindhuntera" doszło do zmian za kulisami — David Fincher praktycznie przejął prowadzenie produkcji po twórcy serialu, Joe Penhalu, jednocześnie wymieniając scenarzystów — to zupełnie tego nie widać. To wciąż dobrze nam znany miks ambitnego kryminału z wysmakowaną produkcją w klimatach retro. Fincher powraca jako reżyser trzech pierwszych odcinków, narzucając styl całości. Charakterystyczna chłodna elegancja pozostaje na swoim miejscu, w kolejnych odcinkach kontrastując z brązowo-żółtymi barwami Atlanty.
Dokładnie tak jak w 1. sezonie, "Mindhunter" nie potrzebuje drastycznych obrazów i scen morderstw, żeby odebrać widzowi spokojny sen. Serial nadal zachwyca pięknymi kadrami, rozmowy agentów z zabójcami wciąż odbywają się w niemalże klinicznych warunkach, a jednak napięcie można kroić nożem. I to nie tylko dlatego, że na przykładzie ataku paniki agenta Forda (Jonathan Groff) przekonaliśmy się, jak niebezpieczna jest ta robota i jak wyczerpujące psychicznie potrafi być gadanie.
Mindhunter sezon 2 — morderstwa w Atlancie
Składający się z dziewięciu odcinków nowy sezon to z jednej jeszcze więcej tego samego, czyli jeżdżenia po kraju, rozmów z kolejnymi przestępcami i walki agentów o poważne traktowanie ich wysiłków przy jednoczesnych poświęceniach na froncie życia prywatnego. Z drugiej strony, bardzo dużo miejsca poświęcono toczącemu się na naszych oczach śledztwu w sprawie morderstw dzieci w Atlancie, wprowadzając dynamikę do serialu, w którym z definicji "nic się nie dzieje". Atlanta oznacza i rasowy procedural kryminalny w "Mindhunterze", i daleką od oczywistej lekcję wiedzy o amerykańskim społeczeństwie tak dla nas, jak i dla bohaterów serialu.
Zwłaszcza Holdena, emocjonalnie zaangażowanego w poszukiwania seryjnego mordercy czarnoskórych dzieciaków, czeka wiele zaskakujących i trudnych lekcji. Jak powiedzieć na Południu, gdzie za wiele zabójstw Afroamerykanów wciąż odpowiada Ku Klux Klan, że ten zabójca prawie na pewno jest czarnoskóry? Jak pokonać biurokrację, przebić się przez liczne mury, zmowy i kliki? Jak poskładać krzyż i dostarczyć go w ostatniej chwili na miejsce? Jak wydrukować ulotki za miejskie pieniądze w zaledwie trzy dni? "Mindhunter" rysuje tyleż fascynujący, co przerażający obraz skomplikowanych stosunków społecznych w południowych stanach w nie tak znów odległej przeszłości, bo mówimy o przełomie lat 70. i 80.
Nie jest to pierwszy raz, kiedy serial wyraźnie zwraca uwagę na tło społeczne tego, co się dzieje. Temat powraca w jakiejś formie właściwie przy każdej sprawie, czy to badanej "na naszych oczach", czy to poznawanej z wywiadu z mordercą. Ale w 1. sezonie nie było sprawy, która tak bardzo pochłonęłaby i serialowych agentów, i widzów przed ekranami "tu i teraz". Jeśli nie wiecie, kto odpowiadał za morderstwa w Atlancie, nie sprawdzajcie tego przed seansem, a gwarantuję, że będziecie siedzieć jak na szpilkach, czekając nie tylko na wyjaśnienie samej sprawy, ale i na odpowiedź na pytanie, czy Holden się pomylił. To bardzo mocny wątek.
Charles Manson w 2. sezonie serialu Mindhunter
Ze względu na to, jak drobiazgowo i dogłębnie przeanalizowano to, co się działo w Atlancie, 2. sezon "Mindhuntera" oferuje trochę mniej tego, co było siłą napędową 1. serii — rozmów z psychopatami. Owszem, Jonathan Groff w roli chłopaka, który umie słuchać, wciąż jest trudny do pobicia, ale sam format nie stanowi już głównej atrakcji. Czemu trudno się dziwić, bo przebicie Eda Kempera (powracający na moment Cameron Britton) i jego pokręconej relacji z Holdenem nie było możliwe.
Długo oczekiwany Charles Manson (Damon Herriman) okazuje się zaledwie epizodem w sezonie wypakowanym ważniejszymi sprawami. I to nie tylko nasza percepcja, Holden także nie jest w stanie ekscytować się długo tym spotkaniem, kiedy na innym froncie ma znacznie bardziej palące sprawy. Nie widziałam jeszcze filmu "Pewnego razu… w Hollywood", więc nie wiem, jak wypada w nim Herriman w roli Mansona — i jak bardzo jego rola u Tarantino różni się od tej u Finchera. Ale mogę powiedzieć, że w "Mindhunterze" aktor stanął na wysokości zadania.
Teatralność jego występu odebrała mowę nie tylko Holdenowi, myślę/mam nadzieję, że Akademia Telewizyjna za rok zareaguje tak samo. To świetna, a przy tym efekciarska rola, która miała robić i zrobiła wrażenie, nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku okazała się tylko barwnym epizodem. Rozgryzanie człowieka, który wykreował się na proroka i mordował ludzi cudzymi rękoma, to niewątpliwie bardzo wciągające zajęcie. Być może "Mindhunter" mógł poświęcić mu więcej miejsca, być może powiedziano wszystko co najważniejsze i możemy przejść dalej. Na pewno będzie to spotkanie, które zapamiętamy nie tylko przez wrażenie, jakie zrobiło zarówno na Holdenie, jak i Tenchu (Holt McCallany). Ale koniec końców trudno dziwić się Fincherowi, że w centrum uwagi postawił mniej ograny temat.
Mindhunter — seryjni mordercy i dużo, dużo więcej
Przez cały sezon przewijają się mniej i bardziej sławni seryjni mordercy: David Berkowitz aka Syn Sama (Oliver Cooper), William Pierce (Michael Filipowich), William Henry Hance (Correy Allen), Elmer Wayne Henley Jr. (Robert Aramayo). Wszyscy zostają rozgryzieni w ten czy inny sposób, a kolejną osobą, która mierzy się z psychopatami twarzą w twarz okazuje się Wendy (Anna Torv). Psycholożka w jednej z rozmów wykorzystuje coś, o czym nie odważyła się powiedzieć nikomu w pracy, a później ma moment obawy, czy nie obróci się to przeciwko niej.
Powraca także Sonny Valicenti w roli wąsatego jegomościa z Kansas, co do którego możemy mieć pewność, że to BTK Killer i że nie tak łatwo go będzie złapać. Bo jak złapać fantazję? Jeśli porównać serialowe wersje tych ludzi z prawdziwymi, okaże się, że wiele zaskakujących szczegółów się zgadza. "Mindhunter" to nie dokument, to serial fabularny, ale oparty na prawdziwych wydarzeniach i bardzo porządnym researchu. Co wiedzieliśmy już po 1. sezonie i nie zmieniło się teraz.
Wydział Behawiorystyki zmienia się, rozrasta i zyskuje nowego szefa (Michael Cerveris), który wydaje się entuzjastycznie podchodzić do pracy. To, co robią Ford, Tench i Carr, stopniowo zaczyna być doceniane, przynajmniej w wąskim gronie tych, którzy te badania rozumieją. Starcie "psychologii" z rzeczywistością w Atlancie okazuje się już bolesne, co także jest zgodne z faktami. Przełomowe badania w tamtych czasach wciąż uchodziły za fanaberię, co frustruje zwłaszcza Forda, głęboko przekonanego o własnej racji i poświęcającego cały swój czas i energię na pracę.
Wątki związane z życiem prywatnym agentów zawsze były raczej dodatkiem do śledztw i rozmów z mordercami, niż daniem głównym. Pamiętamy, że Ford miał dziewczynę, Tench ma żonę i adoptowane dziecko, Wendy była w długoletnim związku z kobietą, ale o wyjściu poza standard nie było mowy w 1. sezonie. W tym rumieńców nabierają rodzinne problemy Billa, którego ustabilizowane życie zaczyna się sypać po pewnym dramatycznym incydencie. Wciąż ukrywająca swoją orientację seksualną przez kolegami z pracy i przełożonymi Wendy zawiera bliższą znajomość z barmanką o imieniu Kay (Lauren Glazier). Z kolei Holden jest przeraźliwie samotny. Prywatne sprawy całej trójki nie są może tak ekscytujące jak rollercoaster w wykonaniu Carrie z "Homeland", ale spełniają swoje zadanie, pomagając stworzyć wiarygodne portrety zwyczajnych ludzi, którzy robią niezwykłe rzeczy.
Mindhunter to jeden z najlepszych seriali Netfliksa
"Mindhunter" ma tyle różnych warstw i znaczeń, że każdy z widzów pewnie powie co innego, zapytany o to, co jest w serialu najlepsze. Wiadomo, że fascynacja seryjnymi mordercami robi swoje, przyciągając do "Mindhuntera" na pierwszym etapie. Potem pozostaje decyzja, czy interesuje nas żmudne, systematyczne zagłębianie się w najbardziej chore umysły i badanie stanów psychicznych prowadzących wywiady agentów, czy jednak przyszliśmy tu dla dreszczyku. Tego oczywiście w produkcji Davida Finchera nie brakuje, ale to nie jest ten typ straszenia, którego spodziewa się masowa widownia. To serial dla cierpliwych.
To też serial dla tych, których oprócz postaci seryjnych zabójców interesują okoliczności, w jakich się narodzili i działali. To, jak stali się fenomenem społecznym, dobrze oddając stan umysłu Ameryki po wojnie w Wietnamie. David Fincher nie mówi w "Mindhunterze" niczego nowego, ale mówi więcej, głębiej i mądrzej niż większość filmów o podobnej tematyce. Zabierając nas do Atlanty, opowiada historię, która nie jest tak szeroko znana jak makabryczne dokonania bandy Mansona. Historię trudniejszą, mocniejszą i szalenie skomplikowaną ze względu na multum czynników historyczno-społecznych i swego rodzaju zderzenie światów.
A jednocześnie to nie jest nudny wykład, to popkultura. Obok spraw rzeczywiście ważnych i trudnych zapamiętamy więc iście slapstickową akcję Holdena z krzyżem czy medialny show z finału sezonu. "Mindhunter" potrafi być szalenie ciężki i lekki niczym procedural z sieciówki. Potrafi nużyć i wciągać bez reszty, zachwycać realizatorskimi sztuczkami i spędzać czas w miejscach zupełnie zwyczajnych. Jest tu miejsce i na różnego rodzaju koszmary, i na swobodne żarciki, i przede wszystkim na brutalną prawdę. Fincher zdziera maski z twarzy kolejnych psychopatów, którzy sami stworzyli swoje legendy. Mówi, jak banalne zło potrafi kryć się za naszymi fascynacjami. Kreśli tło, zagląda za kurtynę i demitologizuje medialnych bogów.
2. sezon udowadnia raz po raz, że "Mindhunter" to teraz jeden z najlepszych seriali — nie tylko na Netfliksie. To serial, który mogłaby pokazywać kablówka premium, sprawiając, że dyskutowalibyśmy o nim przez dziewięć tygodni, jak na to zasługuje, a nie przez jeden weekend. W obliczu tego, co ostatnio dzieje się na Netfliksie, przyznaję, że obawiam się o przyszłość produkcji zaplanowanej podobno na pięć sezonów. Czy Davidowi Fincherowi też podziękują po 3. sezonie, uznając, że kolejne byłyby już nieopłacalne? Czy maszyna kasująca Netfliksa okaże się jednak łaskawa dla twórcy, bez którego wkładu tej platformy w obecnym kształcie by nie było?
Niezależnie od tego, jaka będzie przyszłość "Mindhuntera", oglądajcie 2. sezon, bo po prostu warto. To absolutna serialowa czołówka tego lata.