Najbardziej oczekiwane nowe seriale jesieni 2019
Redakcja
10 września 2019, 14:02
Fot. HBO/Netflix
Do listy najbardziej oczekiwanych powrotów tej jesieni dodajemy nowości. Oto nasza dziesiątka, a w niej m.in. "Watchmen", "Mroczne materie", "The Politician" i netfliksowy "Wiedźmin".
Do listy najbardziej oczekiwanych powrotów tej jesieni dodajemy nowości. Oto nasza dziesiątka, a w niej m.in. "Watchmen", "Mroczne materie", "The Politician" i netfliksowy "Wiedźmin".
10. Perfect Harmony – premiera 26 września w USA
Koniec września i początek października to tradycyjnie wysyp seriali stacji ogólnodostępnych. Wśród nich są może ze dwa, trzy tytuły, na które czekamy z umiarkowanym entuzjazmem (np. "Evil" Roberta i Michelle Kingów), ale do naszego top 10 załapał się tylko jeden: nowa komedia NBC, która już na pierwszy rzut oka wygląda jak kolejny oryginalny i niegłupi mainstreamowy sitcom tej stacji, a do tego ma Bradleya Whitforda w roli głównej.
"Perfect Harmony" będzie opowiadać o pogubionym życiowo byłym profesorze muzyki z Princeton (w tej roli Whitford), który przypadkiem trafia na próbę chóru w kościele w małym miasteczku. A tam znajduje grupkę śpiewaków, "którzy są rozstrojeni na więcej niż jeden sposób". Profesor i jego nowi znajomi nie do końca do siebie pasują, ale "mogą być idealnym miksem indywidualistów, którzy pomogą sobie nawzajem znaleźć nową drogę i odkryć małe szczęścia, kiedy wszyscy potrzebują tego najbardziej" — czytamy w oficjalnym opisie.
Czy "Perfect Harmony" da radę złapać jesienią swój rytm i stanie się czymś więcej niż kolejnym sympatycznym pomysłem, "z którego mogło coś być"? Naprawdę na to liczymy, bo za chwilę powstanie duża luka po "The Good Place". Oby serial tworzony przez Lesley Wake Webster ("Life in Pieces", "Speechless") dał radę ją wypełnić choć częściowo. Potencjał naszym zdaniem jest. [Marta Wawrzyn]
9. Modern Love — premiera 18 października na Prime Video
Hasła "jesień", "antologia" i "Amazon" kojarzą nam się tak sobie po zeszłorocznej wtopie zwanej "The Romanoffs". Ale choć "Modern Love" to dość drogi projekt — ze względu na obsadę — daleko mu do rozmachu serialowego giganta Matthew Weinera. To nie żaden kolejny wielki dramat, który powstał, żeby zdobyć dziesięć nagród Emmy i miliony subskrybentów, tylko komedia romantyczna, opowiadająca inną historię w każdym odcinku.
Serial, mający "zgłębiać miłość we wszystkich jej skomplikowanych i pięknych formach", oparty jest na rubryce "New York Timesa" zawierającej prawdziwe historie miłosne. W świetnej obsadzie znajdują się Anne Hathaway, Cristin Milioti, Tina Fey, John Slattery, Dev Patel, Catherine Keener, Andy Garcia, Brandon Victor Dixon, Olivia Cooke, Andrew Scott, Julia Garner, Shea Whigham, Gary Carr, John Gallagher Jr. i Sofia Boutella. Twórcą jest John Carney ("Once").
Ta lista nazwisk wystarczy, żeby "Modern Love" bez problemu wylądowało w dziesiątce najbardziej oczekiwanych nowości jesieni. Choć konkurencja jest naprawdę duża, a tutaj mamy do czynienia z serialem, który Ameryki prawie na pewno nie odkryje. [Marta Wawrzyn]
8. Katarzyna Wielka – premiera 3 października w HBO
HBO potrafi robić wielkie telewizyjne widowiska, caryca Katarzyna Wielka idealnie pasuje na bohaterkę takiego, a Helen Mirren została stworzona do grania monumentalnych ról. Równanie jest zatem proste: koprodukcja amerykańskiej stacji i brytyjskiego Sky Atlantic będzie jedną z największych jesiennych premier i nie sądzimy, by miała nas rozczarować.
Albo inaczej – na pewno nie rozczaruje, przynajmniej w kwestii ekranowego przepychu i rozmachu, bo te widać doskonale już w zapowiedziach 4-odcinkowej miniserii. A że spektakularne produkcje kostiumowe, zwłaszcza gdy maczają w nich palce Brytyjczycy, rzadko zawodzą, to i w tym przypadku liczymy na wizualną ucztę. Inna sprawa, że nie tylko na nią, bo "Katarzyna Wielka" w teorii ma wszystko, by porwać nie tylko imponującą prezencją.
https://www.youtube.com/watch?v=ZAOtWjXyDro&feature=youtu.be
Na czele oczywiście z główną bohaterką, która wprawdzie nam historycznie nie kojarzy się najlepiej, ale nie ulega wątpliwości, że postacią w dziejach europejskiej polityki była wybitną. Sprawując przez ponad trzydzieści lat niepodzielną (co sama mocno podkreśla w zwiastunach) władzę w Rosji, uczyniła cesarstwo jednym z największych XVIII-wiecznych mocarstw, na trwałe zapisując się na kartach historii. Opowieść o niej po prostu nie może być nudna i nieważne, że serial przedstawi schyłkowy okres jej panowania.
Szczególnie że poza wprowadzeniem Rosji na drogę absolutyzmu oświeconego, władczyni wzbudzała też spore kontrowersje, pod różnymi względami wyprzedzając swoją epokę. Choćby obyczajowymi, co zobaczymy w serialu na przykładzie jej namiętnego romansu z Grigorijem Potiomkinem (Jason Clarke). Spodziewamy się zatem skandali, intryg i burzliwych konfliktów, a nade wszystko kolejnej wielkiej kreacji Helen Mirren – bo nie mamy wątpliwości, że koniec końców to będzie teatr jednej aktorki. [Mateusz Piesowicz]
7. Pani Fletcher — premiera 28 października w HBO
Jest wiele powodów, żeby czekać na "Panią Fletcher". Pierwsze z brzegu to HBO, Tom Perrotta i Kathryn Hahn. Komediowy miniserial to adaptacja powieści Perrotty ("Pozostawieni"). Zobaczymy w niej dwie historie o dojrzewaniu w czasach social mediów i internetowego porno — tytułowej Eve Fletcher (Hahn) i jej syna, Brendana (Jackson White, "The Middle"), studenta pierwszego roku. Syn wyprowadza się z domu, matka zostaje sama i zabiera się za poznawanie świata na nowo.
Nie oczekujemy fabuły bardziej odkrywczej niż w przeciętnym komediodramacie o "życiu i całej reszcie", ale liczymy na to, że Kathryn Hahn, która była bardzo odważna w "I Love Dick" i "Transparent", znów pokaże, jak się przełamuje bariery na ekranie. Bo ma to być przede wszystkim serial o seksie, a dokładniej o poszukiwaniu seksualnego spełnienia przez kobietę będącą w dojrzałym wieku.
Dobrze też prezentuje się obsada drugoplanowa. Na ekranie zobaczymy m.in. Casey Wilson (ostatnio "Czarny poniedzialek") w roli przyjaciółki Eve i Jen Richards jako transpłciową bohaterkę, prowadzącą zajęcia z kreatywnego pisania, na które zapisuje się pani Fletcher. [Marta Wawrzyn]
6. The Politician — premiera 27 września na Netfliksie
https://www.youtube.com/watch?v=6NUcxJYKljM
Pierwszy netfliksowy serial Ryana Murphy'ego — to by tak naprawdę wystarczyło za całą reklamę. Dokonania tego twórcy zawsze śledzimy z przyjemnością, a dodatkowo "The Politician" wygląda jak wdzięczny, zabawny i cyniczny jak diabli miks "Glee" z "House of Cards".
W serialu poznamy Paytona Hobarta (Ben Platt, "Pitch Perfect"), bogatego licealistę z Santa Barbara w Kalifornii, który wiedział, że chce być prezydentem USA, odkąd skończył siedem lat. Chłopak ma już plan na całe życie, a najbliższym krokiem jest zdobycie stanowiska przewodniczącego szkoły (nie taka prosta sprawa, bo konkurencja jest ambitna i bezlitosna) i studia na Harvardzie. Jak przechytrzyć przeciwników, nie poświęcając swoich wartości moralnych i umiejętnie budowanego wizerunku? "The Politician" już szykuje przewrotną odpowiedź.
Obsada jest po prostu fantastyczna, znajdują się w niej m.in. Gwyneth Paltrow, Jessica Lange, Dylan McDermott, January Jones, a także znana z "Bohemian Rhapsody" Lucy Boynton. Ale przede wszystkim spodziewamy się, że Murphy wykreuje kolejną wielką gwiazdę. Ben Platt, najbardziej znany z występów na Broadwayu, to wszechstronnie utalentowany młody aktor, który wydaje się być idealnym wyborem do roli z pogranicza komedii i tragedii, na dodatek mającej "dorastać" wraz z bohaterem na przestrzeni kolejnych sezonów. [Marta Wawrzyn]
5. The Morning Show – premiera jesienią w Apple TV+
https://www.youtube.com/watch?v=eA7D4_qU9jo
Jak startować, to z rozmachem? W Apple mocno wzięli sobie to do serca, na otwarcie nowej platformy streamingowej szykując prawdziwy hit, bo trudno inaczej nazwać serial z Jennifer Aniston, Reese Witherspoon i Steve'em Carellem w rolach głównych. Taką trójkę obejrzelibyśmy praktycznie we wszystkim, ale to wcale nie tak, że "The Morning Show" interesujące jest tylko ze względu na obsadę.
Serial opowiadający o kulisach telewizji śniadaniowej i ludziach, którzy codziennie budzą Amerykę, zapowiada się bowiem naprawdę nieźle, wyglądając na coś więcej niż standardowy komediodramat. I chodzi tu nawet nie tyle o bardzo aktualną tematykę (zacznie się od afery #MeToo, w którą wmiesza się grany przez Carella popularny prezenter Mitch Kessler), co o fakt, że już zwiastun buzuje od emocji, obiecując historię, której nie będzie się oglądać z dystansem, jak kolejnej odległej od rzeczywistości ciekawostki.
Dodając do tego ogromne ambicje, ego i walkę o władzę we wrogim środowisku oraz dwie złożone kobiety na pierwszym planie, "The Morning Show" ma wszystko, by zostać skutecznym motorem napędowym dla mającej mocarstwowe plany platformy Apple TV+. Zamówienie od razu dwóch sezonów świadczy zresztą, że to produkcja w którą mocno tam wierzą i wydaje się, że mają ku temu sensowne powody. Trzymamy kciuki, żeby się udało, bo choć na nadmiar seriali można narzekać, naprawdę jakościowych tytułów wciąż jest o wiele mniej, niż byśmy chcieli. [Mateusz Piesowicz]
4. Wiedźmin — premiera jesienią na Netfliksie
Niespodzianka? "Wiedźmin" to u nas zaledwie numer 4, choć gdyby nie miał jeszcze zwiastuna, pewnie mógłby powalczyć nawet o pierwszą pozycję. A tak będziemy miło zaskoczeni, jeśli serial okaże się produktem mniej "podstawowym", niż jego zapowiedź wypuszczona podczas Comic-Conu.
Zgodnie z opisem od Netfliksa, "Wiedźmin" ma być pełną rozmachu opowieścią o przeznaczeniu i rodzinie. Akcja dzieje się na Kontynencie, gdzie ludzie, elfy, wiedźminy, gnomy i potwory walczą o przetrwanie, a dobro i zło nie dają się tak łatwo rozróżnić. Co niby brzmi jak adaptacja książek Andrzeja Sapkowskiego, ale nie do końca.
Mamy wrażenie, że Netflix świadomie zignorował to, co u Sapkowskiego było najważniejsze — niuanse, niedopowiedzenia, szarości tego świata raczej zasugerowane niż bezpośrednio wyłożone czytelnikowi — po to, żeby serial przypadkiem nie był za trudny dla przeciętnego widza. Bo tu chodzi o to, żeby zdobyć miliony "przeciętnych widzów", którzy przecież muszą zrozumieć, o co chodzi, nawet jeśli nigdy o Sapkowskim nie słyszeli.
Mamy nadzieję, że to podejście nie skończy się spektakularną katastrofą, i mimo wszystko czekamy z niecierpliwością na nowe wcielenia Geralta (Henry Cavill), Yennefer (Anya Cholatra) i Ciri (Freya Allan). Showrunnerka serialu, Lauren S. Hissrich, bardzo lubi nazywać tę trójkę "rozbitą, niepoukładaną rodziną", co ma swój urok. Podobnie jak ma swój urok sam fakt, że polskie fantasy wkrótce trafi w ręce ponad 150 mln użytkowników Netfliksa. Oby się udało. [Marta Wawrzyn]
3. Mroczne materie – premiera jesienią w HBO
Kolejna jesienna premiera, która wygląda na skazaną na sukces i to z kilku powodów. Po pierwsze, mamy do czynienia z ekranizacją słynnej sagi autorstwa Philipa Pullmana, a że boom na telewizyjne fantasy trwa w najlepsze, to moment wybrano idealny. Po drugie, ta historia aż się prosi o wystawną adaptację, a gwiazdorsko obsadzona wspólna produkcja BBC i HBO bez wątpienia taką zapewni. Po trzecie wreszcie, zapowiedzi wyglądają po prostu znakomicie.
I całkiem możliwe, że skuszą nawet tych widzów, którzy nigdy nie mieli do czynienia z oryginałem albo wręcz nie zaliczają fantastyki do swoich ulubionych gatunków. Bo na pewno sami przyznacie, że nie trzeba być fanem, by zapowiedź osadzonej w równoległej rzeczywistości historii małej Lyry (w tej roli znana z "Logana" Dafne Keen) robiła duże wrażenie. Czy to za sprawą efektownie i klimatycznie się prezentującego alternatywnego świata, czy widowiskowej akcji, czy wykonawców, wśród których znajdują się m.in. Ruth Wilson, James McAvoy czy Lin-Manuel Miranda.
"Mroczne materie" na pierwszy rzut oka prezentują się więc bardzo dobrze, zwiastując emocjonującą, bez wątpienia dramatyczną i mamy nadzieję, że wciągającą przygodę dla wszystkich, niezależnie od wieku. No już nie udawajcie, przecież wiemy, że też nie możecie się doczekać, by zobaczyć w końcu tego opancerzonego niedźwiedzia w akcji. [Mateusz Piesowicz]
https://www.youtube.com/watch?v=jPgCbJC-Yag&feature=youtu.be
2. The Mandalorian – premiera 12 listopada w USA
O ile Apple przy okazji startu swojej platformy streamingowej postawiło na nazwiska, o tyle Disney poszedł inną drogą, przyciągając siłą marki. Całkiem słusznie, bo przecież mowa tu nie o byle czym, ale "Gwiezdnych wojnach" i pierwszym aktorskim serialu osadzonym w kosmicznym uniwersum. Taki tytuł mógłby być dosłownie czymkolwiek, a i tak wzbudzałby ogromne zainteresowanie, ale to raczej nie wystarczyłoby, żeby załapać się prawie na sam szczyt naszego zestawienia, prawda?
Pewnie że tak – tutaj potrzeba było czegoś więcej i "The Mandalorian" zdecydowanie to coś ma, a przynajmniej na to wygląda w zapowiedzi. Zapowiedzi, która najprościej rzecz ujmując, mogłaby równie dobrze zwiastować kolejną część filmowej sagi, bo różnicy gołym okiem nie widać. A przypominamy, że mowa nie tylko o produkcji telewizyjnej, ale też historii fabularnie niezwiązanej zbyt mocno z filmami. Akcja serialu ma się bowiem rozgrywać w okresie pomiędzy wydarzeniami z "Powrotu Jedi" a "Przebudzeniem mocy", w dodatku gdzieś z dala od dobrze znanych rejonów galaktyki.
Nie wygląda jednak na to, by twórcom w czymkolwiek to przeszkadzało. Przeciwnie, "The Mandalorian" prezentuje się kapitalnie, a stojący za nim Jon Favreau ("Iron Man") zapowiada, że zobaczymy w nim mroczniejsze i bardziej szalone oblicze "Gwiezdnych wojen" niż do tej pory, coś w stylu kosmicznego westernu. Brzmi naprawdę dobrze, a jak widać po zwiastunie, nie muszą być to tylko puste słowa. Pytanie oczywiście, czy za stroną wizualną i realizacyjną pójdzie równie dobra fabuła.
Szczerze wierzymy, że tak, choćby dlatego, że Favreau udowadniał w przeszłości, że dobrze zna się na swojej robocie, zaliczając się do ścisłej czołówki specjalistów od rozrywkowego kina. Tutaj znów dostał do dyspozycji ogromne środki i mamy nadzieję, że zrobi z nich pożytek, opowiadając historię samotnego rewolwerowca, jakiej w naszej części galaktyki jeszcze nie było. A nawet jeśli coś pójdzie nie tak, to przynajmniej będziemy mogli pooglądać Pedro Pascala w głównej roli. O ile to naprawdę on, bo na razie nie zdarzyło mu się jeszcze zdjąć hełmu. [Mateusz Piesowicz]
1. Watchmen – premiera 21 października w HBO
https://www.youtube.com/watch?v=tZ0GEzcoloQ&feature=youtu.be
Sami nie wiemy, co w związku z tym serialem ekscytuje nas najbardziej. Fakt, że to historia oparta na genialnym komiksie Alana Moore'a i Dave'a Gibbonsa? Albo że zamiast klasycznej ekranizacji (jak w filmie Zacka Snydera z 2009 roku) dostaniemy adaptację osadzoną w tym samym świecie i zachowującą ducha oryginału? A może jednak osoba twórcy, Damona Lindelofa ("Lost", "Pozostawieni"), który wydaje się najwłaściwszym człowiekiem do takiego projektu?
Wszystko to brzmi świetnie, a przecież nie wspomnieliśmy jeszcze ani o znakomitej obsadzie (m.in. Regina King, Jeremy Irons, Don Johnson, Jean Smart), ani o rewelacyjnych zapowiedziach, które zwiastują historię równie klimatyczną, co przerażającą. W dodatku trzymającą się tak samo daleko od standardowych historii o superbohaterach jak oryginał, a to może dać nam całkiem nową jakość, jeśli chodzi o telewizyjne historie o zamaskowanych herosach.
Na razie wiadomo na pewno, że "Watchmen" w wydaniu HBO będzie opowieścią o wyjętych spod prawa superbohaterach, rozgrywającą się w świecie po wydarzeniach z komiksu (jego remiksem, jak twierdzi sam Lindelof). Zobaczymy zatem zarówno bezpośrednie nawiązania do niego (będzie choćby starszy Adrian Veidt/Ozymandiasz, a także Doktor Manhattan na Marsie), jak i całkiem nową historię, która ma zostać odpowiednio dostosowana do współczesności. Mało? To może zachęci was Robert Redford w roli prezydenta Roberta Redforda, bo i jego tu nie zabraknie.
Nieważne zatem, czy jesteście miłośnikami komiksu, czy też nie, "Watchmen" wydaje się absolutnie obowiązkowym punktem tej serialowej jesieni. Takim, przy którym momentalnie blaknie cała konkurencja, a my usilnie wpatrujemy się w kalendarz, chcąc zmusić październik, żeby przyszedł wcześniej. Rozczarowanie? Nie, w tym przypadku nawet nie dopuszczamy do siebie takiej myśli. [Mateusz Piesowicz]