10 seriali opartych na faktach, które warto zobaczyć
Redakcja
15 września 2019, 20:02
Fot. Netflix/HBO/TNT
Z okazji premiery "I Am the Night" w TNT Polska (16 września o godz. 21:00) zrobiliśmy krótki przegląd naszych ulubionych seriali opartych na faktach. Na liście znajdziecie m.in. "Czarnobyl", "Narcos" i "Skandal w angielskim stylu".
Z okazji premiery "I Am the Night" w TNT Polska (16 września o godz. 21:00) zrobiliśmy krótki przegląd naszych ulubionych seriali opartych na faktach. Na liście znajdziecie m.in. "Czarnobyl", "Narcos" i "Skandal w angielskim stylu".
I Am the Night
https://www.youtube.com/watch?v=lSRb571HJRk&feature=youtu.be
Przegląd zaczynamy od "I Am the Night", składającego się z sześciu odcinków miniserialu telewizji TNT. To historia w jakimś stopniu prawdopodobnie wam znana, ale niekonieczne od tej strony. W serialu poznajemy 16-letnią dziewczynę o imieniu Pat (India Eisley), która w 1965 roku mieszka z przybraną matką na przedmieściach Reno w Nevadzie, pogodzona z tym, że nie wie za wiele o swoim prawdziwym pochodzeniu i przekonana, że ciemniejszy kolor skóry zawdzięcza nieznanemu ojcu. Pewnego dnia dokonuje odkrycia, które sprawia, że jej życie na zawsze się zmieni.
Nastolatka dowiaduje się, że tak naprawdę nazywa się Fauna Hodel i jest wnuczką ginekologa George'a Hodela (Jefferson Mays), którego prasa łączyła z najmroczniejszymi sprawami Hollywood, w tym morderstwem Czarnej Dalii. W efekcie spontanicznie wyrusza do Los Angeles, gdzie zabiera się za rozplątywanie własnej historii. Jej poszukiwania krzyżują się ze śledztwem reportera Jaya Singletary'ego (Chris Pine), mającego swoje powody, by przyglądać się z bliska rodzinie Hodelów. Ta dwójka połączy siły, pomagając sobie, kiedy robi się naprawdę niebezpiecznie i razem rozwiązując układankę, której Fauna jest częścią.
Jeśli nie wiecie, o co w tej historii dokładnie chodzi, nie sprawdzajcie. "I Am the Night" najlepiej ogląda się, mając tylko ogólnikowe pojęcie o sprawie Hodela. Serial stworzony przez pisarza Sama Sheridana — męża Patty Jenkins, która jest współproducentką i reżyserką pierwszych dwóch odcinków — sprawnie miesza rzeczywistość z fikcją, opierając się na autobiograficznej książce "One Day She'll Darken" Fauny Hodel i dodając kryminalną intrygę w stylu neo-noir. Wiele faktów się zgadza, inne wątki, w tym postać grana przez Pine'a, są dopisane. Najlepiej podejść do tego z otwartą głową i sprawdzać informacje po seansie, a nie przed.
Dzięki temu jest szansa, że "I Am the Night" w pewnym momencie was zaskoczy. A jeśli wszystko już wiecie — albo domyślicie się w trakcie — pozostaje cieszyć się klimatem. Stylowy miniserial swobodnie porusza się w kręgach bogatych elit Los Angeles, zachwycając kostiumami, pięknymi kadrami i atmosferą filmu noir. Dużo czasu spędzamy w charakterystycznej rezydencji George'a Hodela – John Sowden House — ale także w biedniejszych dzielnicach, w epoce społecznych rewolt.
To nie tylko historia nastolatki, która desperacko szuka prawdy o sobie, to też opowieść o mrokach Miasta Aniołów, skomplikowanym amerykańskim społeczeństwie w czasach dramatycznych przemian, traumach wojennych (Jay zmaga się z PTSD po wojnie w Korei, w czasach kiedy nie było świadomości, czym jest PTSD), wszechobecnym rasizmie i uprzedzeniach. A wszystko to w zaledwie sześciu odcinkach, które stanowią zamkniętą całość. [Marta Wawrzyn]
"I Am the Night" — emisja w TNT Polska po dwa odcinki od 16 września w poniedziałki o godz. 21:00
Mindhunter
Już nazwisko Davida Finchera powinno skłonić fanów bardzo mrocznej filmowej i telewizyjnej "rozrywki" do zapoznania się z serialem. Ale jeśli dla kogoś to za mało, zapewniamy, że opowieść o powstaniu i bardzo trudnych początkach wydziału FBI zajmującego się analizą seryjnych morderców ma wiele do zaoferowania.
W przypadku "Mindhuntera" obcujemy z serialem wprawdzie ponurym, ale stylowym, niesięgającym po najprostsze metody straszenia widza. Twórcy nie epatują przemocą, krew nie leje się strumieniami. Nie musi. Wystarczą sugestie, zdjęcia, relacje, mrożące krew w żyłach zachowanie ujętych przestępców, którzy chociaż teoretycznie nie mogą nikomu zagrozić z celi, przerażają swoimi dawnymi czynami i brakiem żalu za popełnione zbrodnie.
Siła "Midhuntera" tkwi jednak nie tylko w drobiazgowym odtworzeniu wyglądu, stylu zachowania i biografii kolejnych "przypadków", ale też w bohaterach z drugiej strony barykady. Agenci Tench (Holt McCallany) i Holden (Jonathan Groff) oraz współpracująca z FBI dr Carr (Anna Torv) płacą wysoką cenę za zaangażowanie w obciążający psychicznie projekt, a ich dylematy są angażujące i realistyczne.
Poza tym po sierpniowym 2. sezonie możemy już zapewnić, że nie ma mowy o spadku jakości, wręcz jest coraz lepiej i ciekawiej. "Mindhunter" to rzecz dla fanów psychologicznych kryminałów, wielbicieli klimatu trochę retro, ale też dla wszystkich, którzy doceniają dobrze napisane, zagrane, przemyślane historie, na dodatek imponujące w aspektach technicznych. [Kamila Czaja]
Czarnobyl
Miniserial HBO, bez którego ranking produkcji opartych na faktach właściwie nie ma racji bytu. I wcale nie chodzi o średnią not z serwisu IMDb, wedle której mamy do czynienia z jednym z najlepszych seriali w historii, co jest jednak nieco przesadzone. Również bez tego wyolbrzymienia nie ulega wątpliwości, że opowiedziana z dbałością o szczegóły historia katastrofy elektrowni jądrowej w Czarnobylu to tytuł, którego nie wypada nie znać.
Zadziałało tu wszak praktycznie wszystko, począwszy od doskonałego scenariusza, który wiarygodnie przedstawił przyczyny, przebieg i skutki tragicznych wydarzeń z kwietnia 1986 roku, poprzez kapitalne kreacje aktorskie, aż do wcale nie tak oczywistego, emocjonalnego wymiaru historii. W końcu łatwo tu było przesadzić w jedną lub drugą stronę, albo popadając w nadmierny patos, albo przyjmując nazbyt dydaktyczny ton. Twórcom udało się znaleźć złoty środek, nieznacznie modyfikując przy tym fakty lub dopisując do nich dokładnie tyle, ile było konieczne.
Efekt okazał się wyśmienity, szokując, poruszając, a czasem dosłownie wgniatając w fotel i to niezależnie od tego, ile sami wiecie na temat katastrofy. "Czarnobyl" spodoba się bowiem zarówno tym już wcześniej zafascynowanym tematem, jak i amatorom przyciągniętym popularnością serialu. Jedni i drudzy zamiast prostego szokowania efektownymi obrazkami dostaną historię zarówno osobistą, skupioną na jednostkowym wymiarze tragedii, jak i bardziej skomplikowaną, skutecznie objaśniającą choćby polityczne aspekty dramatycznych wydarzeń. Nie zmienia się tylko czarnobylski koszmar – tym bardziej przerażający, że prawdziwy. [Mateusz Piesowicz]
Gentleman Jack
Jedna z tych prawdziwych historii, w które trudno uwierzyć. Ale nie ze względu na pokazane w "Gentleman Jack" wydarzenia, a ze względu na płeć głównej bohaterki. Nieczęsto mamy bowiem okazję zobaczyć postać, która w wieku XIX tak ostro przekraczałaby wyznaczone kobietom granice. Anne Lister (Suranne Jones) nie robi niczego, co wydawałoby się szczególnie spektakularne – gdyby tylko była mężczyzną.
Oparta na pamiętnikach Lister opowieść to przede wszystkim fascynujący romans między główną bohaterką a młodszą, neurotyczną, zdominowaną przez rodzinę Ann Walker (Sophie Rundle). Twórczyni serialu, Sally Wainwright, która dała nam świetne "Happy Valley" i "Last Tango in Halifax", doskonale wykorzystuje konwencję historycznych opowieści takich jak "Duma i uprzedzenie" czy "Północ Południe", wciągając widza dzięki chemii między Anne i Ann, skomplikowanym motywacjom i mocnym dialogom.
Nieco słabiej wypadają wątki poboczne, choćby te, w których Lister stara się wygrać w interesach z nietraktującymi jej poważnie mężczyznami, a także nadmiernie rozbudowane historie z drugiego planu. Wprawdzie jako obraz trudności, jakie napotykała próbująca żyć na własnych warunkach oraz z jakimi mierzyli się zależni od niej mieszkańcy okolicy, wypada to wszystko realistycznie, ale brak tym scenom siły, którą mają wspólne sceny zakochanych bohaterek.
Warto dać szansę "Gentleman Jack", bo Wainwright jak mało kto potraf pisać błyskotliwe dialogi i budować klimat raz komediowy, raz dramatyczny. A przede wszystkim warto dla Jones, która sprawia, że nie można oderwać od niej wzroku nawet w nudniejszych fragmentach, a przy tym doskonale oddaje zniuansowanie postaci, którą łatwo byłoby przerysować. [Kamila Czaja]
Trust
Historia z gatunku tak niesamowitych, że trudno uwierzyć, by mogła wydarzyć się naprawdę. A jednak porwanie Jeana Paula Getty'ego III, czyli dziedzica fortuny amerykańskich potentatów naftowych, rzeczywiście miało miejsce, podobnie jak przedstawione w serialu reakcje jego dziadka na te wydarzenia. Wówczas (1973 rok) najbogatszego człowieka na świecie, który jednak mocno skąpił, kiedy trzeba było wykupić wnuka z rąk włoskiej mafii.
I choć twórcy serialu podkoloryzowali całą historię, podkreślając choćby te jej aspekty, co do których nie ma pewności (jak rolę młodego Getty'ego w porwaniu), wiele szokujących ekranowych wydarzeń i postaci bynajmniej nie jest wytworem ich wyobraźni. Na czele z podejściem i charakterem patriarchy rodu Gettych (świetna rola Donalda Sutherlanda), który tutaj wyrósł na jednego z najbardziej niesympatycznych typów, jakich widział mały ekran.
Wychodząc od porwania, "Trust" opowiada więc mocno pokręconą historię rodzinną, zaglądając za kulisy równie fascynującego, co zepsutego i zionącego emocjonalnym chłodem świata bogaczy. A wszystko to w jedynym w swoim rodzaju stylu, o jaki zadbali twórcy – Danny Boyle i Simon Beuafoy – lubujący się w rozbuchanych i często efekciarskich sztuczkach. Te okazały się idealnie pasować do historii rodu Gettych, która potrafiąc z odcinka na odcinek zmienić swój charakter o 180 stopni, absolutnie nie pozwala się nudzić. [Mateusz Piesowicz]
American Crime Story
Serial Ryana Murphy'ego, który doczekał się do tej pory dwóch bardzo od siebie różnych, ale w tym samym stopniu obsypanych nagrodami sezonów, i na tym nie zamierza kończyć. Telewizja FX zapowiedziała "American Crime Story: Impeachment", czyli 3. sezon opowiadający o aferze z Billem Clintonem i Monicą Lewinsky. A czemu warto zobaczyć dwa poprzednie?
Debiutancki sezon "American Crime Story", przypominający sprawę O.J.-a Simpsona, którą żyła Ameryka w połowie lat 90., był prawdziwym objawieniem. I nie chodzi tylko o to, że dobrze odtworzył tamte wydarzenia, wciągając widzów ponownie w prawniczy thriller, którego szczegóły wielu z nas mniej lub bardziej kojarzy. Przedstawiając na nowo Marcię Clark w kreacji Sarah Paulson, serial po latach oddał pani prokurator sprawiedliwość, czyniąc z niej bohaterkę, którą była.
Wciągająca intryga, wnikliwe ukazanie społecznych problemów tamtych czasów, od podziałów rasowych i seksizmu poczynając, na kulcie celebrytów kończąc, i wreszcie aktorski dream team — tym podbiło publikę "American Crime Story". To od tego serialu zaczęła się wielka kariera Sterlinga K. Browna, to ACS przekonało nas, że David Schwimmer potrafi być świetnym aktorem dramatycznym, to tutaj Courtney B. Vance dosłownie szalał jako Johnnie Cochran. A przecież w obsadzie byli jeszcze Cuba Gooding Jr. i John Travolta!
2. sezon, opowiadający o sprawie zabójstwa projektanta mody Gianniego Versacego przez Andrew Cunanana, jest zupełnie inny, bo skupia się mniej na śledztwie i medialnym zamieszaniu wokół sprawy, a bardziej na anatomii mordercy, w którego wcielił się znakomity Darren Criss.
Choć ten sezon też ma w obsadzie gwiazdy pierwszej wielkości, na czele z Rickym Martinem i Penélope Cruz, to właśnie opowiadana od końca historia młodego socjopaty, który postanowił zemścić się na społeczeństwie, ma tutaj największą siłę rażenia. "Zabójstwo Versace" to także opowieść o społeczeństwie lat 90. i o powszechnej homofobii, która miała swój udział w tragedii. [Marta Wawrzyn]
The Crown
Serial Petera Morgana to rzadkie udane połączenie spektakularnego widowiska z kameralnym dramatem. Zróżnicowanie to wynika z ukazywania przepychu i rytuału towarzyszących brytyjskiej rodzinie królewskiej przy równoczesnym wejściu w prywatne życie jej członków, przede wszystkim Elżbiety II, której losy poznajemy przez kolejne dekady.
Od zakochanej dziewczyny po próbującą utrzymać niesfornych krewnych w ryzach kobietę, która swoje uczucia i dylematy musi ukrywać przed światem. W pierwszych dwóch seriach Elżbietę gra fenomenalna Claire Foy, umiejętnie sugerująca w swojej roli, jakie pokłady emocji kryją się za chłodną maską zmuszonej czasem wręcz do bezwzględności królowej.
Nie brak tu wielkich kryzysów politycznych i społecznych, mnożą się też skandale obyczajowe, gdy osaczony etykietą Filip (Matt Smith) i zbuntowana wobec konwenansów Małgorzata (Vanessa Kirby) próbami życia nie jak władcy, ale jak zwykli, popełniający błędy ludzie, narażają na szwank dobre imię panującej dynastii. Twórcy "The Crown" odtwarzają wydarzenia historyczne, a przy tym pokazują koszty ponoszone przez tych, którzy są szczycie, a równocześnie – w złotej klatce.
Piękne kostiumy, dbałość o detale, muzyka Hansa Zimmera i filmowy rozmach idą w parze z dobrym scenariuszem i interesującymi portretami bohaterów. Obsada zachwyca, a stylowość produkcji uwodzi. Serial wraca z 3. serią 17 listopada, w nowej obsadzie (między innymi z Olivią Colman i Heleną Bonham Carter!), więc jeśli ktoś jeszcze nie nadrobił wcześniejszych sezonów, to teraz jest na to bardzo dobry moment. [Kamila Czaja]
Manhunt
W porównaniu z innymi tytułami w tym rankingu, produkcja Discovery Channel wygląda wręcz na kopciuszka. Ot, taka tam zwykła historia z gatunku true crime, co może być w niej wyjątkowego? Na pozór nic, ale gwarantujemy wam, że jeśli tylko dacie jej szansę, to nie odejdziecie od ekranu, dopóki nie ujrzycie napisów końcowych ostatniego odcinka.
"Manhunt" (1. sezon nosi podtytuł "Unabomber") jest bowiem jednym z tych seriali, które choć wyglądają dokładnie tak, jak można się po nich spodziewać, potrafią zrobić pożytek z gatunkowych schematów. I tak, opowieść o polowaniu na jednego z najsłynniejszych amerykańskich przestępców, tytułowego Unabombera, czy jak wolicie Teda Kaczynskiego (Paul Bettany), podąża znanymi ścieżkami. Mamy więc nieuchwytnego terrorystę, ciągnące się przez lata śledztwo i wreszcie myśliwego w osobie profilera z FBI, Jima Fitzgeralda (Sam Worthington), którego niestandardowe (wówczas) metody, przyniosły długo oczekiwany przełom w sprawie.
A wszystko to śledzimy w emocjach, jakich po historii śledztwa opartego na lingwistyce porównawczej i dokładnym studiowaniu manifestu Unabombera raczej trudno oczekiwać. Twórcy potrafią bardzo zręcznie stopniować napięcie, wiedząc doskonale, kiedy trzeba akcję przyspieszyć, a kiedy przyda się więcej oddechu, w efekcie dając nam perfekcyjnie wyważoną produkcję. Nie nadmiernie rozciągniętą, z solidnie napisanymi postaciami i kapitalną rolą Paula Bettany'ego. Tyle wystarcza, by mocno przykuć do ekranu, nawet jeśli z faktami (zwłaszcza rolą prawdziwego Fitzgeralda w sprawie) bywa tu ponoć mocno na bakier. [Mateusz Piesowicz]
Skandal w angielskim stylu
Ta produkcja ma być antologią, więc planowaną kolejną serię, poświęconą tym razem rozwodowi Margaret Campbell, można się zainteresować bez znajomości poprzednich odcinków. Jednak nienadrobienie historii polityka Jeremy'ego Thorpe'a i jego relacji z Normanem, która od romansu przeszła w znacznie bardziej mroczne rejony, stanowiłoby spore przeoczenie. Nie tylko dlatego, że główne role zagrali Hugh Grant i Ben Whishaw.
"Skandal w angielskim stylu" mógł się okazać tabloidowym guilty pleasure albo nadmiernie poważną historią nikczemności i parlamentarnych intryg. Był tu niebezpieczny potencjał na tanią sensację albo na moralitet o tym, jak kończy się dążenie po trupach do celu. Na szczęście to nie w stylu scenarzysty Russela T Daviesa i reżysera Stephena Frearsa, którzy potrafią połączyć, jak sam tytuł wskazuje, skandalizujące wydarzenia z lekkością typową dla brytyjskich czarnych komedii.
Efekt tej mieszanki z jeden strony składa się na przyjemny, wciągający seans, z drugiej – pozwala pod komiczną miejscami konwencją opowiedzieć o sprawach poważnych. Jest tu dramat skrywanej orientacji seksualnej i lęku przed społecznym ostracyzmem, jest pytanie o to, jak daleko można posunąć się dla władzy lub poprawy sytuacji bytowej, a także o szczerość intencji w relacjach międzyludzkich. Stylowy, świetnie zagrany, nadający prawdziwej historii ciekawą ekranową formę serial. [Kamila Czaja]
Narcos
Doskonały przykład na to, jak wciągające i popularne są prawdziwe historie. W końcu "Narcos", jedna z flagowych produkcji Netfliksa, zaczynało się jako opowieść o Pablo Escobarze, jego narkotykowym imperium i polowaniu, które śledził cały świat. Na nim się jednak bynajmniej nie skończyło, bo potem dostaliśmy jeszcze jeden sezon, tym razem skupiający się na przejmującym przywództwo w kolumbijskim biznesie kokainowym kartelu z Cali. I co, myślicie, że to już koniec?
Nic z tego. Wystarczyło tylko lekko podrasować szyld, dodając do tytułu słowo "Meksyk" i już można było ogłosić reset serii z całkiem nowymi bohaterami w nowym kraju. Nie zmienił się za to fakt, że nieważne czy w kolumbijskiej, czy w meksykańskiej odsłonie, "Narcos" wciąż prezentowało się bardzo dobrze, wyciągając maksimum z historii, która powinna nam się już znudzić. Bo ileż można gonić za narkotykowymi baronami?
Jak się okazało, naprawdę długo i to niezależnie od tego, kto i kogo ścigał. Jasne, tak charyzmatycznej postaci jak Pablo Escobar (w dodatku w świetnej kreacji Wagnera Moury), ze świecą szukać, ale to nie tak, że zabójczej ekipie z Cali albo niejakiemu Félixowi Gallardo (Diego Luna) można czegoś odmówić. Podobnie jak stojącym po drugiej stronie barykady agentom DEA, czyli Steve'owi Murphy'emu (Boyd Holbrook), Javierowi Peñi (Pedro Pascal) i Kikiemu Camarenie (Michael Peña).
Wszyscy są oczywiście wzorowani na prawdziwych postaciach, których (czasem tragiczne) historie zostały przedstawione na ekranie w sposób raz mniej, raz bardziej wierny rzeczywistości, ale zawsze emocjonujący i przede wszystkim wciągający jak diabli. Bo bez względu na swoje wcielenie, "Narcos" gwarantuje, że trudno będzie się przy nim oderwać od ekranu. Nie wątpimy, że w kolejnej odsłonie (czyli 2. sezonie "Narcos: Meksyk") nic się w tej kwestii nie zmieni. [Mateusz Piesowicz]