10 powodów, dla których warto oglądać "Sukcesję" — fenomenalny serial o rodzinie obrzydliwych bogaczy
Marta Wawrzyn
17 września 2019, 20:01
"Sukcesja" (Fot. HBO)
Ostatnio wszyscy mówią o "Sukcesji" i nie bez powodu. W 2. sezonie serial HBO jeszcze ostrzej portretuje naszą rzeczywistość, w której najbardziej wpływowi ludzie są jak wyjęci z "Gry o tron".
Ostatnio wszyscy mówią o "Sukcesji" i nie bez powodu. W 2. sezonie serial HBO jeszcze ostrzej portretuje naszą rzeczywistość, w której najbardziej wpływowi ludzie są jak wyjęci z "Gry o tron".
Podczas gdy rok temu "Sukcesja" przeszła niezauważona, teraz wreszcie doceniają ją i krytycy, i widzowie, których serial ma coraz więcej. To świetna wiadomość, bo produkcja HBO jest tytułem wyjątkowym na tle powszechnej średniości, recyklingu starych pomysłów i stawiania na ilość zamiast jakość.
Podrzucamy 10 powodów, aby nadrobić dotychczasowe odcinki "Sukcesji" i dołączyć do grona fanów, którzy co tydzień przerzucają się rewelacyjnymi cytatami z serialu, nie mogą się nadziwić, jak pokręcone pomysły mają scenarzyści, i szukają odpowiedników tego, co zobaczyli, w prawdziwym świecie.
1. To dorosły dramat, który wciąga, ale nie od razu
Choć przyznajemy, że sami rok temu nie wykazaliśmy się wystarczającą cierpliwością do "Sukcesji", powolne układanie kart to z pewnością nie jest jej wada. Jak mnóstwo wielkich seriali przed nią, na czele z "The Wire" i "Breaking Bad", produkcja HBO musiała zbudować podwaliny pod późniejsze fabularne szaleństwo. Zajęło jej to większość debiutanckiego sezonu, który znamiona czegoś rzeczywiście wyjątkowego nosi dopiero w trzech ostatnich odcinkach.
Dla pochłaniaczy serialowego fast foodu, którymi w tych czasach wszyscy jesteśmy, to może być (i był) problem. Warto jednak docenić "Sukcesję" za to, że zrobiła wszystko po swojemu, nie idąc na kompromisy i odpuszczając sobie ukłony w stronę masowej publiki. To rasowy serial dramatyczny dla dorosłego widza, czyli coś, czego w epoce triumfu young adult we wszystkich formach prawie już nie ma. Czas pokaże, czy równie dobry jak "The Wire", "Rodzina Soprano" albo "Sześć stóp pod ziemią" — na pewno 2. sezon ma fenomenalny.
2. Sukcesja, czyli życie najbogatszych bez cenzury
W "Sukcesji" nigdy nie pada nazwisko pewnego prezydenta zaczynające się na T, nie ma też w tym świecie Ruperta Murdocha ani innych amerykańskich baronów medialnych. Ale to serial o nich. O bardzo wąskim gronie obrzydliwie bogatych ludzi, którzy pociągają za sznurki, rządzą mediami, mówią nam codziennie, co mamy myśleć, i traktują cały świat jak swój prywatny plac zabaw. Dokładnie tacy są Royowie — szef rodzinnego imperium medialno-rozrywkowego, Logan (Brian Cox), który w pilocie przechodzi zawał, i czwórka jego cynicznych dorosłych dzieci, walczących bezpardonowo o schedę po ojcu, choć temu nie spieszy się do grobu.
"Sukcesja" to życie bogaczy w krzywym zwierciadle — ci ludzie mogą wszystko i wiedzą, że mogą wszystko. Prywatne odrzutowce i helikoptery służą tutaj za taksówki, walka o władzę odbywa się w szklanych wieżowcach w chmurach, a odpowiedzi na pytanie, ile kosztuje mleko, nie zna oczywiście nikt. Oderwani od rzeczywistości przedstawiciele bogatej mniejszości kreują rzeczywistość. Czy to przesada, czy tak naprawdę wygląda nasz świat? Niezależnie od tego, co o tym myślicie, jest szansa, że oglądając serial HBO nieraz przejdziecie od śmiechu (bo aspekt komediowy jest tu mocno zaznaczony) do totalnego szoku i z powrotem.
3. Bohaterowie serialu są najokropniejsi na świecie
To nie przesada: w "Sukcesji" przeżarci cynizmem, samolubni, podli i paskudni są wszyscy, bez wyjątku. Ojciec to stary bufon, który traktuje rodzinę jak uczestników swojej prywatnej gry. Jego najbardziej ogarnięty syn, Kendall (Jeremy Strong) spiskuje przeciwko niemu. Siobhan aka Shiv (Sarah Snook), jedyna córka, to chłodna doradczyni polityczna, która nieraz was zadziwi swoim okrucieństwem. Najmłodszy z synów, Roman (Kieran Culkin), jest rodzinnym wesołkiem, którego wszyscy uważają za idiotę. Z kolei najstarszy, Connor (Alan Ruck), z wyższością odcina się od całego towarzystwa, jednocześnie korzystając z rodzinnych pieniędzy i wpływów.
I na tym nie koniec, bo chyba najpaskudniejszy ze wszystkich jest Greg (Nicholas Braun), na pierwszy rzut oka naiwny kuzyn, który pnie się szybko w firmie. Ten człowiek to absolutnie wyjątkowe połączenie totalnego fajtłapy z wykorzystującym każdą nadarzającą się okazję łajzą, co go czyni bardzo trudnym do zniesienia. Niewiele lepszy jest Tom (Matthew Macfadyen), facet i zarazem podnóżek Shiv, który daje sobą pomiatać, byle tylko być częścią rodziny. Swoje momenty ma także Willa (Justine Lupe), młoda dziewczyna Connora, z zawodu escort girl.
Oglądanie, jak ci ludzie skaczą sobie do gardeł, byle tylko wyrwać jak największy kawałek tortu, to zajęcie bez mała fascynujące. Czasem brakuje tylko kojącego głosu Krystyny Czubówny, która spokojnie objaśniałaby nam zwyczaje drapieżników z rodziny Royów. O ile w 1. sezonie nienawidzi się wszystkich, w drugim łatwiej już o pewne sympatie czy momenty, kiedy komuś rzeczywiście można współczuć. Nie zmienia to jednak obrazu całości — to świat okropnych ludzi, który wciąga bez reszty właśnie dlatego, że wszystkim bohaterom życzy się wszystkiego najgorszego.
4. Kieran Culkin jako Roman i inne wybitne kreacje
Z tegorocznych nominacji do Emmy wynika co prawda, że dobrych aktorów ma tylko "Gra o tron", ale jest realna szansa, że za rok galę opanuje towarzystwo z "Sukcesji". W serialu jest przynajmniej kilka kreacji aktorskich, które bez większej przesady można nazwać wybitnymi. Brian Cox jest iście królewski, nawet kiedy sika na podłogę czyjegoś biura. Jeremy Strong świetnie sobie radzi w 1. sezonie jako ten najważniejszy z grupki dzieci — jego bohater ma liczne demony, mocno poplątane życie prywatne i jest gnany do przodu ambicją, bez której nie wiedziałby, kim jest.
Sarah Snook świetnie oddaje chłód swojej bohaterki i swego rodzaju beztroskę czy też samozadowolenie, z jaką popełnia ona okropne rzeczy. Peany należą się Matthew Macfadyenowi za stworzenie wiarygodnego portretu desperata, ciągle balansującego między łobuzem, który nie przepuści okazji, żeby wyżyć się na kimś, kto nie może mu oddać, a żałosną psiną, czekającą, żeby porwać to, co spadnie z pańskiego stołu. Jest w tym wszystkim nieopisana poezja, naprawdę.
Ale nie dziwię się, że dostrzeżony przez krytyków został przede wszystkim Kieran Culkin jako Roman, czyli człowiek-zagadka i autor najzabawniejszych tekstów w serialu, niejednokrotnie będących okrutnie szczerym komentarzem na temat działań całej rodziny. Traktowany z dobrotliwą pobłażliwością najmłodszy syn Logana uważany jest powszechnie za niedojrzałego dzieciaka lub/i idiotę, o czym dobrze wie i nie kryje się z tą wiedzą, jednocześnie kombinując, jak ugrać jak najwięcej. Ta postać potrafi zaskoczyć, a Culkin potrafi grać ją tak, żeby nie była tylko chodzącą parodią. Oglądanie poczynań Romana to czysta radość, bo on jedyny głośno i bezwstydnie przyznaje rzeczy, które my często o Royach myślimy.
5. Sukcesja to szekspirowska tragedia i czysta farsa
Twórcą "Sukcesji" jest brytyjski scenarzysta Jesse Armstrong ("The Thick of It", "Peep Show", "Black Mirror: The Entire History of You") i tę jego brytyjskość widać na każdym kroku. Serial z jednej strony jest bardzo poważnym dramatem — takim, w którym ludzie słuchają muzyki klasycznej, cytują Szekspira i rozszyfrowują łacińskie inskrypcje. Szekspirowskie inspiracje widać, zarówno w tym, jak "Sukcesja" prezentuje konflikty, z walką o władzę na czele, jak i w sposobie ich rozwiązywania. Element tragedii co jakiś czas daje o sobie znać w bardzo mocny sposób.
Ale "Sukcesja" ma jeszcze drugą twarz. To czarna komedia i satyra społeczna — bezlitosna, celna, śmieszna jak diabli. Zdarza się, że superważne wydarzenie zamienia się w totalną farsę, znaczoną chichotem Romana, ciętymi komentarzami Shiv i wściekłością nestora rodu. W 1. sezonie dzieje się tak głównie w ostatnich odcinkach, w drugim Armstrong i spółka jadą od początku bez ograniczeń. Zwłaszcza wyróżniają się odcinki "Hunting", "Safe Room" i "Tern Haven", gdzie mnóstwo ludzi radośnie uczestniczy w farsach, które mogą odmienić na zawsze ich życie, i stara się wykombinować, jaka jest właściwa reakcja na to, co się dzieje.
6. Wiązanki przekleństw, które poznają fani Veepa
To nie telewizja, to HBO, a więc można przeklinać. Ale nie tak, jak przeklina się czasem w polskich serialach, gdzie zdarza się, że ktoś rzuci słowem na K, bo może. W "Sukcesji" przekleństwa to poezja. Stopień ich wyrafinowania, skomplikowania i celności zawartych w nich komentarzy przywodzi na myśl "Veepa", gdzie też paskudni ludzie walczyli o władzę, co chwila wymierzając ciosy poniżej pasa.
To skojarzenie nie jest przypadkowe. "Veep" to dzieło Armanda Iannucciego, brytyjskiego twórcy, który jego scenariusz oparł na swoim wcześniejszym serialu, "The Thick of It". A kto współtworzył "The Thick of It" (przy okazji serdecznie polecamy)? Jesse Armstrong. Twórca "Sukcesji" uczył się pisania zabawnych i jednocześnie cynicznych dialogów od mistrzów gatunku.
7. To też jeden z najlepszych dramatów rodzinnych
Jeśli lubicie seriale rodzinne, zwłaszcza takie o rodzinach bardziej dysfunkcyjnych niż standard, to "Sukcesja" też jest dla was. Royowie najbardziej przypominają rodziny mafijne, rządzone przez bossa, którego wybory dotykają wszystkich i mają silny wpływ na dzieci, dorastające w warunkach dalekich od typowych. Pierwsza na myśl przychodzi "Rodzina Soprano", ale nie tylko, bo są też takie momenty, kiedy ci ludzie są neurotyczni jak Fisherowie z "Sześć stóp pod ziemią". Dramat rodzinny sam w sobie nie jest tu główną atrakcją, ale jest bardzo ważną składową.
8. …i coś, co powinno trafić do fanów Gry o tron
"Rodzina Soprano" to moje pierwsze skojarzenie, drugie to "Gra o tron", bo w "Sukcesji" walczy się o władzę podobnymi metodami. Niekoniecznie od razu padają trupy i z pewnością nikt nie "zapomina o flocie Eurona", ale analogie między Royami i Lannisterami narzucają się same. Logan jest jak Tywin, Siobhan to wykapana Cersei, Roman przechodzi podobną drogę co Jaime, a Kendall przypomina Tyriona — a przynajmniej tak to widzą autorzy serwisu Winter Is Coming. Strach pomyśleć, ale "Sukcesja" to "Gra o tron" dziejąca się w naszym, współczesnym świecie.
9. Będziecie zaskoczeni, ile w Sukcesji jest prawdy
Na pierwszy rzut oka "Sukcesja" to festiwal chorych pomysłów, z których najbardziej chyba wyróżniło się strzelanie do dzików i paskudna gra "Boar on the Floor" w "Hunting". Ale to nie jest do końca tak, że scenarzyści to wymyślają od zera, raczej robią dobry research i wplatają prawdziwe historie w fabułę. Business Insider opisuje, ile rzeczy z najnowszego odcinka, "Argestes", zgadza się z prawdziwymi "letnimi obozami dla bogaczy" (nawet Zuckerberg nosi plakietkę z nazwiskiem!).
W ten sam sposób można by przeanalizować większość odcinków. W oczy rzucają się nie tylko podobieństwa między Royami a Murdochami, ale też masa drobiazgów, jak restauracja, w której Greg z Tomem jedli "małe ptaszki", artefakt w postaci penisa Napoleona, szczegóły wyjazdów korporacyjnych, ośrodek Blue Lagoon w Islandii, gdzie był Ken. Bardzo wiele pomysłów, które wydają się rodem z kosmosu, Armstrong i spółka biorą z prawdziwego życia bogatych i wpływowych.
10. Serial ma już zamówienie na 3. sezon
Po dziesiąte i ostatnie, nie ma groźby, że to serial, który nam znienacka skasują. "Sukcesja" ma zamówienie na 3. sezon, który zobaczymy w przyszłym roku. A ponieważ serial wciąż jeszcze nabiera wiatru w żagle, można przypuszczać, że na tym się nie skończy. Nie tylko my wiemy, że to kolejna świetna rzecz — HBO też.