"Criminal" to nietypowy procedural w europejskim wydaniu – recenzja serialu Netfliksa
Mateusz Piesowicz
22 września 2019, 13:43
"Criminal" (Fot. Netflix)
Dwanaście śledztw, cztery kraje i tylko jeden pokój przesłuchań. "Criminal" nie wymyśla gatunku na nowo, ale podchodzi do kryminału w dość nietypowy sposób. Z jakim skutkiem?
Dwanaście śledztw, cztery kraje i tylko jeden pokój przesłuchań. "Criminal" nie wymyśla gatunku na nowo, ale podchodzi do kryminału w dość nietypowy sposób. Z jakim skutkiem?
Bez komentarza. Nie wiem. Nie pamiętam. Te i podobne słowa, które regularnie padają w dwunastu odcinkach "Criminal", na pewno nie są tym, co chcieliby usłyszeć bohaterowie serialu i jego widzowie. W końcu nic nie irytuje bardziej, niż przyparci do muru w sali przesłuchań podejrzani, chwytający się ostatniej deski ratunku i odmawiający współpracy ze stróżami prawa. "I tak wiemy, że to zrobiłeś! Przyznaj się wreszcie!" – chciałoby się czasami krzyknąć do ekranu, ale wtedy przecież nie byłoby zabawy.
A już na pewno nie byłoby serialu takiego jak "Criminal", który opierając się niemal w stu procentach na grach śledczych z postawionymi pod ścianą przestępcami (albo podejrzanymi o to miano), zapewnia kilka godzin solidnej, choć niezbyt odkrywczej rozrywki. Pytanie czy po praktycznie zamkniętej w czterech ścianach produkcji można było w ogóle spodziewać się czegoś innego?
Criminal – antologia z czterech krajów Europy
Patrząc na sam jej koncept – jak najbardziej. Dostaliśmy wszak nie jeden serial, a cztery (tak też zostały podzielone na Netfliksie) rozgrywające się w różnych zakątkach Europy, przynajmniej na papierze. W rzeczywistości biuro przesłuchań, w którym rozgrywa się akcja, jest jedno. Stworzone na potrzeby produkcji w studiu w Madrycie. Ten sam jest również duet twórców (brytyjscy filmowcy George Key i Jim Field Smith), no i oczywiście idea, zakładająca zrobienie policyjnego procedurala w całości złożonego z butelkowych odcinków.
Różnice zaczynają się na poziomie reżyserów, scenarzystów i obsady, bo każdy z segmentów (brytyjski, francuski, hiszpański i niemiecki) to nakręcone w lokalnym języku dzieło innej międzynarodowej ekipy. Wszyscy dostali do dyspozycji trzy około 45-minutowe odcinki, a w nich czas na trzy różne kryminalne historie. Haczyk tkwił oczywiście w tym, że wszystkie miały zamknąć się w ciasnej powierzchni wspomnianego biura i skupiać przede wszystkim na intensywnych rozmowach śledczych z przesłuchiwanymi.
Pomysł nie taki znów oryginalny, bo niejeden procedural (i nie tylko) ma tego typu odcinki, ale już oparcie na nim całego serialu to coś nowego. I całkiem odważnego, bo abstrahując od czysto praktycznych zalet butelkowych fabuł, ograniczenie się do niewielkiej przestrzeni wymaga od twórców sporej zręczności w takim poprowadzeniu i udramatyzowaniu narracji, by się nam za szybko nie znudziło. Czy w "Criminal" ta sztuka się udała, to kwestia dyskusyjna.
Criminal to dwanaście różnego rodzaju spraw
Pomaga na pewno fakt, że każdy z odcinków to rzeczywiście inna historia, inne śledztwo i inny przesłuchiwany. Oczywiście, są pomiędzy nimi pewne powiązania (ale tylko w obrębie jednego kraju) widoczne w relacjach między prowadzącymi przesłuchania, jednak w centrum uwagi mamy zawsze zamkniętą, skupioną na konkretnej sprawie opowieść. W tych natomiast można dowolnie przebierać, wyławiając szereg dobrze znanych i trochę mniej ogranych motywów.
Są więc przerabiane wielokrotnie tradycyjne historie o mordercach i o zbrodniach podszytych namiętnościami (chyba najczęściej wykorzystywany schemat). Są o przestępstwach sprzed lat i takich, gdzie liczy się każda minuta. Są sprawy dość proste i uniwersalne, a także nieco bardziej zakręcone lub osnute wokół czegoś specyficznego dla danego kraju. Zawsze jednak fabuła i towarzyszące jej emocje są na tyle czytelne, że z wgryzieniem się w którykolwiek odcinek nie będzie żadnego problemu.
Choć szczerze mówiąc, odniosłem wrażenie, że gdyby od czasu do czasu taki problem się pojawił, "Criminal" na pewno by na tym nie ucierpiało. Serial Netfliksa bywa bowiem często zwyczajnie za prosty i zbyt mocno oparty na gatunkowych kliszach, by wzbudzić w widzu większe zainteresowanie. "Ot, jeszcze jedna kryminalna historia jakich wiele" to podsumowanie, które pasuje mi do większości odcinków, co niestety mówi samo za siebie.
Criminal — solidnie i bez większych szaleństw
Ale czy jest to również powód, by netfliksową antologię spisać bezwzględnie na straty? Nie, bez przesady, "Criminal" nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu, od czasu do czasu potrafiąc przykuć uwagę nieco mocniej. Choćby stawiając na oryginalną treść, jak w odcinku otwierającym francuską część, który odnosi się do ataku terrorystycznego na paryski klub Bataclan z 2015 roku. Albo jedną z niemieckich historii, sięgającą do różnic, jakie powstały w kraju po upadku Muru Berlińskiego. Szkoda tylko, że twórcy rzadko korzystają z tego typu możliwości.
Zamiast nich wolą brnąć w znacznie bezpieczniejsze rejony, oferując widzom lepsze czy gorsze kryminalne opowiastki i dając pole do popisu wykonawcom. A ci z niego korzystają, na ile oczywiście są w tym ograniczonym zakresie w stanie. Trzyodcinkowe mini sezony nie dają wszak wielkiego pola manewru do stworzenia pełnokrwistych postaci, pozwalając błyszczeć raczej aktorom występującym gościnnie w rolach przesłuchiwanych (w brytyjskiej części są to m.in. David Tennant i Hayley Atwell w ciekawej odsłonie), niż tym ze stałej obsady.
Ci, choć w każdym przypadku solidni, muszą opierać się strzępkach poświęconego im scenariusza, próbując ulepić swoich bohaterów w krótkich przerwach w trakcie przesłuchań czy w zamienianych na szybko zdaniach w pokoju po drugiej stronie szyby. O żadnych złożonych emocjach i relacjach nie ma więc mowy, a próby wplecenia w odcinki większej fabuły (związki i konflikty między detektywami, kontrole wewnętrzne) są banalne i zwyczajnie niepotrzebne. Skoro o podejrzanych nie wiemy nic ponad to, co sami nam powiedzą, to i wiedza o przesłuchujących wydaje się zbędna.
Criminal to trochę za dużo tego samego
To jednak minus z gatunku nieuprzykrzających szczególnie życia, bo i tak wiadomo, że najważniejsze są tu przesłuchania. A te wypadają właściwie w każdym przypadku dobrze lub bardzo dobrze, serwując nam pełen zestaw podejrzanych – od tych irytujących upartym milczeniem, przez zgrywających cwaniaków i próbujących przejąć kontrolę nad przesłuchaniem, po autentycznie przerażonych całą sytuacją. Do tego dochodzą obowiązkowe zwroty akcji w trakcie rozmowy, wyciągane przez obie strony asy z rękawa i emocjonalne zagrywki, które jednak im dalej w serial, tym mniejsze robią wrażenie. W końcu ileż można jechać na tym samym pomyśle?
No właśnie, tutaj dochodzimy do największego problemu "Criminal" czyli powtarzalności. Nie w treści, bo z tą już wiecie, że twórcy kombinują, jak mogą. Co innego jednak opowiadać o różnych sprawach, a co innego robić to tak, by za każdym razem skutecznie zajmować naszą uwagę. Netfliksowa antologia niestety sobie z tym nie radzi, oferując dwanaście bardzo podobnych strukturalnie i ostatecznie monotonnych historii, w których wciąż i wciąż sięga się po te same zagrywki.
Jasne, format narzuca drastyczne ograniczenia, ale to nie może usprawiedliwiać faktu, że przebieg każdego przesłuchania da się z grubsza przewidzieć. Ani tym bardziej, że praktycznie każdą z historii można by wyjąć z pierwotnego kraju i umieścić w innym, dokonując w niej najwyżej kosmetycznych zmian. Wychodzi więc na to, że największym urozmaiceniem w serialu jest zmiana języka, bo już policjanci i ich praca są w gruncie rzeczy wszędzie tacy sami. Brzmi przejmująco nudno, zwłaszcza w dużej dawce.
Dlatego też nie polecam przyjmować "Criminal" w ten sposób, bo o ile nie jesteście miłośnikami gatunku, którzy od lat połykają wszystkie procedurale w ilościach hurtowych, to szybko możecie poczuć się znużeni. Podchodząc jednak do tej produkcji rozsądnie (powiedzmy jeden kraj na tydzień), da się wyciągnąć z niej sporo dobrego. Najlepiej zapominając przy tym, że serialowy koncept obiecywał coś więcej niż kolejną odsłonę netfliksowego średniactwa, bo rzadko tę obietnicę spełnia.