"Dobre Miejsce" wróciło, a my już wiemy, że będziemy tęsknić – recenzja premiery 4. sezonu
Mateusz Piesowicz
27 września 2019, 20:29
"Dobre Miejsce" (Fot. NBC)
Jeszcze tylko trzynaście odcinków i koniec. Choć finałowy sezon "Dobrego Miejsca" dopiero się zaczął, trudno zapomnieć, że serial nieuchronnie zbliża się do końca. Spoilery z pierwszego odcinka.
Jeszcze tylko trzynaście odcinków i koniec. Choć finałowy sezon "Dobrego Miejsca" dopiero się zaczął, trudno zapomnieć, że serial nieuchronnie zbliża się do końca. Spoilery z pierwszego odcinka.
Jakkolwiek cieszymy się z powrotu jednej z naszych ulubionych komedii, tak nie da się ukryć, że jej finisz już widać na horyzoncie. Może zatem lepiej, że twórcy tym razem poszli inną drogą niż przy poprzednich sezonach i zamiast podwójnego odcinka na start, postanowili dawkować nam przyjemność? Pewnie, potrwa ona przez to nieco dłużej, ale jednocześnie jest to podejście nieco sztuczne i raczej niepotrzebne. Zwłaszcza że otwierająca tę odsłonę serialu "A Girl from Arizona" wyraźnie stanowi tylko pozbawioną znaczącej konkluzji połówkę całości. A trudno z takiej czerpać pełną satysfakcję, prawda?
Dobre Miejsce znów zaczyna od nowego początku
Co nie znaczy oczywiście, że premiera 4. sezonu wypadła źle, skądże znowu. Będąc jednak przyzwyczajonym do fajerwerków, jakich "Dobre Miejsce" potrafi dostarczać, wejście w finałową odsłonę historii Eleanor i reszty może wydać się wyjątkowo stonowane. I to wcale nie ze względu na ciężar gatunkowy historii, która wyszła już daleko poza czwórkę naszych ulubionych śmiertelników. Ratowanie całej ludzkości przed wiecznym potępieniem? Nic nowego – zostaliśmy na to przygotowani poprzednio, teraz poznając tylko kolejne elementy układanki i oczywiście pierwsze przeszkody na drodze bohaterów.
Te zaś rozmnożyły się bardzo szybko, fundując Eleanor (Kristen Bell) bardzo wyboisty start w roli architekta, dotąd przypisanej Michaelowi (Ted Danson). Jakby ta nie miała dość własnych kłopotów z Chidim (William Jackson Harper), którego każde spotkanie sprawia jej wyraźny ból. Spójrzcie tylko na ledwie dostrzegalny grymas na jej twarzy i lekko łamiący się głos, gdy ten zapomniał jej imienia… Będą się musieli twórcy napocić, by wszystko tej dwójce wynagrodzić, ale na to jeszcze nie pora. Teraz istotniejsze są inne sprawy, bo jako się rzekło, do nowo zbudowanej, eksperymentalnej dzielnicy trafili kolejni mieszkańcy.
No właściwie to jeden mieszkaniec, bo niejaka Linda Johanssen (Rachel Winfree) szybko okazała się podstępem wszawych i nikczemnych demonów ze Złego Miejsca, czego jednak trochę mi szkoda. Kobieta, której nie ruszyło nawet świetliste słoniątko znające wszystkie sekrety wszechświata (kto miał podejrzenia wobec Stonehenge, ręka w górę!) mogła mieć potencjał na coś więcej, ale cóż, nie pierwszy i na pewno nie ostatni to raz, gdy zostaliśmy wyprowadzeni w pole. A sam efekt, jaki wywołało nagłe ujawnienie się prawdziwej natury nowej "bohaterki", był wart tego małego oszustwa. Eleanor pewnie powiedziałaby, że widok pewnej umięśnionej klaty też, ale zostawmy to.
Dobre Miejsce – nowe problemy w 4. sezonie
Skupmy się na tym, co wiemy na ten moment na pewno, czyli już całkiem prawdziwych śmiertelnikach biorących udział w tej wielkiej improwizacji i oczywiście od początku sprawiających kłopoty. Jak Simone (Kirby Howell-Baptiste) i jej całkiem racjonalne podejście, każące zaprzeczać wszystkiemu, co się dzieje. Albo Brent (Ben Koldyke), czyli typ, który rzucił Johnowi (Brandon Scott Jones) rękawicę w irytowaniu wszystkich dookoła. Nie zapominając o Chidim, który ostatecznie został częścią eksperymentu, zwiastując jeszcze większe emocjonalne zaangażowanie wszystkich stron.
Działo się zatem w nieco ponad dwudziestu minutach aż nadto, by móc stwierdzić, że "Dobre Miejsce" nie zamierza zwalniać tempa, co rusz dorzucając do miksu kolejny składnik. Jak nie problemy ze śmiertelnikami, to z mieszającym wszystkim Shawnem (Marc Evan Jackson) i jego poplecznikami. Jak nie zranioną, ale starającą się odłożyć uczucia na bok Eleanor, to tylko pozornie mniej poważną rywalizację Jasona (Manny Jacinto) z Derekiem (Jason Mantzoukas). Ten wątek zapowiada się zresztą świetnie, będąc takiego rodzaju absurdem, który tu kapitalnie pasuje. A że Janet (D'Arcy Carden) ma na głowie więcej niż dwójkę pociesznych idiotów, to myślę, że lada moment czeka nas coś specjalnego w jej wydaniu.
Choć oczywiście przewidywanie, w jakim kierunku zechcą nas zabrać Michael Schur z ekipą, kompletnie mija się z celem i już urwany w połowie wstęp do nowego sezonu to potwierdził. Jasne że w dalszej części przewijać się będzie wątek Eleanor i Chidiego. Swój czas, by określić, czy nadal są chłopakiem i nie-dziewczyną dostaną także Janet i Jason, a i Tahani (Jameela Jamil) powinna znaleźć coś do roboty. No i rzecz jasna kryzys oraz wycofanie się z pierwszego planu Michaela nie zostanie zostawione bez komentarza. Reszta potoczyć się jednak może dowolnie, sprawiając, że "Dobre Miejsce" będzie bez wątpienia równie nieprzewidywalne co zawsze. I ta wiedza na początek zupełnie wystarcza, by dobrze się bawić.
Dobre Miejsce rozpoczyna marsz ku finałowi
Na więcej musimy poczekać, póki co ciesząc się po prostu, że serial i jego bohaterowie wrócili, są w formie i choć zdecydowanie dojrzeli, mając na barkach los całej ludzkości (no może poza Jasonem), bynajmniej nie zmieniło to całkowicie ich podejścia do świata (nikt tak pięknie nie narzeka pod nosem jak Eleanor!). Podobnie można powiedzieć o całym "Dobrym Miejscu", które przechodząc przez kolejny powrót do korzeni, wciąż się rozwija, jednocześnie pozostając uroczą, zabawną, wzruszającą na wiele sposobów i absolutnie pokręconą historią.
Nie wątpię, że zostanie tak do samego końca, a po drodze będziemy mieli mnóstwo okazji, by raz jeszcze uświadomić sobie, jak bardzo przywiązaliśmy się do tutejszych postaci. Premierowy odcinek był tego dobrym przypomnieniem, a zarazem przestrogą, że dalsza część tej podróży może okazać się mocno emocjonalna. I sam już nie wiem, czy bardziej nie mogę się tego doczekać, czy jednak wolałbym, żeby ten koniec nigdy nie nadszedł. Zostaje zatem powtórzyć hasło motywacyjne za Michaelem (którym ładnie sparodiowano słynną kwestię z "Friday Night Lights") i szykować się na prawdziwy rollercoaster.