"Sorry for Your Loss" wchodzi w kolejny etap życia po stracie — recenzja premiery 2. sezonu
Kamila Czaja
3 października 2019, 20:02
"Sorry for Your Loss" (Fot. Facebook)
Serial, który zachwycił nas w zeszłym roku, wrócił z 2. sezonem. A w nim nieco mniej żałoby, a więcej codziennych problemów. Nadal w świetnej obsadzie i z cudownie życiowym scenariuszem.
Serial, który zachwycił nas w zeszłym roku, wrócił z 2. sezonem. A w nim nieco mniej żałoby, a więcej codziennych problemów. Nadal w świetnej obsadzie i z cudownie życiowym scenariuszem.
"Sorry for Your Loss", jedno z najprzyjemniejszych serialowych zaskoczeń zeszłego roku, cudem wróciło z 2. sezonem. Cudem, bo poza zachwyconymi krytykami o tej kameralnej opowieści stworzonej przez Kit Steinkellner mało kto słyszał. A jeśli nawet słyszał, to niekoniecznie obejrzał. Zwłaszcza że chwilę zajmuje odkrycie, że Facebook Watch nie wymaga dodatkowych starań czy zakupów. Wystarczy mieć konto na Facebooku i wyszukać profil "Sorry for Your Loss".
Na szczęście słaba oglądalność nie była decydująca i rodzina Shawów znów pojawiła się na ekranach. Przy czym już po trzech pierwszych odcinkach widać, że chociaż klimat pozostał, to nowa odsłona musi być nieco inna. Minęło sześć miesięcy od śmierci Matta (Mamoudou Athie), wiadomo już, że zagadka tamtego tragicznego dnia nigdy się do końca nie wyjaśni, a Leigh (Elizabeth Olsen) musi spróbować iść dalej, układać sobie życie po stracie.
Sorry for Your Loss, czyli przemyślana ewolucja
Serial sporo ryzykuje, bo nie ma teraz wyrazistego przewodniego wątku, który skupiałby historie poszczególnych postaci. Matt całkiem nie zniknął, pojawia się we wspomnieniach, pozornie zwyczajnych, ale pokazujących, jak ważny był w życiu poszczególnych członków rodziny. Wciąż stanowi też tło szukania przez Leigh planu na przyszłość. Ale teraz częściej "Sorry for Your Loss" jest o tych, którzy zostali i muszą żyć dalej.
Więcej miejsca dostaje Danny (Jovan Adepo), nie tylko w wątkach związanych z Leigh. Mam wrażenie, że akurat jego losy póki co wypadają najmniej wciągająco i wielowarstwowo, dobrze jednak, że historia tego bohatera nie ogranicza się do nieszczęśliwego zakochania we wdowie po bracie.
Z przekształcenia się w serial mniej skoncentrowany na żałobie, a bardziej na codziennym rodzinnym życiu, które przychodzi później, "Sorry for Your Loss" wywiązuje się bardzo dobrze. W pierwszych dwóch odcinkach widać wprawdzie, że historia musi na nowo wziąć rozpęd, ale i tu nie brakuje dobrych scen i dialogów. A już trzeci odcinek to naprawdę fantastyczna sprawa.
Sorry for Your Loss i trzy kobiety na rozdrożu
Po pierwszych odcinkach 2. sezon zapowiada się na sukces . Duży w tym udział bohaterek, które już nieźle znamy, a teraz mamy szansę poznać jeszcze lepiej i w nieco innych okolicznościach. Właśnie towarzyszenie Leigh, ale też w większym niż wcześniej stopniu jej matce, Amy (Janet McTeer), i siostrze, Jules (Kelly Marie Tran), w dylematach prywatnych i zawodowych sprawia, że 2. serię koniecznie trzeba zobaczyć.
Z tej trójki o dziwo najmniej na razie zainteresowały mnie losy głównej bohaterki, która póki co trochę dryfuje między byciem wdową a próbami wyjścia z tej roli. Olsen robi jednak nawet z drobnych scen mocne momenty, a miejsce, w którym teraz psychicznie znajduje się Leigh, wypada wiarygodnie.
Cieszę się z tego, jak rozwija się wątek Jules, która coraz bardziej dostrzega, że nawet jeśli matka i siostra mają dobre chęci, to patrzą na nią przez pryzmat jej dawnych błędów, nie wierząc, że może coś osiągnąć. Droga do niezależności okaże się pewnie długa i kręta. Już teraz pewne konflikty wynikające z prób uzyskania samodzielności ogląda się dość boleśnie, ale to wynik świetnie napisanego scenariusza. Bardzo życiowego, niepopadającego przy tym w nadmierny sentymentalizm czy sensację.
Gwiazdą początków tego sezonu jest dla mnie jednak przede wszystkim Amy. To, co McTeer robi w 3. odcinku, zasługuje na zgłoszenie do nagród. Twórcy "Sorry for Your Loss" właśnie w postaci kobiety, która podporządkowała wszystko życiu córek, zapominając o własnym, a potem pogubiła się w zakazanym romansie, znaleźli najlepszy na razie materiał na nowy rozdział historii.
Sorry for Your Loss — kameralny dramat rodzinny
Chaos panujący w umysłach kobiet z rodziny Shaw musiał przełożyć się na ich wzajemne relacje, a sceny kłótni, dzięki scenariuszowi i aktorstwu, wypadają fantastycznie. "Sorry for Your Loss" to serial, w którym każdy ma trochę racji, w konfliktach trudno więc stanąć jednoznacznie po którejś stronie. A czasem najgorsze awantury prowadzą do wyjaśnienia sobie pewnych spraw, nie są wprowadzone tylko dla efektu dramatycznego.
Bohaterowie czasem zachowują się okrutnie wobec bliskich, nieraz wydają się niesympatyczni, ale serial nie udaje, że jest inaczej. Równocześnie trudne rozmowy często zrównoważone zostają lekkimi dialogami. I przekonaniem, że tak naprawdę mamy do czynienia z ludźmi, którzy chcą dobrze, tylko nie zawsze potrafią sobie poradzić z emocjami.
Formalnie to nadal kameralny dramat, z długimi scenami dialogowymi, skupiony na detalu. W nowej serii chyba jeszcze sprytniej bawią się twórcy montażem, łącząc wspomnienia i teraźniejszość, a czasem celowo myląc widza w kwestii akurat pokazywanego planu czasowego. Ale nic przesadnie. Najważniejsze są postacie, dialogi, próby wyjścia kilku osób z życiowego impasu.
Jeśli ktoś jeszcze nie widział 1. serii "Sorry for Your Loss", polecamy nieustająco. A potem sezon 2., który w szczegółach zapowiada się nieco inaczej, ale nadal pierwszorzędnie. Oglądajmy, niech Facebook widzi, że stawianie na jakość ma sens.