"Sukcesja" kończy świetny 2. sezon zabójczym finałem — recenzja
Marta Wawrzyn
14 października 2019, 21:17
"Sukcesja" (Fot. HBO)
Luksusowy rejs z tysiącem atrakcji i mocnym twistem. "Sukcesja" w finale 2. sezonu odpaliła kolejne bomby, udowadniając, że jest jednym z najlepszych obecnie seriali. Uwaga na spoilery.
Luksusowy rejs z tysiącem atrakcji i mocnym twistem. "Sukcesja" w finale 2. sezonu odpaliła kolejne bomby, udowadniając, że jest jednym z najlepszych obecnie seriali. Uwaga na spoilery.
Kendall Roy (Jeremy Strong) zaczynał znakomity 2. sezon "Sukcesji" pobity, ujarzmiony, sprowadzony do roli wiernego psa własnego ojca i nie najgorzej się w niej odnajdujący. Jak wielkim zaskoczeniem było, kiedy na konferencji prasowej w finale oznajmił, że jego ojciec to paskudny człowiek, despota i kłamca, który o wszystkim wiedział i próbował to ukryć? Dla mnie całkiem sporym, bo analizując, kto zostanie krwawą ofiarą w ostatnim odcinku, brałam co prawda pod uwagę Kena, ale ani przez moment nie sądziłam, że będzie miał siłę postawić się tacie. A wszystko wskazuje na to, że właśnie to wydarzyło się w ostatniej scenie.
Sukcesja sezon 2 — co oznacza twist z finału?
Logan (Brian Cox) rzeczywiście lubi Kena, ale tylko w wersji złamanej (jak to ujęła Naomi) i na krótkiej smyczy. Ken na pewnym poziomie jest tego świadomy, ale odbywając kluczową rozmowę z ojcem, pyta go szczerze, czy rzeczywiście nigdy w niego nie wierzył. "Nie jesteś zabójcą. Musisz być zabójcą" — oznajmia Logan, mówiąc wprost synowi, że nigdy nie byłby dobrym szefem Waystar Royco.
Przebieg tej rozmowy, a także to, jak toczą się wydarzenia i co się dzieje w międzyczasie z Kendallem, zdaje się składać na obraz sytuacji, w której końcowy twist ma sens i nie wydaje się wielkim oszustwem. Ken ma dość bycia podnóżkiem, więc raz jeszcze wykorzystuje fakt, że potrafi zachować zimną krew przed kamerą, i bez mrugnięcia okiem dokonuje egzekucji na forum publicznym.
Roman (Kieran Culkin) jest w szoku. Siobhan (Sarah Snook) jest w szoku. Logan, który ogląda konferencję razem z tą dwójką, zachowuje stoicki spokój. Czy dlatego, że bardziej w tym momencie podziwia Kendalla za "zabójczy instynkt", niż jest przerażony tym, co go czeka? A może dlatego, że sam za tym stoi i Ken tak naprawdę raz jeszcze grzecznie wypełnił jego polecenie co do joty? Albo tak skutecznie posterował synem, że ten zrobił to, co powinien był, bez jego rozkazu?
Na odpowiedzi poczekamy jakiś rok, a tymczasem warto powiedzieć jedno: "Sukcesja" w fenomenalny sposób zakończyła 2. sezon, który był rewelacją od pierwszej do ostatniej minuty. I dalej może być tylko lepiej — wyobraźcie sobie ten bałagan, od którego zacznie się kolejny sezon. Za chwilę spotkanie z udziałowcami, a tymczasem w świat poszedł komunikat, że szef Waystar Royco wiedział o ekscesach na jachtach i brał udział w ich tuszowaniu. Rodzina, która zawsze mimo wszystko trzymała się razem, wydaje się być podzielona jak nigdy. Nic, tylko zacierać ręce na myśl o tym, co dalej zrobią ci okropni Royowie, żeby przetrwać.
Sukcesja cyniczna i okrutna w finale 2. sezonu
Nawet gdyby nie patrzeć na niego przez pryzmat finałowego twistu, "This Is Not for Tears" jest bardzo mocnym odcinkiem, w którym napięcie można kroić nożem. Logan wrzuca swoje dzieci i najbliższych współpracowników w kolejną sytuację przypominającą "Boar on the Floor". Jeśli nawet nie gorszą, bo wtedy można było "co najwyżej" stracić godność, a tutaj chodzi o wszystko. O całą karierę, całe dotychczasowe życie. Zostaniesz kozłem ofiarnym, który przyzna się, że wiedział o tym, co się działo na jachtach, stracisz za chwilę wszystko. Jedyne, co pozostanie, to zmiana nazwiska i ucieczka z kraju albo życie w zamknięciu za pieniądze ojca/szefa.
W obliczu tak niefajnej perspektywy wszyscy przechodzą samych siebie, walcząc wyjątkowo bezwstydnie i tym samym przykładając rękę do tego, co się dzieje. Gerri (J. Smith-Cameron) ma rację, kiedy mówi, że to jak politbiuro — wszyscy biorą udział w tej grze i wyjdą z tego ubabrani krwią. Śniadanie, podczas którego bohaterowie wymieniają swoje typy — tylko Connor (Alan Ruck) łaskawie chce poświęcić się sam — przypomina dyskusję kanibali o tym, kogo ze swojego grona zjedzą na kolację. Nikt się nie sprzeciwia, bo wszyscy wiedzą, że jeden dobrze wybrany człowiek za burtą oznacza duże szanse na uratowanie się pozostałych. Czy właśnie tak wyglądają narady bardzo ważnych ludzi w bardzo trudnych sytuacjach? Niewykluczone.
Sukcesja — co dalej z małżeństwem Shiv i Toma?
Krótkie wakacje z dodatkową atrakcją w postaci zapowiedzianej egzekucji okazują się szczególnie przełomowe dla małżeństwa Toma (Matthew Macfadyen) i Shiv. O ile jego naprawdę trudno lubić, bo ma na koncie mnóstwo obrzydliwych zachowań, przez cały sezon widać było, jak narasta tutaj konflikt i jak to on staje się coraz bardziej poszkodowaną stroną. Śniadanie kanibali niby udowadnia, że Shiv pierwsza rzuciłaby go na pożarcie, ale to nie do końca tak.
Shiv nie podchodzi do (drugiej) najważniejszej relacji w swoim życiu śmiertelnie poważnie, uznając, że druga strona też się świetnie bawi. Ostre docinki przy rodzinie to dla niej nic takiego, podobnie jak przygody seksualne, małżeńskie i pozamałżeńskie. Cały świat należy do niej, nie ma limitów i Tom również — w jej przeświadczeniu — nie powinien się ograniczać. Podrzucanie ojcu sugestii, że spaść powinna głowa jej męża, to też dla niej element gry. Kiedy zagrożenie, że go straci staje się prawdziwe, Pinky tonie we łzach i prosi tatusia, żeby darował życie jej mężowi. Choć wcześniej prawdopodobnie sama wykombinowała, że zrzucenie wszystkiego na Toma (nawet z dodatkiem Grega) zwyczajnie może nie wystarczyć.
Za stworzenie sytuacji, w której Toma bardziej chce się przytulić i pocieszyć niż kopnąć w rzyć, należą się "Sukcesji" wielkie brawa. Matthew Mcfadyen wyśmienicie zagrał zarówno te momenty, kiedy widać, że jego bohater wkrótce wybuchnie, jak i finałową wisienkę na torcie w postaci szczerej rozmowy na plaży. Tom Wambsgans ma uczucia! Teraz mogę powiedzieć, że widziałam już wszystko.
Pytanie brzmi, dokąd go to zaprowadzi. Po tym finale małżeństwo jego i Shiv wydaje się być bliskie końca, nawet jeśli ona zmitygowała się, zanim przekroczyła ostatnią granicę. Ale przede wszystkim Tom za chwilę może mieć kłopoty na froncie zawodowym, a cyngiel naciśnie nie kto inny jak Greg (Nicholas Braun), właściciel pewnej teczki, którą widzimy na konferencji. Najbardziej bezwzględny fajtłapa, jakiego ziemia nosiła, najprawdopodobniej współpracuje teraz z Kenem. Jeśli dokumenty, które zatrzymał, zostaną ujawnione, poleci przede wszystkim głowa Toma, o co zadba także Logan. Szykuje się niezły bałagan, ale i coś więcej.
Sukcesja, czyli skomplikowany dramat rodzinny
Będąca połączeniem szekspirowskiej tragedii z totalną farsą "Sukcesja" jeszcze w zeszłym sezonie nie oddziaływała na emocje. Owszem, to od początku były postacie z krwi i kości, ale trudno było obdarzyć je jakimikolwiek ludzkimi uczuciami, skoro sami ludzkich uczuć zdawali się nie mieć. Po 2. sezonie można powiedzieć, że Royowie wciąż są tymi paskudnymi ludźmi co w pilocie. Ale każdego z nich mieliśmy już okazję poznać dokładniej i siłą rzeczy niektórzy wydają się nieco lepsi niż inni.
Przez większość sezonu mieliśmy prawo martwić się o Kena stłamszonego przez ojca, przez co finałowy twist wydaje całkiem triumfalny (choć równie dobrze mogliśmy zostać nabrani). Shiv tak bardzo dręczyła swojego męża, że trudno było przeoczyć to, jaki on jest nieszczęśliwy i nie zacząć mu współczuć. Romana da się lubić za szczerość i trafne riposty, a Connor… nie, tutaj nic nie znajdę.
Tworząc coraz bardziej skomplikowane portrety psychologiczne koszmarnej rodzinki i pokręcony obraz panujących w niej więzi, "Sukcesja" nie straciła tego, co od początku było jej esencją. W 2. sezonie serial jest nawet bardziej okrutny, bezwzględny i cyniczny, niż rok temu, trafnie odmalowując współczesny świat i pokazując w krzywym zwierciadle problemy garstki bogaczy (czy Connor dostanie swoje "małe 100 milionów"?, którzy myślą, że są panami wszechświata i w związku z tym wszystko im wolno. A jednocześnie zyskała jako dramat rodzinny, bardziej zagłębiając się w poplątane związki przyczynowo-skutkowe w relacjach Royów.
Pomysłowość scenarzystów, jeśli chodzi o wymyślanie absurdalnych, ale często wziętych z życia prawdziwych miliarderów, sytuacji i dbałość o szczegóły, jest naprawdę imponująca. Odcinka z polowaniem na dziki nie przebije nic, ale "Safe Room", "Argestes" czy "DC" też miały swój urok. A wszystko to przyprawione jest tak pysznym, ostrym humorem, że czuję się, jakbym odzyskała "Veepa".
Niezależnie od tego, dokąd płynie ten statek, zakończony niemalże idealnym finałem 2. sezon "Sukcesji" dostarczył nam wielu dodatkowych powodów, żeby ściągnąć buty i wejść na pokład. Obyśmy tylko wszyscy nie wylecieli za burtę.