Ostatnia scena "Kronik Times Square" została napisana jako pierwsza. David Simon komentuje finał serialu
Marta Wawrzyn
3 listopada 2019, 13:01
"Kroniki Times Square" (Fot. HBO)
Zdziwiła was ostatnia scena "Kronik Times Square"? To wiedzcie, że od niej wszystko się zaczęło. Twórca serialu mówi, że miał ją gotową od samego początku.
Zdziwiła was ostatnia scena "Kronik Times Square"? To wiedzcie, że od niej wszystko się zaczęło. Twórca serialu mówi, że miał ją gotową od samego początku.
Jeśli oglądaliście poprzednie seriale Davida Simona i George'a Pelecanosa, czyli "The Wire" i "Treme", zapewne pamiętacie, że mają one bardzo charakterystyczne, podobnie skonstruowane zakończenia. "Kroniki Times Square" skończyły się zupełnie inaczej — nostalgiczną sceną, która przenosi nas do 2019 roku. Stary już Vincent (James Franco) spaceruje po współczesnym Times Square, spotykając duchy swoich dawnych znajomych, a w tle słychać "Sidewalks of New York" w wykonaniu Blondie.
Ostatnia scena Kronik Times Square była pierwsza
Okazuje się, że sekwencja była planowana od samego początku. Jak mówi David Simon w rozmowie z "Rolling Stone", wszystko zaczęło się od rozmowy z prawdziwym odpowiednikiem Vince'a, który opowiadał serialowej ekipie, jak to naprawdę wyglądało. To właśnie ta rozmowa zainspirowała ostatnią scenę, którą napisano jako pierwszą z całego serialu.
— Ostatnia scena serialu była jedyną, którą mieliśmy napisaną w głowach, kiedy ruszaliśmy z projektem. Wzięła się z rozmów z prawdziwym Vincentem nie tylko o jego życiu na Times Square, ale też o tym, co się stało z ludźmi, o których opowiadał nam historie. Wszystkie te anegdoty, kiedy się zapytało: "Co się z nią stało? Co się z nim stało?", to żadna nie kończyła się "Poślubiła psychiatrę i mieszkają w Scarsdale".
Było dużo wyniszczenia, dużo przesiedlonych ludzi i było wrażenie, że ten gość, z którym rozmawialiśmy — który miał wtedy ponad 60 lat — przeżył większość ludzi, o których opowiadał. Była też nostalgia zmieszane z poczuciem żalu i straty, które mnie i George'owi wydawało się dość silne — opowiada Simnon.
Jak dodaje, na początku był taki pomysł, żeby w każdym odcinku była kontynuowana opowieść tego człowieka, który siedziałby w barze w 2019 roku i mówił reporterowi albo scenarzyście, jak się kiedyś żyło na The Deuce. Z pomysłu zrezygnowano, bo twórcy uznali, że trudno będzie to ciągnąć przez 25 odcinków.
Niemniej jednak wszystko zaczęło się od ostatniej sceny, w której pojawiają się wyłącznie ludzie, którzy zmarli. Showrunner "Kronik Times Square" wyjaśnia, że jeśli ktoś nie pojawia się w sekwencji z duchami, to wciąż żyje (np. Drea, Goldman, Alson, Larry, który został aktorem, i oczywiście Abby, która na końcu idzie przez współczesny Times Square w teraźniejszości, tak jak Vince). Jeśli pojawiają się, to zmarli albo w czasie, kiedy dzieje się akcja serialu, albo później (np. Paul czy Bobby).
Kroniki Times Square — jak powstała ostatnia scena
O dostępność aktorów zadbano już na samym początku, kiedy to mówiono im, na ile sezonów będą potrzebni, i od razu dodawano: "Ale wystąpisz też w ostatniej scenie serialu". Niektórzy myśleli, że to żart, na co Simon ich zapewniał, że ostatnia scena już jest gotowa. Wciąż jednak nie wszyscy aktorzy byli dostępni, co wynikało z bardzo trudnego harmonogramu. Ta scena jako jedyna była kręcona na prawdziwym Times Square w ciągu zaledwie dwóch nocy.
— Kręciliśmy prawdziwy Times Square. Potrzebowaliśmy ciemności do zdjęć. Rozkładaliśmy się około 6 wieczorem i kręciliśmy do rana. Oczywiście, potrzebowaliśmy, żeby James [Franco] zrobił i Frankiego, i Vincenta, co wymagało drugiego dnia pracy.
(…) Staraliśmy się to zrobić w dwa dni. Mieliśmy wszystkich tych aktorów, powracających do projektu, który się udał. Są dumni ze swojej pracy, stęsknili się za sobą, razem ciężko pracowali. Ludzie jak Gary Carr i Emily [Meade] widzą się po raz pierwszy, odkąd zakończyli poprzedni sezon. I to się ciągle zdarza. Cliff, Method Man, pojawia się i robi scenę z Kim Director. Więc jest cała ta nostalgia. To jak impreza na zakończenie na ulicy. Było dużo radochy. Aktorzy znikali i znajdowaliśmy ich w jakiejś restauracji i mówiliśmy: "Nie, słuchajcie, musicie teraz pracować!", a oni, że nie, nie, opowiadają sobie akurat historie — opowiada Simon.
Choć widzowie nie dowiadują się, co Vincent robił pomiędzy 1985 i 2019 rokiem, twórcy mieli ułożoną całą jego historię. Jego prawdziwy odpowiednik zajął się prowadzeniem restauracji i podobnie wyglądała sytuacja Vince'a, który przeszedł do legalnego biznesu. Historia z bratem bliźniakiem też jest podobna: "prawdziwy Vincent" również miał brata bliźniaka, którego postrzelono w klubie. Tyle że tamten nie zmarł od razu. Stracił oko i żył z kulą w głowie, aż dopadło go zapalenie opon mózgowych.
Gra o tron w finale Kronik Times Square
Na koniec jeszcze scena z przerzucaniem kanałów telewizyjnych w hotelu i charakterystyczna muzyka z "Gry o tron". Czemu akurat na ten serial trafił Vincent? Sprawa jest prosta: twórcy chcieli, żeby przeskoczył kilka kanałów, zanim dotarł do filmów porno. Wykorzystano "Grę o tron", bo była emitowana w maju i nie było problemów prawnych z jej wykorzystaniem, jako że to także jest produkcja HBO.
David Simon mówi, że to nie jest taka sama sytuacja, jak z wykorzystaniem fragmentu "Deadwood" w "The Wire", w scenie kiedy Cutty był w szpitalu. Twórca zrobił wtedy świadomie ukłon pod adresem Davida Milcha, którego pracę bardzo cenił. "Gra o tron" po prostu pasowała w tym momencie i była łatwo dostępna.