"Nieświadomi" to gorzki obraz czeskiej transformacji — recenzja serialu szpiegowskiego HBO
Marta Wawrzyn
17 listopada 2019, 15:00
"Nieświadomi" (Fot. HBO)
Oglądając "Pustkowie", zadawałam pytanie, czemu w Polsce takie seriale nie powstają. I podobnie jest z "Nieświadomymi", czeską produkcją szpiegowską osadzoną w mrocznej Pradze z 1989 roku.
Oglądając "Pustkowie", zadawałam pytanie, czemu w Polsce takie seriale nie powstają. I podobnie jest z "Nieświadomymi", czeską produkcją szpiegowską osadzoną w mrocznej Pradze z 1989 roku.
Dziś w HBO GO pojawili się "Nieświadomi", liczący sześć godzinnych odcinków czeski miniserial HBO, który jest pozycją obowiązkową dla fanów produkcji szpiegowskich, ale ma też szansę zainteresować szerszą publikę. Bo bardziej niż intrygi szpiegowskie koniec końców liczy się tutaj sposób, w jaki twórcy mówią o historii, rozliczeniach z komunizmem, cynicznej polityce międzynarodowej i wielkiej zmianie systemowej, która pod pewnymi względami okazała się tylko iluzją.
Choć w HBO GO znajdziecie wszystkie odcinki, serial jest zdecydowanie za trudny do przetrawienia, żeby potraktować go jak produkcje netfliksowe i obejrzeć całość w jeden dzień. Od tego mamy 3. sezon "The Crown", "Nieświadomych" lepiej dawkować i odnotowywać szczegóły. Zwłaszcza że na początku nie jest łatwo połapać się w gąszczu bohaterów. Każdy ma ukryty cel, a jednocześnie właściwie nikt nie istnieje jako pełnoprawna postać, dająca się opisać więcej niż dwoma przymiotnikami, co jest dość problematyczne, szczególnie w pierwszych odcinkach.
Liczba przewijających się po ekranie agentów różnych narodowości, aparatczyków, członków StB (Státní bezpečnost, czyli czechosłowacka wersja Służby Bezpieczeństwa) i innych typów spod ciemnej gwiazdy jest przytłaczająca, a tempo intrygi dość powolne. Ale choć bohaterowie to raczej elementy układanki, niż postacie wyjątkowe i wielowymiarowe, warto poświęcić każdemu więcej uwagi. Serial odpłaca się widzom za cierpliwość tym piękniej, im bliżej jesteśmy finału.
Nieświadomi, czyli serial szpiegowski po czesku
Wszystko zaczyna się w sierpniu 1989 roku, na kilka miesięcy przed aksamitną rewolucją, która dzisiaj obchodzi swoje 30-lecie. Marie Skálová (Táňa Pauhofová z "Gorejącego krzewu"), czeska skrzypaczka mieszkająca w Londynie, zasłuchana w wiadomościach z Polski i innych krajów rozpadającego się bloku wschodniego, sugeruje mężowi, Viktorowi (Martin Myšička), że czas wrócić do kraju. Ledwie przyjeżdżają do Pragi, jeszcze komunistycznej, potrąca ich samochód. Marie budzi się w szpitalu, jej mąż gdzieś znika. O co chodzi? Kim oni są? Komu podpadł Viktor?
"Nieświadomi" bardzo powoli odsłaniają karty, z jednej strony zapoznając nas z sytuacją życiową Marie, nierozerwalnie powiązaną z czechosłowacką polityką — jej sfrustrowaną siostrą Hanką (Lenka Vlasáková), która została w kraju, po to żeby ona mogła mieć nowe życie, a także ojcem dysydentem, który w 1977 roku współtworzył Kartę 77 — a z drugiej, tkając siatkę wzajemnych powiązań dwanaście lat temu, kiedy opresyjny system miał się dobrze, i teraz, kiedy wszystko zaczyna pękać. Żyjąca we własnej bańce skrzypaczka krok po kroku zaczyna odkrywać świat, o którego brutalności miała niewielkie pojęcie. Świat tajnych wiadomości, szyfrów, teczek, podsłuchów, porwań w środku miasta, trupów zakopanych w lesie, zachodnich szpiegów działających w równie bezlitosny sposób co komunistyczne służby.
"Oni wciąż się nas boją. My się już boimy ich" — określa sytuację jeden z bohaterów stojących po stronie upadającego systemu. I to właśnie ten specyficzny strach, możliwy tylko w takim kraju jak Czechosłowacja, w tym konkretnym momencie historycznym, napędza fabułę "Nieświadomych". Serialu przez dłuższy czas pozbawionego fajerwerków fabularnych, pokazującego "analogową" i jednocześnie bardzo ludzką stronę szpiegowania (trochę jak w "The Americans") i uparcie dążącego do celu. Historii, gdzie niemal wszyscy mają dwie twarze, coś knują, kogoś podsłuchują albo śledzą i podają się za kogoś innego, niż są naprawdę.
Nieświadomi: transformacja ustrojowa bez złudzeń
Wielka gra przeplata się z małymi ludzkimi historiami, prawie nikomu nie przynosząc zwycięstwa ani satysfakcji. Oprócz zaskakującej na każdym kroku historii Viktora Skály mamy więc wątki Vlacha (Jan Vlasák), starszego oficera StB, opiekującego się umierającą żoną; jego młodszego kolegi po fachu, Berga (Martin Hofmann); sekretarki Miluški (Kristýna Podzimková), pracownicy brytyjskiej ambasady Susanne (Hattie Morahan), jej współpracownika Geralda (David Nykl); a także szeregu innych osób, w tym KGB-istów, brytyjskich agentów czy czeskich opozycjonistów młodszego pokolenia, jak Petr (Petr Lněnička).
Losy ich wszystkich prędzej czy później skrzyżują się, odsłaniając skomplikowaną układankę, składającą się z gry wywiadów, machlojek politycznych i zwykłych ludzkich działań, częściej totalnie świńskich niż mających u swoich podstaw choć trochę przyzwoitości. "Nieświadomi" to transformacja oglądana nie od strony walczących o wolność tłumów, a gierek, przewrotów politycznych, systemowych roszad i palonych w popłochu teczek. Listopadowych demonstracji właściwie w serialu nie widać, po części pewnie ze względu na ograniczenia budżetowe, a po części dlatego, że to nie jest historia o odzyskiwaniu wolności, a o jej braku.
To ponura, cyniczna, pozbawiona choćby odrobiny nostalgii opowieść o trudach transformacji, kłamstwach stojących za ideałami, niemożliwych wyborach i ludziach, którzy zapomnieli, że są ludźmi. To też opowieść o kobietach stojących u boku mężczyzn, którzy w imię wyższych celów robią rzeczy czasem wielkie, ale częściej podłe, nie analizując dogłębnie ich konsekwencji dla życia bliskich im osób.
Nieświadomi to nowy serial reżysera Pustkowia
A wszystko to w mrocznej, nieprzyjaznej, spowitej we mgle Pradze, w której trudno rozpoznać dzisiejszą stolicę Czech. Dobrze za to widać styl Ivana Zachariáša, reżysera fenomenalnego "Pustkowia". Ciężki, ponury klimat, zamiłowanie do brzydoty i wierne odtwarzanie czasów komunizmu, zarówno od strony wizualnej, jak i mentalnościowej, czynią "Nieświadomych" pozycją wyjątkową na tle seriali szpiegowskich, które oglądamy na co dzień. Do tego dochodzi scenariusz sprawnie napisany przez Ondřeja Gabriela i solidna obsada, grająca w trzech językach.
Choć w Polsce w ostatnich latach powstało kilka niezłych seriali, znów mamy czego zazdrościć Czechom. Podczas gdy my potrafimy wykrzesać z siebie co najwyżej kolejny przyzwoity, a czasem nawet dobry kryminał, oni są o krok do przodu. W Polsce telewizją rządzą reżyserzy, a nie scenarzyści. Nawet jeśli nasze seriale coraz częściej wyglądają jak porządne europejskie produkcje, w scenariuszach wciąż dominuje przepisywanie schematów i sprowadzanie do najniższego wspólnego mianownika. A do tego wyraźnie mamy problem z sensownymi zakończeniami.
Ale nie tylko o to chodzi, że nie potrafimy pisać. My wciąż się boimy trudnych tematów, mocnych diagnoz i niekonwencjonalnego myślenia w telewizji. Serial opowiadający o transformacji w tak pozbawiony złudzeń sposób jak "Nieświadomi" prawdopodobnie wywołałby polityczną wojnę gorszą niż ta, którą przechodziliśmy przy okazji "1983". Czeskie HBO wypuściło swoją produkcję w 30. rocznicę wybuchu aksamitnej rewolucji, a wojny póki co nie widać. Zamiast tego są zachwyty i nadzieja na międzynarodowy sukces — którego ja także Zachariášowi i spółce życzę.