Pytanie na weekend: Którego z seriali zakończonych w 2019 roku będzie wam najbardziej brakowało?
Redakcja
21 grudnia 2019, 18:34
Fot. ABC/Netflix/FX
W 2019 roku zakończyła się rekordowa liczba seriali, a wśród nich wyjątkowo dużo jest wielkich tytułów, jak "Gra o tron" czy "Orange Is the New Black". Za czym będziecie szczególnie tęsknić?
W 2019 roku zakończyła się rekordowa liczba seriali, a wśród nich wyjątkowo dużo jest wielkich tytułów, jak "Gra o tron" czy "Orange Is the New Black". Za czym będziecie szczególnie tęsknić?
W tym roku zakończyło się ponad 100 seriali. Lista, którą znajdziecie w serwisie TVLine, zawiera mnóstwo bardzo popularnych tytułów, jak "Gra o tron", "Mr. Robot", "Legion", "Teoria wielkiego podrywu", "Jane the Virgin", "Jessica Jones", "Orange Is the New Black". W dzisiejszym Pytaniu na weekend pytamy was o te, za którymi będziecie najbardziej tęsknić.
Mateusz Piesowicz: Legion
Bez wątpienia będzie mi brakowało komedii HBO. Tych, które skończyły się zgodnie z planem i w świetnym stylu ("Veep", "Dolina Krzemowa"), ale również nieco już zapomnianego, niedocenianego i przedwcześnie skasowanego "Na wylocie". Zatęsknię też na pewno za serialami, do których przez lata się przywiązałem i zwykle nie czułem się ich poziomem rozczarowany ("Orange Is the New Black", "Mr. Robot"). "Fleabag" czy "Watchmen" to z kolei przypadki, gdy chciałoby się więcej, ale jednocześnie czuć, że kontynuacje są niepotrzebne.
Choć wszystko to produkcje, z którymi trudno się rozstać, jednocześnie wiem, że prawdopodobnie znajdą się ich godni następcy, może nawet od tych samych twórców czy stacji. "Legion" jest natomiast przypadkiem, w którym wiem, że skończyło się coś absolutnie wyjątkowego. Piękny i satysfakcjonujący finał oraz świadomość, że Noah Hawley wkrótce wróci z czymś nowym, osładzają mi stratę tylko w niewielkim stopniu. W czasach telewizyjnej wtórności każdy serial odstający od bezpiecznej normy jest wszak na wagę złota – a że "Legion" był absolutnie jedyny w swoim rodzaju (nawet pamiętając, co z tematem superbohaterów zrobił Lindelof), to chyba nikomu nie muszę tłumaczyć.
Kamila Czaja: The Kids Are Alright
Pożegnałam ostatnio tyle komedii i komediodramatów, do których byłam przywiązana, że znaczna część odpowiedzi to samo ich wymienienie, żeby moje hurtowe serialowe straty nie przeszły bez echa: "Unbreakable Kimmy Schmidt", "Broad City", "You're the Worst", "Crazy Ex-Girlfriend", "Veep", "Catastrophe", "Fleabag", "Dolina Krzemowa"… A pewnie i tak coś pominęłam. Jednak te tytuły dostały swoją szansę. Zakończyły się po latach na własnych zasadach, finałami napisanymi jako finały. Nawet "Fleabag", złożone z zaledwie dwunastu odcinków, jest tak krótkie ze względu na wyraźne życzenie twórczyni. Na pograniczu wskazałabym "Panią Fletcher" – niby miniserię, ale kontynuacja chyba nie tylko mnie się marzy.
Najbardziej będzie mi brakowało dwóch seriali, którym szansy nie dano. "Tuca i Bertie" stanowiły powiew świeżości, treściowo i formalnie, a dziesięć odcinków to zaledwie sugestia, czym animowana produkcja Lisy Hanawalt mogłaby się stać. Jednak ostatecznie stawiam na rodzinny sitcom, którego skasowanie przeszło trochę bez echa. A ja zdążyłam się w ciągu jednego sezonu przywiązać do licznego klanu Clearych, nietypowego dla takich opowieści sarkastycznego tonu, odważnego humoru i nieprzesadzania z lukrem. "The Kids Are Alright" nigdy nie będzie kultowe, ale miało potencjał, by cieszyć jeszcze długo.
Marta Wawrzyn: Unbreakable Kimmy Schmidt
Moja lista seriali, za którymi będę bardzo tęsknić, również obejmuje przede wszystkim dobre komedie, bo sporo ich się skończyło w tym roku, a następców nie widać na horyzoncie. "Na wylocie" jest bardzo wysoko na tej liście, bo nie tylko miałoby jeszcze dużo do powiedzenia, ale też odchodzi po najlepszym sezonie. "Veep" i "You're the Worst", bo trochę cynizmu zawsze w życiu się przyda. "Fleabag", choć przyjmuję argument, że historia jest skończona. "Jane the Virgin", bo była jak cotygodniowy promyk słońca. Z dramatów najbardziej będzie mi brakować "Lodge 49", bo to była rzecz absolutnie niezwykła.
Ale jeśli mam wyróżnić jeden tytuł, to stawiam na "Unbreakable Kimmy Schmidt". Niby cztery sezony i film to całkiem sporo, zwłaszcza jak na komedię na Netfliksie. Niby wszystko całkiem zgrabnie się zakończyło — prawdopodobnie tak jak twórcy planowali od początku. A jednak w finałowym sezonie widać było, jak bardzo przyspieszono finał i jak duże pole do rozwoju miały jeszcze serialowe postacie. Jestem przekonana, że Tina Fey rozplanowała Kimmy na sześć-siedem sezonów i naprawdę szkoda, że tylu nie dostała.