"Pohamuj entuzjazm" wraca, a Larry David ani myśli się zmieniać – recenzja premiery 10. sezonu
Mateusz Piesowicz
20 stycznia 2020, 22:20
"Pohamuj entuzjazm" (Fot. HBO)
Spóźnione życzenia noworoczne, chybotliwe meble, zimna kawa, a może oskarżenia o molestowanie? Larry'ego Davida wkurza wszystko i nie ma co oczekiwać, że to się zmieni. Spoilery.
Spóźnione życzenia noworoczne, chybotliwe meble, zimna kawa, a może oskarżenia o molestowanie? Larry'ego Davida wkurza wszystko i nie ma co oczekiwać, że to się zmieni. Spoilery.
W tym roku minie dwadzieścia lat od premiery pierwszego odcinka "Pohamuj entuzjazm" w HBO. Dwadzieścia lat! Przecież z dzisiejszej perspektywy to brzmi jak prehistoria. W czasie, gdy serial z mniejszymi i większymi przerwami powracał do telewizji, ta zdążyła przejść rewolucję i kompletnie zmienić swoje oblicze. Larry David wydaje się jednak zupełnie nic sobie z tego nie robić i wcale nie wychodzi na tym najgorzej.
Pohamuj entuzjazm – 10. sezon komedii HBO
Na dowód mamy "Happy New Year", czyli premierowy odcinek jubileuszowego 10. sezonu "Pohamuj entuzjazm". Odcinek w teorii niczym szczególnym się niewyróżniający, porzucający większą historię na rzecz typowej dla tego serialu luźnej formy opartej na serii gagów. Za to skutecznie przypominający, że czasy mogą się zmieniać, telewizja również, ale ciągle zirytowany i obrażający wszystkich dookoła Larry David wciąż się przydaje.
Ba, w sumie sam się zdziwiłem, jak bardzo przez ostatnie dwa lata brakowało mi jego skwaszonego z byle powodu humoru i wiecznego narzekania na najmniejsze drobiazgi. W końcu pamiętam dobrze, że poprzednio trochę narzekałem, więc na powrót serialu nie czekałem z wypiekami na twarzy. Może właśnie dlatego cieszy mnie, że wypadł on tak, jak pewnie określiłby go sam Larry.
I wcale by się nie pomylił, bo "Pohamuj entuzjazm" w gruncie rzeczy od samego początku jest właśnie takie: całkiem niezłe. Nie notując ani szczególnych wzlotów, ani upadków, niezmiennie gwarantuje pewien poziom, nie próbując się przy tym w żaden sposób dostosować do współczesnej telewizji czy upodobań widzów. Larry ma pomysły i ochotę na nowe odcinki? Zatem będą nowe odcinki, najprawdopodobniej dokładnie takie, jakich możecie się spodziewać.
Czasy się zmieniają, Larry David pozostaje sobą
Jeśli więc "Pohamuj entuzjazm" nie stanowi dla was tajemnicy, premiera 10. sezonu także niczym nie mogła was zaskoczyć. Zawierała wszak Larry'ego, w zdecydowanej większości te same twarze, co zawsze (niestety już bez zmarłego Boba Einsteina, czyli niezapomnianego Marty'ego Funkhousera) i dowcipy w doskonale znanym stylu. Co do wiodącego motywu, to pewnie będzie nim wojenka naszego bohatera z Mocha Joe (Saverio Guerra), który też może wyglądać znajomo, bo oczywiście już go widzieliśmy – dokładnie w 7. sezonie. Ale wiadomo, jak tu bywa z dłuższymi fabułami. Raczej nie ma sensu mocno się do niej przywiązywać.
Znacznie lepiej będzie po prostu dobrze się bawić, a to przy komedii HBO jest o tyle proste, że dowcip Larry'ego Davida bynajmniej się w ostatnim czasie nie stępił. Wręcz przeciwnie, na ten moment wydaje się nawet ostrzejszy niż ostatnio, co przyjmuję za dobry znak, ale z ostatecznymi wyrokami wolę się jednak wstrzymać. Poprzedni sezon też zaczynał się obiecująco, by potem tych obietnic do końca nie wypełnić.
Czy teraz będzie podobnie, trudno przewidzieć, ale jest kilka przesłanek, które przemawiają za optymistycznym spojrzeniem w przyszłość. Choćby fakt, że żarty są jakby bardziej aktualne. Od Trumpowej czapki okazującej się idealnym odstraszaczem na ludzi, do Larry'ego zmierzającego szybkim krokiem po status kolejnej niechlubnej ikony ruchu #MeToo, nawet bez udziału zadziwiająco podobnego do Jeffa Garlina Harveya Weinsteina. Dodajmy jeszcze jego ogólne wkurzenie na cały świat (ze szczególnym uwzględnieniem selfie sticków i elektrycznych hulajnóg), a efekt będzie tyleż niepoprawny, co uroczy.
Czy Pohamuj entuzjazm wraca do wysokiej formy?
Tym bardziej, że jednak łatwiej utożsamiać się z bohaterem, gdy ten staje w szranki z otaczającą go powszechną głupotą, niż z czymś kompletnie oderwanym od rzeczywistości (fatwą, żeby nie szukać za daleko). Absurd ma oczywiście swoje zalety, tak jak miał je też poprzedni sezon, ale wydaje się, że akurat w przypadku tej komedii trzymanie się ziemi może wszystkim wyjść na dobre.
Bo czy to mowa o traktowaniu nowoczesnych wynalazków tak, jak na to zasługują, czy o kwestionowaniu racjonalności składania noworocznych życzeń, czy czymkolwiek innym, Larry David zazwyczaj po prostu trafia w punkt. "Dlaczego zawsze musi być szczęśliwie?" pyta, znów ryzykując towarzyską wpadką, ale czy w ogóle się tym przejmuje? Skądże, przecież instynkt samozachowawczy, o ile w ogóle go posiada, trzyma głęboko w kieszeni. I właśnie za to tak łatwo go uwielbiać, przynajmniej na dystans.
Spotkanie w cztery oczy z człowiekiem, który nigdy nie boi się powiedzieć tego, co często mamy na myśli, to już zupełnie inna sprawa. Ale okazuje się, że i z takiego podejścia można wyciągnąć nieoczekiwane pozytywy. Tak jak w przypadku Cheryl (Cheryl Hines), odkrywającej że przy Larrym czuje się lepsza. No tak, to jest to! Przecież my mamy dokładnie tak samo! Żadne z nas nie jest idealne, jednak na pewno jesteśmy lepsi niż Larry, czyż nie? Inna sprawa, że my możemy mieć poczucie wyższości, ale to on odbija dziewczynę Tedowi Dansonowi. Cóż, nie można mieć wszystkiego.
Poza tym, my w zamian dostajemy i tak coś cenniejszego, czyli możliwość, by bez krzty zażenowania kibicować Larry'emu w byciu zwyczajnym dupkiem. Wierzcie mi, poczucie to absolutnie nie do przecenienia, w końcu gdzie indziej znajdziecie faceta, który sam nadał sobie prawo do krytykowania każdego, wszystko wie najlepiej i nie szanuje żadnych granic, a jednocześnie daje się lubić? Na pewno nie w prawdziwym świecie.
Sądzę więc, że jakkolwiek byśmy się wypierali, w każdym z nas jest jednak trochę Larry'ego Davida. "Pohamuj entuzjazm" z kolei doskonale wypełnia potrzeby tej naszej niesympatycznej cząstki, pozwalając wyjść niskim instynktom na wierzch bez obaw, że nam się za to oberwie. No bo wiadomo, oberwie się tylko Larry'emu. Współczujecie mu? Ja niekoniecznie, co nie znaczy, że nie będę z przyjemnością oglądał jego kolejnych wpadek. Mniejsza z tym, czy będą one dokądkolwiek prowadzić.