10 naszych ulubionych trójkątów miłosnych z seriali
Redakcja
16 lutego 2020, 15:23
Pytaliśmy już o waszą ulubioną serialową parę, a co z trójkątami miłosnymi? Oto te najlepsze, najgorętsze i po prostu nasze ukochane: "Beverly Hills, 90210", "Jezioro marzeń", "Żona idealna", "Jane the Virgin" i nie tylko.
Pytaliśmy już o waszą ulubioną serialową parę, a co z trójkątami miłosnymi? Oto te najlepsze, najgorętsze i po prostu nasze ukochane: "Beverly Hills, 90210", "Jezioro marzeń", "Żona idealna", "Jane the Virgin" i nie tylko.
Beverly Hills, 90210: Dylan — Brenda — Kelly
Pierwszy serialowy trójkąt miłosny, jakim się ekscytowałam, i zarazem absolutny klasyk. Dylan (Luke Perry), Brenda (Shannen Doherty) i Kelly (Jennie Garth) wyznaczyli bardzo jasną ścieżkę wszystkim kolejnym serialom młodzieżowym, ale też wielu produkcjom dla dorosłych. Niezależnie od tego, czy jest ona i ich dwóch, czy on i one dwie, schemat jest zawsze ten sam: wybór dokonuje się pomiędzy opcją ekscytującą i magnetyczną jak diabli, choć bardziej kłopotliwą, oraz bezpieczniejszą, pozbawioną aż takiej ekranowej chemii, ale za to mniej pokręconą.
Dylan i Brenda spodobali się sobie bardzo szybko i przez pierwsze sezony "Beverly Hills, 90210" stanowili fenomenalny, ale też niesamowicie toksyczny duet. Oboje podpadali pod schemat złego chłopca/niegrzecznej dziewczynki. On pił, palił i jeździł na motorze niczym współczesny James Dean, ona chodziła własnymi drogami, sprawiając wciąż kłopoty. Iskry latały w powietrzu, nie zawsze w dobrym tego sensie tego słowa, ale jednego nie dało się im odmówić: byli młodzi, piękni, pełni pasji i rzeczywiście szaleli za sobą nawzajem. Było im czego zazdrościć — do czasu.
Kłopoty zaczęły się, kiedy jej rodzice postanowili ich rozdzielić. Brenda wyjechała wtedy na lato do Paryża, a Dylan, rozczarowany zachowaniem Walshów, których zaczął uważać za przybraną rodzinę, przespał się z jej najlepszą przyjaciółką, Kelly. Tym samym rozpoczął nowy romans i zarazem wprawił w zachwyt tę część publiki, która od dawna chciała widzieć tę parę razem. Choć oglądaliśmy to w czasach przed internetem i w Polsce byliśmy o kilka lat do tyłu w porównaniu z emisją w USA, emocje w szkole były naprawdę szalone. [Marta Wawrzyn]
Gilmore Girls: Dean – Rory – Jess
Wydawało się, że Rory (Alexis Bledel) od razu trafił się chłopak doskonały. Przystojny, opiekuńczy Dean (Jared Padalecki, jeszcze sprzed powodzenia w "Supernatural") wprawdzie stał się powodem rodzinnej awantury, kiedy Rory z zupełnie niewinnych powodów nie wróciła na noc, ale poza tym – sielanka. Okazało się jednak, że to chłopak idealny tylko na początek wchodzenia w dorosłość, a jego solidność i niewygórowane ambicje to nie są cechy, które Rory, aspirującej do wielkiego świata, wystarczyłyby w facecie.
Kiedy więc w Stars Hollow pojawił się mroczny siostrzeniec Luke'a, Jess (Milo Ventimiglia, na długo przed "This Is Us"), stanowiący przeciwieństwo Deana, trudno było nie ulec pokusie kibicowania nowej parze. Te ich błyskotliwe dialogi, pełne literackich aluzji, ten posmak przygody, wreszcie wyraźne sprawienie, że Rory stała się nieco bardziej wielowymiarowa. Trochę było Deana żal, jasne, ale kusiło, by, podobnie jak bohaterka serialu, poddać się zaślepieniu niesfornym chłopcem. Jess miał przecież liczne powody, żeby się buntować, a poza tym on też potrafił zdobyć się na romantyczny gest. Tyle że oczywiście potem wszystko spektakularnie zepsuł.
Rozdarcie Rory między "dobrym" Deanem a "złym" Jessem z perspektywy czasu jest o tyle ciekawsze, że wraz z kolejnymi sezonami postacie się wyraźnie zmieniały. Niby-idealny Dean dla Rory zdradził żonę, a późniejszy "odgrzewany" romans okazał się dość żałosny. Z kolei Jess, któremu nikt nie wróżył sukcesu, poradził sobie świetnie. I to on służył Rory radą w najtrudniejszych momentach, kiedy totalnie się w życiu gubiła. Z jednej strony tym smutniej, że związek z Jessem nie był tym "na zawsze". Z drugiej – chyba w pewnym momencie siostrzeniec Luke'a okazał się dla irytującej, wiecznie się miotającej i nieświadomej własnych przywilejów Rory zwyczajnie za dobry.
Co jednak poekscytowaliśmy się rywalizacją Deana i Jessa w pierwszych seriach "Gilmore Girls", to nasze. Potem rzecz jasna scenarzyści, a w efekcie także Rory, skupili się na Loganie. Ale to już inna historia. Podobnie jak kolejny budzący w widzach wiele emocji trójkąt: Luke – Lorelai – Christopher. [Kamila Czaja]
Przyjaciele: Richard – Monica – Chandler
Ranking miłosnych trójkątów i "Przyjaciele"? Nie, absolutnie nie mieliśmy zamiaru umieszczać tutaj absurdalnego układu, w jaki twórcy postanowili wpakować Rachel, Rossa i Joeya, bo był to bez wątpienia najgłośniejszy krzyk o brak pomysłów, jaki przydarzył się w całym serialu. Wcześniej było z tym jednak o wiele lepiej, stąd i nasz wybór padł na trójkąt z gatunku tych mniej oczywistych.
Monicę, Chandlera i Richarda można zaś do takich bez wątpienia zaliczyć, bo ich wątek ani nie ciągnął się przez kilka sezonów, ani nie zawierał standardowej w takich wypadkach rywalizacji. Dość powiedzieć, że gdy Richard (Tom Selleck) i jego wąsy po raz pierwszy pojawiły się na horyzoncie, o związku Chandlera i Moniki nie było jeszcze w ogóle mowy, ba, jej przyszły partner na tyle polubił obecnego, że podjął nawet próbę wyhodowania własnego zarostu pod nosem. Kto by wtedy przypuszczał, jak sprawy się potoczą?
Z pewnością nikt, także dlatego, że Monica i Richard stanowili naprawdę zgraną i sympatyczną parę. Połączenie na tyle udane, że zapominało się o dzielącej ich różnicy wieku, choć wiadomo było, że ta prędzej czy później okaże się problemem. Tak też się stało, ale o tym, że Richard nie był tylko przelotnym romansem, niech świadczy fakt, że rozstanie z nim należało do jednej z boleśniejszych serialowych decyzji.
I kto wie, czy temat ostatecznie by nie wrócił, gdyby nie sparowanie Moniki z Chandlerem. To okazało się strzałem w dziesiątkę, bo nie tylko dostaliśmy jedną z najbardziej niezapomnianych par w historii telewizji, ale też udało się połączyć bohaterów, którzy świetnie do siebie pasowali. Na tyle, że nawet jeszcze jedno pojawienie się Richarda i jego desperacka próba naprawy starych błędów nie miała prawa niczego tu zepsuć. Sam to zresztą w porę zrozumiał, potwierdzając to, co już o nim wiedzieliśmy: jest porządnym facetem, po prostu nie wykorzystał swojej szansy. [Mateusz Piesowicz]
Pamiętniki wampirów: Elena — Stefan — Damon
Wszystko zaczęło się od historii w stylu "Zmierzchu". Mieszkająca w mrocznym małym miasteczku Elena (Nina Dobrev), nastolatka, która właśnie straciła rodziców w wypadku, spotyka wampira o imieniu Stefan (Paul Wesley) i oczywiście z miejsca się w nim zakochuje. Ich związek już na dzień dobry prosty nie jest, bo ona ma 16 lat, a o bodajże 162 i do tego jeszcze ktoś musi tutaj na kogoś zrzucić bombę pt. "Kochanie, chcę cię wyssać". To nie jest normalny początek szkolnego romansu.
Ale prawdziwe schody zaczęły się, kiedy wkroczył Damon (Ian Somerhalder), starszy brat Stefana, chodzący stereotyp złego chłopca (nie żeby to komuś przeszkadzało). Słodki romans już pod koniec 1. sezonu zaczął zmierzać w kierunku gorącego trójkąta, choć trzeba przyznać, że twórcy bardzo długo kazali czekać widzom na ostateczne zejście się Eleny z tym bardziej magnetycznym z braci. Prawdopodobnie wszyscy obejrzeliśmy o jeden czy dwa, a może i cztery sezony "Pamiętników wampirów" za dużo, czekając aż Damon i Elena wreszcie będą razem.
Pieprzyku całej zabawie dodawał fakt, że kiedy na ekranie Elena kręciła jeszcze ze Stefanem, poza ekranem Nina Dobrev romansowała z Ianem Somerhalderem, a chemii między nimi nie dało się nie zauważyć. Ostatecznie to właśnie Damon okazał się dla Eleny tym jedynym, podczas gdy w prawdziwym życiu aktorzy się rozstali. [Marta Wawrzyn]
Seks w wielkim mieście: Big – Carrie – Aidan
Niegdyś rewolucyjny serial HBO mocno się zestarzał, ale w dyskusjach jego dawnych widzów nadal powraca kwestia, którego mężczyznę powinna wybrać Carrie. Wiadomo, że nie tylko w serialu, ale i w późniejszych filmach, mimo licznych perturbacji, wybrankiem głównej bohaterki "Seksu w wielkim mieście" okazał się przystojny, bogaty, charyzmatyczny, ale mający problemy z zaangażowaniem Mr. Big (Chris Noth). Pytanie, czy nie można było podjąć lepszej decyzji. Co ciekawe, większość czytelników TVLine uważa, że owszem, można było.
Wprawdzie Carrie spotykała się także z Jackiem (Ron Livingston) i Aleksandrem (Michaił Barysznikow), ale prawdziwy rywal dla zabójczo pociągającego bruneta był tylko jeden. Aidan (John Corbett, tak uroczy już w "Przystanku Alaska") był idealnie czuły, wyrozumiały, a przy tym też przecież atrakcyjny – zwłaszcza w swoim wydaniu stolarskim… Na dodatek wybaczał rzeczy, które mało kto by wybaczył. Co z tego jednak, skoro nawet kiedy Carrie wydawała się szczęśliwa z Aidanem, nie oglądała się na nic, gdy tylko Big poświęcił jej trochę uwagi.
Poznając ten serial dziś, pewnie patrzyłabym na sytuację inaczej. Ale nadrabiając "Seks w wielkim mieście" dziesięć lat temu, dałam się wciągnąć w punkt widzenia bohaterki. Z perspektywy czasu myślę raczej, że Big i Carrie byli siebie warci jako ludzie egocentryczni, w sumie dość toksyczni i niszczący innych, choć bez premedytacji. Potem oboje dojrzeli, ale w serialowych czasach szkoda byłoby życzliwego światu Aidana dla takiej Carrie, dla której zawsze pozostałby tym drugim. [Kamila Czaja]
Lost: Jack – Kate – Sawyer
Gdyby się zastanowić, jakie pytanie podczas oglądania "Lost" zadawaliśmy sobie najczęściej, to pewnie obok zaraz obok zwykłego "co tu się dzieje?", należałoby postawić to o wybór, jakiego powinna wreszcie dokonać Kate (Evangeline Lilly). Inna sprawa, że nieważne, czy byliście bardziej Team Jack (Matthew Fox), czy Team Sawyer (Josh Holloway), niezdecydowaniu bohaterki nie można się było szczególnie dziwić.
W końcu stała przed klasycznym dylematem, musząc wybierać między doktorem, urodzonym przywódcą i ogólnie pierwszorzędną partią, a typowym "złym chłopcem", którego inteligencji i zawadiackiemu urokowi trudno było się oprzeć. Choć trzeba uczciwie przyznać, że Jackowi też niczego nie brakowało. I bądźcie tu mądrzy, skoro nawet twórcy nie mogli się zdecydować, ciągnąc ten układ nieco zbyt długo.
Najważniejsze jednak, że dostarczył nam on dokładnie takich emocji, jakich powinien, służąc za dobre uziemienie przy wszystkich serialowych tajemnicach. No i powiedzmy sobie szczerze: czym byłaby historia rozgrywająca się na tropikalnej wyspie bez porządnego romansu w tle?
Na pewno czymś gorszym niż w rzeczywistości i wszystkie momenty, gdy triumfować mogli fani jednej lub drugiej pary są tego potwierdzeniem. Zakończenie miłosnego wątku również, bo w gruncie rzeczy trudno było o lepsze i to dla każdego z uczestników tego trójkąta z osobna. A miłośnikom związku Kate i Sawyera zawsze zostanie ta scena. [Mateusz Piesowicz]
Jane the Virgin: Jane — Michael — Rafael
W "Jane the Virgin" wszystko było "jak z telenoweli" i dokładnie tak poprowadzono trójkąt miłosny, który podzielił widzów na Team Michael i Team Rafael, nawet jeśli wszyscy wiedzieliśmy, dokąd to zmierza. "Zwycięzca" mógł być tylko jeden, bo w telenowelach zawsze chodzi o to, żeby główna heroina zdobyła najprzystojniejszego i najbogatszego kawalera. Na dodatek jeszcze ten tutaj był ojcem jej dziecka.
Zanim jednak Jane (Gina Rodriguez) i Rafael (Justin Baldoni) mogli wziąć ślub i żyć długo i szczęśliwie, czekało nas tysiąc twistów i mnóstwo zabawy typowymi schematami z telenowel. Michael (Brett Dier) nigdy nie był przeszkodą do usunięcia na drodze do prawdziwego szczęścia Jane, był pełnoprawnym członkiem naszego trójkąta, któremu wielu z nas kibicowało. W końcu jak tu nie lubić sympatycznego policjanta, który jest wpatrzony w naszą bohaterkę jak w obrazek? Jak nie płakać po jego tragicznej śmierci? Jak życzyć mu źle, kiedy znienacka znów się pojawia?
Scenarzyści "Jane the Virgin" poprowadzili losy tego trójkąta naprawdę mądrze, tak że z czasem zapomnieliśmy, komu kibicujemy i po prostu przeżywaliśmy emocje razem z Jane. A że skończyć się to mogło tylko w jeden sposób? To nigdy nie miało aż takiego znaczenia, liczyła się cała ta wdzięczna historia. [Marta Wawrzyn]
Jezioro marzeń: Dawson – Joey – Pacey
Jak na dość typowy młodzieżowy serial, pełen melodramatycznych sytuacji i nadmiernie przeciągnięty (sezony po skończeniu przez bohaterów liceum całkiem mi się zamazały w pamięci), "Jezioro marzeń" pozwoliło sobie na ciekawy zwrot akcji w kwestii głównego romansu. Przecież od początku wydawało się, że oglądamy serial o dziecięcej przyjaźni, która wraz z bohaterami dojrzewa i przeradza się w wielką miłość aż po grób.
Podejrzewam, że kiedyś wszyscy kibicowali Dawsonowi (James Van Der Beek) i Joey (Katie Holmes), po cichu też trochę marząc o kimś, kto w najtrudniejszych momentach wejdzie przez okno i wesprze tę drugą osobę nienaruszalnym uczuciem. Nawet kiedy scenarzyści mnożyli mniej lub bardziej absurdalne przeszkody na drodze od szczęścia tych uroczych dorastających dzieciaków, miało się pewność, że może dopiero za ileś sezonów, ale w końcu na pewno Dawson i Joey już na dobre będą razem.
Ale pojawiła się taka przeszkoda, której chyba do końca nikt nie przewidział: Pacey (Joshua Jackson), przyjaciel Dawsona, wobec Joey najpierw raczej niechętny, długo silnie zaangażowany w trudną relację z Andie. I o ile w wielu serialach jego uczucie do Joey pewnie potraktowano by jako przejściowy etap, kiedy trzeba trochę namieszać w wiodącym związku (jak w trójkącie Ross – Rachel – Joey w "Przyjaciołach"), o tyle chemia między Holmes i Jacksonem sprawiła, że nagle zaplanowana z góry para Dawson i Joey nie była już tak oczywista.
Historia pozornie niegrzecznego chłopca i pozornie idealnej dziewczynki, których wszystko zdawało się dzielić, nagle okazała się co najmniej równie atrakcyjna, a według wielu (w tym według mnie) znacznie atrakcyjniejsza niż wieczne dylematy Joey w relacji z Dawsonem. Jeśli ktoś do końca wierzył, że bardziej bajkowy, wyidealizowany romans z przyjacielem z dzieciństwa to lepsza opcja, finał mógł stanowić rozczarowanie. Reszta (z sondy TVLine wynika, że to zdecydowana większość) pewnie odetchnęła z ulgą, że twórcy "Jeziora marzeń" mieli odwagę, by swoje pierwotne założenia zweryfikować. [Kamila Czaja]
Żona idealna: Peter – Alicia – Will
Ona, jej mąż i jej kochanek. W teorii trudno o bardziej stereotypowy zestaw, w praktyce to jeden z najciekawszych serialowych damsko-męskich układów, jaki przychodzi nam do głowy. Nic w tym dziwnego, bo twórcy "Żony idealnej" potrafili jak mało kto w perfekcyjny sposób połączyć dobrze napisany scenariusz z przekonującymi emocjami, nie czyniąc z uczuciowego trójkąta na siłę wciskanej do serialu tandety. Co nie znaczy, że brakowało ognia.
Wręcz przeciwnie, przecież wszystko zaczęło się tutaj od obyczajowego skandalu, który postawił małżeństwo Alicii (Julianna Margulies) i Petera (Chris Noth) Florricków na ostrzu noża. A to był zaledwie początek, bo na scenę miał dopiero wkroczyć on – Will Gardner (Josh Charles), niby tylko stary przyjaciel, ale nie trzeba być szczególnie wyczulonym na te sprawy, by od razu zrozumieć, że również ktoś więcej. Skoro więc mamy zdradzoną i upokorzoną bohaterkę oraz wygodnie pojawiającego się dokładnie w tym momencie idealnego partnera, czy to znaczy, że już wszystko jasne? Bynajmniej.
Wtedy tak naprawdę zabawa dopiero się rozkręcała, nabierając tempa z czasem, gdy związek Alicii i Petera mimo wszystko się nie rozpadał (nawet jeśli długimi fragmentami istniał tylko teoretycznie), a jej relacja z Willem uparcie nie chciała wskoczyć na wyższy poziom, choć napięcie między nimi było ogromne. Także dzięki niemu kibicowało się im w naturalny sposób, przeklinając te wszystkie momenty, gdy byli już o krok, a jednak coś (lub ktoś) im przeszkadzało. Ale rzecz jasna tym lepiej smakowały chwile, gdy rzeczywiście byli razem, nawet jeśli nie trwało to długo.
A nie trwało, bo oczywiście przepis na sukces tego układu (oprócz chemii między wykonawcami) tkwił właśnie w ciągłym stawianiu przeszkód na drodze związku idealnego. Zamiast niego mieliśmy więc powroty Alicii do Petera i próby przekonania, że może jednak nie jest on taki zły – przynajmniej na chwilę. I pewnie by to jeszcze potrwało, gdyby twórcy nie zdecydowali się złamać wszystkim serc, co w pewnym stopniu wciąż do nas nie dociera. Do Alicii zresztą też długo nie mogło. [Mateusz Piesowicz]
Czysta krew: Sookie — Bill — Eric
Sytuacja podobna do tej z "Pamiętników wampirów": Sookie (Anna Paquin), słodka kelnerka z małej mieściny w Luizjanie, pewnego razu spotyka wampira Billa (Stephen Moyer) i zakochuje się. Bill jest staroświecki, szarmancki i romantyczny, ale pozbawiony tego magnetycznego "czegoś", czego byśmy życzyli w ludzko-wampirzym związku. Zwłaszcza że mówimy o serialu dla dorosłych, pełnym scen erotycznych. Iskry powinny latać w powietrzu, a z Sookie i Billem bywało różnie.
Na szczęście na scenę wkroczył tysiącletni wiking Eric (Alexander Skarsgård), który miał wszystko to, czego brakowało Billowi, z błyskiem szaleństwa w oku na czele. Ciąg dalszy jest jakąś wariacją na temat tego, co przeżywali fani "Pamiętników wampirów" ("kiedy oni wreszcie się zejdą?"), tyle że w wersji z toną seksu, pokręconej przemocy i krwi, która miała działanie uzależniające.
"Czysta krew" nie zakończyła się niestety happy endem dla żadnej z par. Scenarzyści poszli w zupełnie innym kierunku, a większość fanów najchętniej by wyrzuciła finałową serię z pamięci. Swój happy end mieli za to Paquin i Moyer, którzy poznali się na planie serialu HBO i zostali małżeństwem. [Marta Wawrzyn]