"Castle" (4×23): No nareszcie!
Andrzej Mandel
9 maja 2012, 22:03
Fani już wiedzą albo tytuł im podpowiada. Reszta dowie się za chwilę. A poza tym – to naprawdę świetny finał niezłego sezonu. Spoilery.
Fani już wiedzą albo tytuł im podpowiada. Reszta dowie się za chwilę. A poza tym – to naprawdę świetny finał niezłego sezonu. Spoilery.
Jeżeli mam się do czegoś przyczepić w "Always", to do, moim zdaniem, zbędnej przemowy Alexis. Tej sceny spokojnie mogłoby nie być, ale niektórzy widać potrzebują dodatkowej łopatologii. Ale poza tym, dostaliśmy wszystko to, czego mogliśmy chcieć od finału kolejnego sezonu "Castle".
Zaczęło się zwyczajnie – od standardowego truposza, ale denat szybko przestał być standardowy, kiedy okazało się, że ostatnią rzeczą, jaką zrobił przed śmiercią, było włamanie do domu zmarłego Roya Montgomery'ego, dawnego szefa Beckett, Esposita i Ryana. Tego samego Montgomery'ego, który okazał się być zamieszany w sprawę śmierci matki Beckett i który poświęcił życie, by ratować Kate.
Beckett z miejsca zamieniła się w psa gończego, a poziom niepokoju Castle'a (ale i reszty ekipy) natychmiast wzrósł do wysokiego poziomu. Kate nie zamierzała cofnąć się przed niczym, wyczuwszy okazję do tego, aby dorwać nie tylko morderców swojej matki, ale i człowieka, który prawie zabił ją samą. Castle nie mógł się temu przyglądać bezczynnie i w końcu zareagował, dociśnięty przez tajemniczego przyjaciela Montgomery'ego.
Jak można się łatwo domyślać, Kate jednak nie miała ochoty słuchać Ricka. Nie pomogła jego szczerość ani uczucia. Beckett postanowiła drążyć sprawę za wszelką cenę i wydawała się być obojętna nawet na to, że Castle zdecydował się odejść z zespołu. Szczególnie że snajper, który ją postrzelił, wydawał się być w zasięgu ręki. Nie oprzytomniała nawet wtedy, gdy Ryan wyraził mocne wątpliwości. Acz zrobił to w Ryanowy, delikatny sposób.
Efekty nie były oszałamiające. Nie udało się jej osiągnąć niczego poza tym, że o mało co nie zginęła i musiała oddać odznakę. Ale nie ma tego złego, co na dobre by nie wyszło, gdyż Kate wreszcie zrozumiała, kto jest dla niej ważny. Można rzec – no nareszcie! Bo przecież ile można czekać? (Wiem, fani House'a i Cuddy czekali więcej sezonów). Rick i Kate wreszcie oboje wiedzą, co do siebie czują. Ba, okazali to sobie.
Wszystko to bardzo cieszy, bo dzięki temu finał 4. sezonu oglądało się świetnie. Ale też "Always" zostawia nas z cliffhangerem, który otwiera nam 5. sezon. Niemniej widzę parę problemów związanych z 5. sezonem.
Po pierwsze, brak napięcia między Castle'm a Beckett. Jak będą parą, to może być za słodko. Z kolei jak się zaczną kłócić, to zrobi się z tego telenowela, a "Castle" od dawna balansuje na tej granicy, choć trzeba przyznać, że naprawdę umiejętnie.
Po drugie, Kate odeszła z policji. Esposito został zawieszony. Ciężko będzie prowadzić jakiekolwiek śledztwo w jakiejkolwiek sprawie bez odznaki. Nawet jeśli Castle przeznaczy swoje miliony na stworzenie agencji detektywistycznej.
Niepokój więc jest, ale też twórcy mogą to rozwiązać jak w tym dowcipie o autorze powieści w odcinkach, który nie otrzymawszy podwyżki zostawił bohatera w sytuacji bez wyjścia. Próbowało wielu potencjalnych zastępców, ale w końcu redakcja dała podwyżkę pierwotnemu autorowi, który zręcznie wybrnął, pisząc, że dzięki niewytłumaczalnemu splotowi okoliczności bohater przeżył upadek z 40. piętra….