"Ucieczka" kończy się finałem, po którym musi nastąpić ciąg dalszy, nawet jeśli go nie chcemy — recenzja
Marta Wawrzyn
25 maja 2020, 22:04
"Ucieczka" (Fot. HBO)
Szalona podróż pociągiem się skończyła, ale to nie znaczy, że musi skończyć się "Ucieczka". Finał 1. sezonu jasno daje do zrozumienia, że planowana jest kontynuacja. Uwaga na spoilery!
Szalona podróż pociągiem się skończyła, ale to nie znaczy, że musi skończyć się "Ucieczka". Finał 1. sezonu jasno daje do zrozumienia, że planowana jest kontynuacja. Uwaga na spoilery!
On, ona i pociąg pędzący przez Amerykę, a do tego dziesiątki twistów, cliffhangerów i sekretów. Romans, komedia, farsa, kryminał, thriller, dramat egzystencjalny. Emocje, energia, nieodparta chemia, kilka głębszych, ale nie aż tak, rozmów o życiu. "Ucieczka" to skomplikowany miks i urocza bzdurka jednocześnie. To też serial, w którym plusy nie zawsze równoważą minusy, zwłaszcza od tego momentu kiedy ginie Fiona (Archie Panjabi) i następuje gatunkowa wolta z dość dużych rozmiarów.
Nie dziwię się deklaracjom widzów, którzy właśnie wtedy dali sobie z serialem spokój, argumentując, że nie tego oczekiwali. Ja zostałam i — mimo wszystko — z przyjemnością wytrwałam do samego końca, nawet jeśli poziom umowności fabuły rósł, zaś poziom mojego zaangażowania w miłosne perypetie dwójki autorów SMS-ów o treści "RUN" spadał. I po finale 1. sezonu (serial określano jako limitowany, ale jak widać, "nic się nigdy nie kończy") mówię: chcę więcej. Mimo wszystko.
Ucieczka to miks, który nie do końca zadziałał
Króciutki finałowy odcinek "Trick" sprawnie zaostrzył apetyt na ciąg dalszy, jednocześnie potwierdzając liczne wady serialu. Tak, tytułowa ucieczka to głupotka, scenariuszowa fanaberia, wymyślona po to, abyśmy mogli poznać oboje bohaterów w nietypowej sytuacji, a nie rzecz warta uwagi sama w sobie. Tak, Ruby (Merritt Wever) ma problem, a Billy (Domhnall Gleeson) niekoniecznie stanowi na niego odpowiedź. Zresztą, wciąż jest palantem, nawet jeśli zdaje już sobie z tego sprawę i obiecuje poprawę oraz szczerze ją kocha (czy to zresztą możliwe po tylu latach?).
Tak, wątek z elementem kryminalnym sprawiał frajdę tylko do pewnego stopnia, bo w którymś momencie oczywiste stało się, że cliffhangery działają na zasadzie małego oszustwa czy też puszczenia oczka do widzów. Trochę tak jak w przypadku "Już nie żyjesz", które bawi się podobnymi zabawkami, ani przez chwilę nie sugerując, że bohaterkom grożą naprawdę poważne konsekwencje. Billy'emu i Ruby też nie grożą, bo nie o to tu chodzi. Ich mała przygoda to pretekst do zmierzenia się z problemami w tzw. codziennym życiu, a tych oboje trochę mają.
I właśnie na tym może skupić się potencjalny 2. sezon "Ucieczki", jeśli tylko showrunnerka Vicky Jones i jej scenarzyści znajdą sposób, żeby widzów znów w to wciągnąć. Cliffhanger na końcu sugeruje, że jakiś plan jest i nie zostaniemy na zawsze z niewiedzą, kogo wybierze Ruby (siebie i swoją porzuconą karierę architektki?), ile jeszcze zniesie biedny Laurence (Rich Sommer) i czy Billy pójdzie na pięć minut za kratki. Pytanie, jak długo ta zabawa może być jeszcze interesująca.
Świetna Phoebe Waller-Bridge w serialu Ucieczka
Znamienne jest, że oglądając ostatnie odcinki, bardziej zaangażowałam się w losy Laurel (Phoebe Waller-Bridge) i jej nowej dziewczyny, policjantki o cudownym imieniu i nazwisku — jak z "Fargo" — Babe Cloud (Tamara Podemski). Ten duet miał więcej ognia, niż zmęczeni dokazywaniem Bonnie i Clyde, a dodatkowo to właśnie w ich wątku momenty komediowe rzeczywiście działały. Deadpan w wykonaniu Waller-Bridge połączony z całym absurdem otaczającym jej postać miał bardzo wiele uroku. O próbach śpiewania w barze z karaoke nie wspominając.
Trudno wyobrazić sobie ciąg dalszy bez Laurel i Babe, co czyni potencjalny 2. sezon jeszcze większą ekwilibrystyką scenariuszową. Liczba wątków do odhaczenia rośnie, a zgrabne ich poskładanie to zaledwie pierwszy krok do sukcesu. Twórcy powinni zadać sobie w tym momencie pytanie, co z tego miszmaszu działało, a co niekoniecznie, i w zależności od odpowiedzi rozplanować następne odcinki.
Być może nie powinni przywiązywać się do chemii pomiędzy Wever i Gleesonem i postawić na podróż w głąb Ruby, która okazała się dużo bardziej złożoną i dającą się — mimo wszystko — lubić postacią niż Billy. Pytanie jednak brzmi, czy "Ucieczka" może i powinna istnieć bez romansu tej dwójki. I czy serial nie wpadnie w tę samą pułapkę co "Obsesja Eve", mnożąc coraz bardziej nieprawdodobne wydarzenia i rozmywając to, co miało być najważniejszą atrakcją, czyli relację głównych postaci.
Potencjalnych problemów trochę jest, a i materiału na więcej niż jeszcze jeden sezon za bardzo tu nie widać. Ale chciałabym, żeby "Ucieczka" wróciła, ze względu na rewelacyjną rolę Merritt Wever, która wreszcie mogła zabłysnąć na pierwszym planie i pokazać, co potrafi. Jej swoboda i rozbrykanie, połączone z umiejętnym sugerowaniem widzowi, że stoi za tym coś więcej, dosłownie niosły serial. Bardzo trudno byłoby mi się z tym pożegnać i zostawić jej postać z cliffhangerem. Zanim jednak scenarzyści siądą do 2. sezonu, powinni wykonać rachunek sumienia.