"Central Park" to animowany musical, jakiego potrzebowaliśmy — recenzja nowego serialu Apple TV+
Kamila Czaja
31 maja 2020, 16:52
"Central Park" (Fot. Apple TV+)
Rodzina nieśmiałego zarządcy parku walczy z okrutną milionerką i wszyscy przy tym śpiewają. "Central Park" miesza gatunki, zapewniając przy tym tak pożądaną dawkę dobrego humoru.
Rodzina nieśmiałego zarządcy parku walczy z okrutną milionerką i wszyscy przy tym śpiewają. "Central Park" miesza gatunki, zapewniając przy tym tak pożądaną dawkę dobrego humoru.
Do mojej koncepcji, że Apple TV+ lepiej radzi sobie komediowo niż dramatycznie, dołożyć można chyba dopowiedzenie, że dotyczy to również komedii animowanych. Po dwóch (z planowanych trzynastu) odcinkach "Central Parku" z optymizmem czekam na kolejne. I chociaż mam wrażenie, że przy kilku korektach ten serial może być jeszcze lepszy, to już teraz polecam. Doceniając też fakt, że Apple TV+ pozwoli nam się cieszyć odcinkami co tydzień.
Warto przy tym pamiętać, że "Central Park", stworzony przez Lorena Boucharda, Norę Smith i Josha Gada, początkowo miał trafić do stacji FOX, podobnie jak wcześniejsza produkcja Boucharda, "Bob's Burgers". Przyznaję, że z popularną w Stanach kreskówką o rodzinie Belcherów nie miałam do czynienia, a nadrabiane dziesięciu sezonów czegokolwiek wydaje mi się na razie misją niemożliwą. Ale podobno "Central Park" pod wieloma względami tamtą animację przypomina, idąc jednak w ambitniejszą stronę.
Central Park to kreskówka w świetnej obsadzie
Mnie skusiła informacja o obsadzie oraz doskonała wiadomość, że to musical. Tych, oczywiście z pomysłem i dobrymi piosenkami, nigdy za wiele, zwłaszcza że nasi serialowi ulubieńcy w tym zakresie to już, nomen omen, melodia przeszłości. I po dotychczasowych odcinkach uważam, że właśnie cechy, które mnie do sięgnięcia po "Central Park" zachęciły, stanowią na razie jego najmocniejsze strony, mimo że bohaterowie i fabuła też mają swoje zalety.
Rodzina Tillermanów pod wieloma względami jest dość przeciętna. Dzieciaki, Molly (Kristen Bell, "Veronica Mars", "Dobre Miejsce") i Cole (Tituss Burgess, "Unbreakable Kimmy Schmidt"), próbują pokonać nieśmiałość i poczucie nieadekwatności, zdobyć psiego przyjaciela (Cole) i uwagę zauważonego w parku chłopaka (Molly). Rodzice, lokalna dziennikarka, Paige (Kathryn Hahn, "Pani Fletcher", "I Love Dick), i zarządca parku, Owen (Leslie Odom Jr., "Hamilton"), walczą w pracy o szacunek, ciekawsze wyzwania, utrzymanie Central Parku na powierzchni wobec małych i dużych kryzysów.
Scenariusze odcinków z jednej strony obejmują więc codzienne wyzwania, w których nietrudno kibicować bohaterom serialu, niemającym siły przebicia, ale miłym i wspierającym się w miarę możliwości. Z drugiej strony mamy wątek nadrzędny, bo na park czyha bogata Bitsy (Stanley Tucci!), pogardzająca nowojorczykami z niższych sfer i knująca ze swoją asystentką, Helen (Daveed Diggs ze "Snowpiercera" i "Hamiltona"), niecny plan zmiany serca miasta w betonową maszynkę do robienia pieniędzy.
Póki co ciekawsze niż konkretne perypetie postaci wydaje się jednak to, co odróżnia "Central Park" od innych tego rodzaju opowieści o walce Dawida z Goliatem. Warto tu wspomnieć o dodatkowej warstwie, którą zapewnia narrator, równocześnie będący parkowym trubadurem. Birdie (Josh Gad, czyli między innymi Olaf z "Krainy lodu") co jakiś czas zapowiada, co się wydarzy, interesująco rozbijając schemat uroczej, ale niekoniecznie bardzo oryginalnej fabuły.
Central Park — animowany musical na trudne czasy
Pod względem animacji "Central Park" się sprawdza i nawet jeśli to nie moja ulubiona kreska, ogląda się ją bardzo dobrze. Zwłaszcza że pojawiają się urozmaicenia, na przykład w formie rysowanych przez Molly komiksów. Przede wszystkim jednak zachwycają piosenki, rewelacyjnie wykonywane przez ewidentnie dobrze czujących się w swoich rolach aktorów. Za każdym razem, kiedy miałam wątpliwości, czy aż tak interesuje mnie wątek ściągania do parku skejterów albo więź między Cole'em a męczącym się w złotej klatce apartamentu Bitsy pieskiem, bohaterowie zaczynali śpiewać, a ja natychmiast odpuszczałam serialowi pojedyncze mniej udane żarty.
Od wielkiego otwarcia, czyli piosenki o Central Parku, w którym "wszystkie szczury idą do nieba", przez kolejne rapy, klasyczne musicalowe dźwięki oraz miks różnych innych gatunków, serialowe utwory imponują słodko-gorzkimi tekstami i pomysłowymi rymami. Trudno wybrać faworyta z dwóch odcinków, ale wahałabym się ostatecznie pewnie między "Own It" a "Weirdos".
I chociaż na razie to, co dzieje się pomiędzy piosenkami, uważam za dobre, ale niezachwycające, to widzę tu potencjał na historię, która wciągnie mnie z czasem mocniej i każe się bardziej zaangażować w losy bohaterów. A póki co słucham w kółko tych śpiewanych kawałków i cieszę się, że mamy taki przyjemny serial, mimo trudnych i nieznośnie aktualnych klasowych wątków sprawdzający się świetnie jako odskocznia w trudnych czasach.